Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2010

Dystans całkowity:825.19 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:30:22
Średnia prędkość:27.17 km/h
Maksymalna prędkość:89.02 km/h
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:68.77 km i 2h 31m
Więcej statystyk

Wind of change?

Sobota, 29 maja 2010 · Komentarze(2)
Kategoria >100 km, >70 km/h
Wyjazd 6:15, tym razem niestety sam, odpuściłem sobie z paru przyczyn wyjazd z Kingą. Szerokiej drogi!

Początek mocno do Żmigrodu, średnia 31,5 km/h. Potem było niestety tylko ciężej i wolniej ;/.


Poranek koło Folusza ;).


Wiatraki przed Żmigrodem.

Od Żmigrodu do Dukli dużo pod górę, na dodatek robią drogę i klika razy musiałem się zatrzymać na światłach - ruch wahadłowy, zebrałem wszystkie czerwone ;). W Dukli przerwa pod sanktuarium Jana z Dukli:




Dalej odcinek do Miejsca Piastowego, drogą międzynarodową z Rzeszowa do Barwinka, wśród tirów. Podjazd, który bardzo lubię:


Bardzo łatwo wchodzi, znacznie lepiej niż niewidoczne górki w polu - niby płasko, ale licznik prawdę powie. Na szczycie:


Ten rejon to oczywiście niegdysiejsze zagłębie naftowe. Kiedyś istniały tu bogate złoża, niedaleko położona jest Bóbrka, gdzie powstała pierwsza kopalnia ropy naftowej na świecie, założona przez Ignacego Łukasiewicza. Nie jest to jego jedyna zasługa. Wynalazł on także pierwszą na świecie lampę naftową, która obecnie znajduję się w kapliczce w Gorlicach, na rogu ul. Kościuszki i Węgierskiej. Widzę ją codziennie z okna ;).
Zjazd do miejscowości Rogi - 76,32 km/h - jakoś nie zrobiło to na mnie wrażenia - co to jest 76 km/h ;p? Od Krosna do Biecza masakra - jazda przestaje być przyjemnością - wieje przeokrutnie, mogę zapomnieć o średniej 30 km/h, która była spokojnie na tej trasie do zrobienia. Ten odcinek streścić mogę w czterech słowach - wiatr, wiatr, światła, wiatr. Gdybym wiedział, że tak marnie będzie się jechać, to pewnie nie nastawiłbym budzika na tą 5:25. Mimo to drugi czas na setkę - nie zmierzyłem dokładnie, bo miałem dość, ale coś koło 3:27



not much more

Rozsądek wziął górę

Piątek, 28 maja 2010 · Komentarze(4)
Kategoria >50 km, >80 km/h
Szybka runda z yetim po okolicznych górkach:


Pod Bielanka, próbuję dotrzymać góralowi tempa, ale odpadam na wysokości farm kurzych. Mimo to i tak wyjeżdżam dość mocno. Do Leszczyn ostrożnie, pod Kunkowa swoim tempem, znów zamykam nasz dwuosobowy peleton. Zjazd do Uścia, jakieś czary. Składam się i idę na maksa dopiero na długiej prostej, wcześniej powoli dokręcam. 89,02 km/h... Rozwaga wzięła górę (jeśli, w ogóle można tak w tym miejscu napisać ;p) i przed zakrętem kończącym prostą odpuszczam, wchodząc bez problemu (jakby pękło 90 km/h też by weszło, no ale życie jest jedno). Mateusz mógł mieć 9 z przodu, bo mnie zaczął wyprzedzać, tyle, że jego licznik zaniża i pokazał 88,5 km/h. Na Magurę zostawia mnie około 2 minut, jechałem całkiem na luzie. W dół małe wyścigi z chooperem. Na początku ostatniej prostej wyprzedzam ich, kobieta i facet śmiali się ze zdziwieniem i pokazywali na mnie palcami :D. Przy 74 km/h wydawało mi się, że się ledwo toczę ;)... Łapie się koła w pewnym momencie, ale jechali tuż przy osi jezdni, a z naprzeciwka coś jechało i wolałem odpuścić ;). Od Magury 40-50 km/h, zostaje na hopie w Sękowej/ Siarach. Wycieczka skończyła by się całkiem standardowo, gdyby nie lądowanie UFO:


Dzięki wielkie xD

more photos

sekundy grozy

Wtorek, 25 maja 2010 · Komentarze(4)
Kategoria >80 km/h, do 50 km
Niestety Magura z yetim nie wypaliła, akurat nie mogłem jechać ;(.

