Podsumowanie sezonu 2010
Piątek, 31 grudnia 2010
· Komentarze(7)
Rok 2010 dobiegł końca. Oj, wiele się w nim działo – tu jest miejsca na wydarzenia związane z jazdą na rowerze. Oczekiwania na ten sezon były duże – wyprawa z prawdziwego zdarzenia, z 7-8 tys. km, większe prędkości, zwyżka formy… Co z tego udało się osiągnąć?
W marcu udało się zacząć jeździć, były to jednak pierwsze podrygi – tylko 180 km udało się wykręcić, czyli wręcz symbolicznie. Największą niespodzianką był tu nowy rekord prędkości – 83,16 km/h – zupełnie nieoczekiwany na początku sezonu.
Kwiecień przywitał wietrzną pogodą. W tym jednak roku udało się już coś wykręcić w kwietniu – ponad 500 km. Widoczna była też znacznie wyższa forma – średnie były wyższe wtedy niż u szczytu sezonu poprzedniego. Pewnej niedzieli pękła też pierwsza setka tego sezonu.
I tutaj kolejne zaskoczenie – vmax podczas jednej z wycieczek sięga prawie 84 km/h.
Maj to chyba najlepszy miesiąc tego sezonu, biorąc pod uwagę zupełny brak czasu (przygotowania do centralnego etapu olimpiady z historii) i progress w stosunku do maja roku poprzedniego. Co prawda to tylko 800 km, ale było kilka niezapomnianych wycieczek, zarówno pod względem widokowym, jak i prędkościowym.
Mokry zjazd z Krzyżówki. Podczas tego niezapomnianego wypadu poznaliśmy Rafała
Magura podczas mglistej setki przez Kurovskie Sedlo.
Trzy razy udało się przekroczyć średnią 29 km/h po dość dużych górach, a co sobotnie setki z Maciejem stały się niemal tradycją ;). No i zabójczy vmax, dotychczas niezagrożony nawet przez chwilę – 89,02 km/h! A mogło być wtedy 90 km/h – pęknięcie tej bariery to na pewno jeden z celów na sezon następny.
Oczekiwany czerwiec (wakacje i koniec przygotowań do olimpiady) okazał się nie być tym czym być miał. Powódź i ogólne załamanie pogody uniemożliwiło przekroczenie spodziewanego tysiąca, a wizja pierwszej dwusetki tego sezonu oddalała się z wolna… Zaczęło się od kolejnej osiemdziesiątki – z tą różnicą, że ta pękła na luzie – aż strach pomyśleć co by było gdybym nie pofolgował ;). No i niezapomniana trasa Vabec – Leśnica. Chociaż wycieczka samotna, widoki długo pozostaną mi w pamięci. Deszczowa końcówka również ;).
Naszedł wreszcie czas, który miał być ukoronowaniem wcześniejszych treningów – lipiec. Wyprawa nad morze na tandemach – niecodzienna sprawa trzeba przyznać. Niestety to był mój błąd, że się w to wplątałem, bo nic się koniec końców nie odbyło, kolega też zdezerterował i żadna wyprawa się nie odbyła… Niemniej jednak miesiąc i tak świetny – wypad w Bieszczady udał się wyśmienicie, te chwile zostaną w mojej pamięci na zawsze ;).
Przełęcz chyba Wyżna ;).
Wypad na Słowację niestety deszczowy, chociaż drugi raz w tym sezonie ocieram się o trzysetkę (aczkolwiek było to już w sierpniu).
Początek sierpnia bardzo obiecujący – pierwsze dwa dni to ponad 400 km i widoki na dalsze wojaże. Wielkim sukcesem jest także zorganizowanie wyjazdu na Przehybę – najtrudniejszy podjazd na jakim gościłem dotychczas.
Pod zamkiem Krasna Horka, w czasie rekordowej wycieczki – 288 km, po sporych górach ze średnią 25 km/h.
Niestety miesiąc ten okazał się paradoksalnie najgorszy – groźny wypadek – skutki na szczęście niegroźne, tylko obręcz do wyrzucenia. Do tego dochodzi wyjazd do Niemiec i kolarstwo cierpi. Dobrze, że chociaż NRD zwiedziłem ;).