Idąc do Lidla godzinę później, jak zawsze zerknąłem zwyczajem rowerzysty na flagi Statoila. Wskazywały, że wiatr wieje z północnego zachodu. Co to oznacza? Szybką wyprawę do Bystrej.

Spod kapliczki bez dokręcania, zupełnie na luzie 68,04 km/h, pod lekko boczny wiatr. Wdrapuję się na szczyt na lewo od kapliczki, chwila na oddech i ogień w dół. Nie zacząłem od 3x9 od razu i myślę, że był to dobry pomysł. Przed hopką ponad 76,5 km/h - nigdy tam tyle nie szedłem. I dobrze, że nie więcej, bo trafiłbym do "sekund grozy" w discovery jako "szczególny pokaz braku rozsądku i mózgu i przyczepności opon marki Kenda no name, na ostrym zakręcie przy 76 km/h. Mówiąc wprost, ledwo wszedłem w zakręt ;p. Dalej to już ostry but i dobijam 84,77 km/h, nowy rekord.

Czy można było więcej? Na pewno. Ruszałem z góry przy średniej klasy podmuchu wiatru w plecy, jak wiało później? Mówiąc szczerze nie wiem ;), ale generalnie w plecy. Tak czy siak było fajnie :D.

Ściągając strój w domu poczułem nagły ból w prawym kolanie... Pszczoła! Nawet nie wiem kiedy się tam znalazła. Może jednak załapie się do discovery. Co ciekawe, już drugi raz miałem taką sytuację. 3 lata temu, gdy byłem jeszcze mały, słaby i jeździłem na grandzie, zjeżdżałem do Uścia. 66 km/h - pierwszy porządny rekord - nagle ukłucie w prawe kolano. Była to wtedy dla mnie taka prędkość, że bałem się spojrzeć co to. Dopiero na dole wyciągnąłem ją z nogi i pojechałem dalej ;p.

Ale się rozpisałem, a przecież to tylko 16 km ;p.

Ma góra Magura

Niedziela, 23 maja 2010 · Komentarze(1)
Szybka rundka, prawdę mówiąc bardzo szybka z Tomkiem i Maćkiem. Szkoda ekg - Magura i z powrotem, do szczytu czas 25 minut, z wiatrem, ale i tak ciężko. Czas na szczyt - 10 minut 36 sekund, Maciek ładnie finiszuje, odstawia nas na pare metrów, wyrównuje swój rekord.
Zjazd dociskam, ile się da - pod wiatr prawie 73 km/h. Dalej ostre tempo pod wiatr, mocne zmiany idą (nawet na Kochanowskiego nie odpuszczamy), pogawędka pod Dukatem i do domu, niestety czas nie pozwala na więcej (przynajmniej mnie).

+ oberwana droga na zakrętach przed Małastowem
+ ogromne ilości rowerzystów, może nie kolarzy, ale też "po bułki do sklepu" nie jechali ;).

[wieczorem zajme sie poprzednim wpisem, dzis o dziwo komputer działa od 4 godzin bez błękitu na ekranie, ale cos ewidetnie nie gra]

Piorun

Sobota, 22 maja 2010 · Komentarze(4)
Przychodzi sobota, jest sypanie. Oczywiście i tradycyjnie już z Maćkiem. Co by wiadomo było wszystko:


Do Ropy death on the road. Nie mogłem utrzymać marnych 30 km/h. Przed pierwszym porządnym podjazdem zdejmuje, mimo porannego chłodu kurtkę i nogawki, jestem jak nowo narodzony. Mimo złego samopoczucia na średnia w granicach 29 km/h. Ruszamy pod Tanią Górę. Podjazd jest ciężki, około 4 km długości, nachylenie odpuszcza tylko w paru miejscach. Na szczycie widok na Chełm, Wawrzkę i można się toczyć w dół. Dobry słowem byłoby telepać, bo droga jest dziurawa jak nie powiem co, jednak na jednej prostej leży nowiutki dywanik, proszący się o jak najszybsze opuszczenie go - robię to z prędkością 71,44 km/h, mijając, "pykającego powoli", jak on to mówi, Macieja niczym rakieta ;p.