Brama Brandenburska.
Pałac Sanssouci w Poczdamie.
Wrzesień to Górska Rowerowa Pielgrzymka z Rzeszowa do Dębowca + 3 razy ponad 80 km/h. Z tego miejsca zapraszam gorąco wszystkich na tą pielgrzymkę, bo naprawdę warto! Można powiedzieć, że nic więcej się nie udało się wykręcić i tylko połowa km z września zeszłego roku ~530 km.
Dzika róża gdzieś na trasie tegorocznej pielgrzymki ;).
Październik to wielki powrót sobotnich setek z Maciejem. Były to zakończenia sezonu w pięknym stylu, dolina Popradu o tej porze roku cudowna. Km niewiele, bo i czasu niewiele – klasa maturalna się zaczęła. Udało się za to poznać Arka ;).
O listopadzie nie ma co mówić – ostatnie podrygi, a grudzień to już podziękowania, życzenia, podsumowania ;p.
Trochę statystyk:
Wszystkie km: 5678 km
Średnia: 24,8 km/h
Setki: 17
Dwusetki: 3
Trzysetki: miała być, ale zawsze coś tam stawało na przeszkodzie – niechęć dokręcania kilku km, guma w piwnicy i takie tam…
Powyżej 70 km/h: 29
Powyżej 80 km/h: 10
Najwięcej km w miesiącu: lipiec
Sezon oceniam jako nieudany w wielu punktach, tym bardziej, że niewiele mniej zrobiłem rok wcześniej i to jeżdżąc na bardzo słabym sprzęcie przez większość sezonu. Najgorszy był brak wyprawy i osiągnięcia większej liczby km przez cały rok. Dlatego planów na sezon następny nie robię, bo lubią się one nie spełniać, zobaczymy w trakcie roku jak to się wszystko rozwinie. Jedynym założeniem jest nie zrobić wyników gorszych niż w roku poprzednim ;).
Zapraszam do mojej galerii - wiele nieopublikowanych zdjęć dla ciekawych - może w fotografii w przyszłym roku uda się zrobić małą niespodziankę ;).
A tymczasem szczęśliwego Nowego Roku!
W marcu udało się zacząć jeździć, były to jednak pierwsze podrygi – tylko 180 km udało się wykręcić, czyli wręcz symbolicznie. Największą niespodzianką był tu nowy rekord prędkości – 83,16 km/h – zupełnie nieoczekiwany na początku sezonu.
Kwiecień przywitał wietrzną pogodą. W tym jednak roku udało się już coś wykręcić w kwietniu – ponad 500 km. Widoczna była też znacznie wyższa forma – średnie były wyższe wtedy niż u szczytu sezonu poprzedniego. Pewnej niedzieli pękła też pierwsza setka tego sezonu.
I tutaj kolejne zaskoczenie – vmax podczas jednej z wycieczek sięga prawie 84 km/h.
Maj to chyba najlepszy miesiąc tego sezonu, biorąc pod uwagę zupełny brak czasu (przygotowania do centralnego etapu olimpiady z historii) i progress w stosunku do maja roku poprzedniego. Co prawda to tylko 800 km, ale było kilka niezapomnianych wycieczek, zarówno pod względem widokowym, jak i prędkościowym.
Mokry zjazd z Krzyżówki. Podczas tego niezapomnianego wypadu poznaliśmy Rafała
Magura podczas mglistej setki przez Kurovskie Sedlo.
Trzy razy udało się przekroczyć średnią 29 km/h po dość dużych górach, a co sobotnie setki z Maciejem stały się niemal tradycją ;). No i zabójczy vmax, dotychczas niezagrożony nawet przez chwilę – 89,02 km/h! A mogło być wtedy 90 km/h – pęknięcie tej bariery to na pewno jeden z celów na sezon następny.