Tymczasem droga pnie się w górę rzeki i nie jest łatwo i prosto. Przed Banicą pochłaniam żółtego kolegę z czerwonego plecaka, czyli po prostu bananka, w takiej o oto scenerii:


Nic tylko jeść ;). Przed Banicą skrę na Izby, droga całkiem miła, chociaż asfalt woła naprawę. Tu też popełniam swój pierwszy HDR:



Maciek w Izbach.

Aby dostać się do Mochnaczki Niżnej musimy pokonać 4 km nierównych betonów. Ciężką piłę pod górę umilają widoczki szczególnie "ochmurzona" Lackowa, najwyższy szczyt Beskidu Niskiego.


(do dobrego oglądania panoram zalecam zapisanie zdjęcia na dysk i wyświetlenia w jakimś programie z możliwością powiększenia)


Po betonach...


Kapliczka w Mochnaczce Niżnej.

Przed skrętem na Berest przed Mochnaczką Wyżną, stajemy na mały popas, w międzyczasie zapraszam na reklamę naszych sponsorów:



Towarzyszą nam malownicze krajobrazy ;).

Krótka hopka i naszym oczom ukazuje się Piorun, który był dziś jednym z naszych celów.

Mijamy kibiców:



Szeroka panorama na otoczenie (polecam powiększenie, niestety niemożliwe na blogu).


Najbardziej malowniczy wycinek z powyższej panoramy ;).

Podjazd jest dość stromy, ale krótki, więc nie sprawia większych problemów, czas na fotki ze szczytu:

Lackowa raz jeszcze.


180 stopni (chyba ;p)

Zjazd do Piorunki to materiał na osobny wpis. Do pierwszego zakretu, który okazuje się mieć 90 stopni, idę spokojnie ponad 60 km/h, i nagle towarzysz podejmuje próbę wyprzedzania z około 72 km/h na liczniku, niestety musi się schować, bo jest za ciasno. W tym momencie się urywam, mijam szybko chyba jeszcze dwa zakręty, koło 60 km/h i na ostatniej prostej ogień pod wiatr - 76,32 km/h. Do Berestu czeka nas jeszcze sztywna hopa i zaczynamy toczenie pod Krzyżówkę. Podjazd jest dłuuuugi - bo ponad 5 km, ale łatwiutki, jedziemy na luzie 15-16 km/h, końcówka nawet ponad 20 km/h. A swoja drogą jadąc pod górę, człowiek zdaje sobie sprawę, że jest znacznie więcej zakrętów niż to zauważa na zjeździe. Przerwa na szczycie, rzut oka na podjazd od strony Sącza, ten kadr bardzo mi się podoba, Na granicy lasu widać linię szosy:


Pod wiatr do Grybowa, Ropska wchodzi łatwo, dziś zostaje na niej trochę Maciej, z powodu nadwyrężonych ścięgien. Za to na zjeździe, z ładnym wiaterkiem pod narty, ustanawia rekord Ropskiej - ponad 76,7 km/h. Kto da więcej? Ja idę koło 74,5 km/h, co daje inny rekord, a mianowicie nigdy w czasie jednej wycieczki nie przekroczyłem 7 dych trzy razy ;). Do Szymbarku ogień z wiatrem, dalej już jakoś przepychamy i finisz :).

Dzięki wielkie xD!

click for something more

Śmierć nadejdzie na Ropskiej...

Sobota, 15 maja 2010 · Komentarze(7)
I nigdzie indziej, tylko tu...
Dla jasności:


Ale od początku. Stał się cud, czyli udało się ruszyć we czwórkę: Maciek, Kinga i Tomcio. Kierunek i cel: Słowacja, Kurovske Sedlo. Wyjazd 0 6 rano, toteż na Magurze łapie nas zmrok:



Zemsta mleczarza ;p

Pogoda ogólnie do jazdy nie zachęca, ale my zachęt nie potrzebujemy :). Do Bardejova tempo szarpane + wygłupy.