Oczekiwany czerwiec (wakacje i koniec przygotowań do olimpiady) okazał się nie być tym czym być miał. Powódź i ogólne załamanie pogody uniemożliwiło przekroczenie spodziewanego tysiąca, a wizja pierwszej dwusetki tego sezonu oddalała się z wolna… Zaczęło się od kolejnej osiemdziesiątki – z tą różnicą, że ta pękła na luzie – aż strach pomyśleć co by było gdybym nie pofolgował ;). No i niezapomniana trasa Vabec – Leśnica. Chociaż wycieczka samotna, widoki długo pozostaną mi w pamięci. Deszczowa końcówka również ;).
Naszedł wreszcie czas, który miał być ukoronowaniem wcześniejszych treningów – lipiec. Wyprawa nad morze na tandemach – niecodzienna sprawa trzeba przyznać. Niestety to był mój błąd, że się w to wplątałem, bo nic się koniec końców nie odbyło, kolega też zdezerterował i żadna wyprawa się nie odbyła… Niemniej jednak miesiąc i tak świetny – wypad w Bieszczady udał się wyśmienicie, te chwile zostaną w mojej pamięci na zawsze ;).
Przełęcz chyba Wyżna ;).
Wypad na Słowację niestety deszczowy, chociaż drugi raz w tym sezonie ocieram się o trzysetkę (aczkolwiek było to już w sierpniu).
Początek sierpnia bardzo obiecujący – pierwsze dwa dni to ponad 400 km i widoki na dalsze wojaże. Wielkim sukcesem jest także zorganizowanie wyjazdu na Przehybę – najtrudniejszy podjazd na jakim gościłem dotychczas.
Pod zamkiem Krasna Horka, w czasie rekordowej wycieczki – 288 km, po sporych górach ze średnią 25 km/h.
Niestety miesiąc ten okazał się paradoksalnie najgorszy – groźny wypadek – skutki na szczęście niegroźne, tylko obręcz do wyrzucenia. Do tego dochodzi wyjazd do Niemiec i kolarstwo cierpi. Dobrze, że chociaż NRD zwiedziłem ;).
Brama Brandenburska.
Pałac Sanssouci w Poczdamie.
Wrzesień to Górska Rowerowa Pielgrzymka z Rzeszowa do Dębowca + 3 razy ponad 80 km/h. Z tego miejsca zapraszam gorąco wszystkich na tą pielgrzymkę, bo naprawdę warto! Można powiedzieć, że nic więcej się nie udało się wykręcić i tylko połowa km z września zeszłego roku ~530 km.
Dzika róża gdzieś na trasie tegorocznej pielgrzymki ;).
Październik to wielki powrót sobotnich setek z Maciejem. Były to zakończenia sezonu w pięknym stylu, dolina Popradu o tej porze roku cudowna. Km niewiele, bo i czasu niewiele – klasa maturalna się zaczęła. Udało się za to poznać Arka ;).
O listopadzie nie ma co mówić – ostatnie podrygi, a grudzień to już podziękowania, życzenia, podsumowania ;p.
Trochę statystyk:
Wszystkie km: 5678 km
Średnia: 24,8 km/h
Setki: 17
Dwusetki: 3
Trzysetki: miała być, ale zawsze coś tam stawało na przeszkodzie – niechęć dokręcania kilku km, guma w piwnicy i takie tam…
Powyżej 70 km/h: 29
Powyżej 80 km/h: 10
Najwięcej km w miesiącu: lipiec
Sezon oceniam jako nieudany w wielu punktach, tym bardziej, że niewiele mniej zrobiłem rok wcześniej i to jeżdżąc na bardzo słabym sprzęcie przez większość sezonu. Najgorszy był brak wyprawy i osiągnięcia większej liczby km przez cały rok. Dlatego planów na sezon następny nie robię, bo lubią się one nie spełniać, zobaczymy w trakcie roku jak to się wszystko rozwinie. Jedynym założeniem jest nie zrobić wyników gorszych niż w roku poprzednim ;).
Zapraszam do mojej galerii - wiele nieopublikowanych zdjęć dla ciekawych - może w fotografii w przyszłym roku uda się zrobić małą niespodziankę ;).
A tymczasem szczęśliwego Nowego Roku!