Dobre z nich chłopaki, ale strasznie aerodynamiczne...


Konkurs: znajdź bociana. Inne siedziały na latarniach przed przejściem, ogólnie w Koniecznej jest tego jak szarańczy...


To zdjęcie nie zostało dopuszczone do konkursu - zbyt trudne ;p.

Na przejściu spotykamy rajd z PTTK-u. Pare fot, krótka rozmowa i trzeba się zbierać, bo tempo jest średnie, a chmury mają coś w zanadrzu.


Z rowerkami od lewej Tomek, Kinga, ja i Maciek :).

Teraz 15 km w dół do Bardejova, chłopaki z ostatniej ścianki z highway to hell wyciągaj 74 z kawałkiem, ja troszkę odpuściłem, ale 7 się pojawia ;). Na rynku dłuższa przerwa + zdjęcia + żarełko i te sprawy.


A dziś nie będzie zdjęć bardejovskiego rynku! W zamian za to urokliwy budynek dworca autobusowego ;).


Nasz czwórka :).

Zaczyna się powolna wspinaczka. Do Tarnova jest lekko pod górę, jazdę umilają żółte pola rzepaku, zielone wzgórza, kwitnące na biało drzewka, chmury z których zaraz może lunąć i pizgający wiatr. W Tarnovie skręt w prawo i zaczyna się podjazd pod granicę. Pierwsze 7 km znośne, idziemy w parach, ostatni km wyciska siły, odpoczywamy na ergoduponomicznych kamyczkach ;). Ale wróćmy do samej górki:


Tomek wyrywa słupki pod komisariatem policji ;p.

W dół:


i w górę:


Zjazd szkoda gadać, tylko 2 km a dziurska po pachy. Tylicz, Mochnaczki - pod Krzyżówkę właściwie od tej strony porządnego podjazdu nie ma - tak się wlecze zadupiami. Na górce powinniśmy zrobić przystanek (tak mi potem do głowy przyszło), ale od razu zjeżdżamy świetnymi zakręcikami Berestu - dziś sucho. Tomek pokazuje technikę i odjeżdża kawałek. Do Grybowa tempo takie se, bo wieje bo paszczach mocno, ale jest w dół, więc 30 trzymamy. Przed miastem dopada mnie kryzys, więc opitalam bananka i but pod Ropską. Oj, jak się ciągło... Oj, jak powoli... Oj, jak źle... Jeśli umrę - to na Ropskiej - od strony Grybowa. Z racji, że zazwyczaj jestem tu po dłuższej wyciecze ten podjazd to zawsze męczarnia - mniejsza lub większa. Dziś WIĘKSZA ;). Do domu każdy ciągnie każdego w parach, ogólnie zaprzeczenie zgranego peletonu, hehe, ale dojeżdżamy ;)

Dzięki xD

Oj zmęczyłem się, dziś miałem zdecydowanie gorszy dzień!

not only from slovakia

Regietów

Czwartek, 13 maja 2010 · Komentarze(2)
Kategoria >50 km, z Maćkiem
Kolejna niezbyt spokojna pętla z Maciejem.



Najpierw kurs na Kościuszki 82, wpadła Amelia toffi z Biedronki ;).Ostro ruszamy, pod Magurę 10 min 30 sec, nowy rekord, poszliśmy w trupa, na górze nie wiedziałem jak się nazywam.


Ze śmiercią na pieńku... ;)


No dobra, tu już odżyłem ;p.

W Smerekowcu skręcamy na malowniczą drogę do Regietowa, goszczę tu na kołach po raz pierwszy :).


W Smerekowcu miało miejsce małe wniebowstąpienie chyba...

Owa dróżka:


A tu już opuszczamy Regietów, w tle Rotunda jak sądzę.


Dalej aż do skrętu na Hańczową ostra jazda na granicy 50 km/h. Hopki, świetnie wyprofilowane zakręty, droga jak marzenie. Do Hańczowej dość wyczerpujący podjazd, na początek polem, kończymy w lesie, na szczycie pada banan. Się zdziwią niedźwiedzie i inne wilki jak znajdą skórkę - banany w Polsce? Niestety, mieliśmy inne zmartwienia, bo zjazd był beznadziejny - niby nowa nawierzchnia - a jakaś garbata, środkiem drobny żwir - zabójstwo kolarza.
A tu powrót na podjazd, czarne chmury nad Uściem:



Do Uścia migiem, na osuwisko asfalt. Hopki troszkę źle taktycznie, ale nie było najgorzej, trzymaliśmy dość ładne prędkości. Zdecydowaliśmy się na wariant Łosie - Bielanka. Podjazd dość mocno, szczególnie do postoju, Maćka - ścięgno domagało się średniej 32km/h ;p.
Wycieczka byłaby w 100% udana, gdyby nie to, że w bucie lewy blok złapał luz na podkładce. Odebrało mi to radość z jazdy, jutro będziemy się nad tym biedzić.
Zjazdy spokojnie.

Na koniec Klimkówka w nietypowej szacie:



let's have a little click!

Dzięki xD!

Draśnięcie

Poniedziałek, 10 maja 2010 · Komentarze(1)
Razem z dudkiem drasnęliśmy osiemdziesiątkę spod kapliczki w Bystrej, a ja żeby by było ciekawej zostałem draśnięty przez przeuroczego pieska - mojego buta jako draśnięcie nie zapamięta ;).

Krynica na mokro

Sobota, 8 maja 2010 · Komentarze(2)
Na Przechybę była zbyt niepewna pogoda dziś, ale jakoś tak nie padało więc ruszyliśmy z Maćkiem na jakąś szybką 50 :). Pod jego blokiem zapada decyzja - równie szybka 80...

W Ropicy bus muli mnie spalinami, skutkiem czego zamulanie pod Ropską, Maciek ładnie wchodzi. Ptaszkowa mocno, ale wracam do siebie w Cieniawie, gdzie moje płuca zostają świetnie przewentylowane przy 78 km/h ;).

W Sączu, w czasie odpoczynku, spotykamy Rafała oraz decydujemy się na uderzenie na Krynicę.


Ratusz w Nowym Sączu.

Zaczyna się jazda w górę rzeki, chyba Kamienicy, ale tempo jest dobre, na kilometr czy dwa przed właściwym podjazdem pod Krzyżówkę zaczyna się ulewa, która zatrzymuje nas na przystanku przez ponad godzinę. Na słowa, że się przejaśnia, zaczyna prać gradem. Mamy co chcemy ;).




Pod Krzyżówkę, w lekkim deszczyku i po mokrym. Aby się rozgrzać jadę mocno, do pierwszego zakrętu koło 25 km/h, potem zastane mięśnie dają się we znaki.

Na górze, decydujemy się na zjazd do Krynicy, ale potem okazuje się, że ostatecznie Rafał odpuścił i śmignął na Berest. Szkoda, że bez pożegnania, numerów telefonu, ale bikestats.pl zapisał w ciągu długiej godziny na przystanku :). Dzięki!

Zjazd mało przyjemny, bo mokro, ale słońce wyszło, jeden zakręt dosłownie parował. W mieście w ogóle nie padało, jacyś skejci dziwnie na nas patrzyli, gdy wyżynaliśmy skarpetki na schodach pod pijalnią. Ale od strony granicy zbliżała się potężna chmura, znaleźliśmy się w kleszczach :p.


Maciek. Krzyżówka bardzo mi się spodobała, bardzo malowniczo położona.

A to już Krynica:





Zabytkowy dom zdrojowy.


Nowy dom zdrojowy i pijalnia.

Chociaż długi, to jednak wszedł łatwo i bardzo szybko - mowa o podjeździe z powrotem na Krzyżówkę. Stamtąd ruszamy drogą na Berest - droga zarąbista - leśne zakręciki i serpentynki - szkoda, że tak mokro.


Rzut oka w stronę Krynicy - na pewno ich tam przelało po naszej wizycie :p.

Od tego momentu cały czas w dół, mniej lub bardziej, dudka spotykamy w Kąclowej. Pod Ropską straszne zamulanie, potem wiatr w plecy i bardzo szybko docieramy do Gorlic.

Średnia bardzo wysoka, 100 km w rekordowym czasie - 3:22 i to po sporych górach :).

Dzięki xD!



click for something more