Wpisy archiwalne w kategorii

Kielecczyzna 2009

Dystans całkowity:554.26 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:22:37
Średnia prędkość:24.51 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:92.38 km i 3h 46m
Więcej statystyk

Kielecczyzna 2009: Podsumowanie

Wtorek, 21 lipca 2009 · Komentarze(0)
To była wyprawa zaplanowana w 5 minut, aż dziw, że udało mi się zrobić wszystko co zrobić chciałem, czyli:

- Osiągnąć Kielce i Starachowice.
- Spotkać się z rodziną i dwoma kolegami.
- Zobaczyć coś ciekawego na tych terenach.

Z tych trzech udało się spełnić 2,5 ;). Trzecie nie do końca - nie pojechałem na Święty Krzyż i inne ciekawe miejsca :( Brakło czasu, a przedłużyłem mój pobyt o dzień.

Olbrzymim utrudnieniem był górski plecak, który musiałem wziąć, naprawdę ciężko się w tym jedzie i nie polecam. W tym przypadku nie miałem za bardzo innego wyboru :)

Wszystkie kilometry: 554,26 km
Czas jazdy: 22h 37 minut
vmax= 60 km/h

Teraz podziękowania:
- Dla rodzinki (tej najbliższej), że w końcu odpuścili i mogłem pojechać
- Dla babci, za nocleg i wikt przez 4 dni i noce. No i oczywiście za samo spotkanie :)
- Dla siostry (;*) i jej rodziców za to samo, tyle, że przez 2 dni i 1 noc, a najbardziej za spotkanie :))
- I dla Granda, że się nie rozleciał i chce mnie wozić (chyba nie ma wyjścia :P)

< Dzień poprzedni

Kielecczyzna 2009: Wiatr w polu po raz drugi

Poniedziałek, 20 lipca 2009 · Komentarze(0)
Niestety! Robota czeka i nie mogłem zostać dłużej w uroczej Kielecczyźnie :( Wrócę tu kiedyś, ale na razie to trzeba wrócić do domu ;)

Babcia napakowała mi tyle jedzenia, że bałem się o swoje plecy, znowu trzeba było wykręcić koło 200 km z takim bagażem ;/ O 8 ruszyłem w trasę.

Kielce - Morawica - Chmielnik - Busko Zdrój - Stopnica - Pacanów - Szczucin - Radwan - Dąbrowa Tarnowska - Tarnów - Tuchów - Gromnik - Ciężkowice - Gorlice

Od Morawica totalne zaskoczenie. Wiatr miał być czysto zachodni, a tym czasem zawiewa, zresztą bardzo przyjemnie z północy i północnego zachodu, dało mi to niesamowitego kopa i pagórki do Buska Zdroju pokonałem w około 1h 45 minut. Po krótkim odpoczynku na BP pojechałem w kierunku przeprawy na Wiśle w Szczucinie. Tutaj to dopiero było darcie. Jedna przerwa na zakup 0,5 kg nektarynek od przydrożnego sprzedawcy (na odcinku Busko - Pacanów stoją co kilkanaście metrów) i prędkość cały czas 30-45 km/h, pomimo małych wzniesień. Niestety w czasie "zakupów" minął mnie jedyny spotkany dziś kolarz. Nawet nie bawiłem się w pościg, bo przy takiej aurze musiał iść cały czas +40 km/h. Lekkie załamanie nastąpiło przed Szczucinem, gdzie zmieniłem kierunek jazdy na południowy, a wiatr zresztą też i dął mi prosto w twarz ;/. Stwierdziłem, że to dobry moment, aby zjeść obiad i zatrzymałem się na pół godzinki w barze 3 km przed Dąbrową Tarnowską. Bardzo miła obsługa, duże porcje, jedzenie przeciętne, polecam :) Na podjeździe w Lisiej Górze poczułem wreszcie wiatr z tej strony, z której zawsze być powinien i przez Tarnów przeleciałem niczym burza.

I tu się pojawia ciekawa kwestia: ścieżki rowerowe. Nabudowali tam tego pełno i nic bym nie mówił, bo są rowerzyści preferujący wolną, relaksacyjną jazdę, powiedzmy 20-25 km/h i nic mi do tego, ale u licha niech nikt mnie nie zmusza do takiej jazdy, kiedy spokojnie mogę przycisnąć 10 km/h więcej! A na ścieżkach się nie da! Nie wiem czy nawierzchnia taka kijowa czy co, w każdym razie mnie duży ruch na drodze nie przeszkadza, a mi tu wylatują ze znakiem: "zakaz jazdy rowerem" ;/ Oczywiście to olałem i przeciąłem miasto szeroką aleją, która przeważnie opada pod dość dużym kątem, zamiast męczyć się ścieżka, na której zresztą pełno przechodniów ;/

Do Tuchowa droga ciężka; potężna góra wznosi się nad Tarnowem, ale jej zdobycie nie zajęło mi tak dużo czasu jak się obawiałem. Na zjeździe w Porębie Radlnej 58 km/h - vmax wycieczki. Od razu zaznaczam, że na zjazdach nie pedałuję (chyba, że muszę powiedzmy do tych 40 km/h), składam się tylko w aerodynamiczną pozycję i jadę i rower się rozpędzi. W Tuchowie zwiedziłem (z zewnątrz) klasztor Redemptorystów i pojechałem w dalszą, niedługą już drogę.

W Ciężkowicach ostatni dłuższy postój i zakupy i atak na jedno z najgorszych wzniesień tej wyprawy. Moje obawy jednak się nie sprawdziły i wbiłem się na górę dość szybko. Stamtąd już okolicą, której nie lubię: jazda zapyziałymi wiochami, w których jezdnia wije się jak wąż i nigdy nie wiadomo, gdzie nas za chwilę powiedzie. Uszczęśliwiony dojechałem wreszcie do Gorlic, kończąc trasę z bardzo dobrą średnia, w stosunku do długości i przed wszystkim zmęczonego życiem Granda.

Aha, właśnie. Dzisiaj rekord na setkę :) 3h 33 minuty :)

Takie coś musiałem wozić przez te 550 km ;/



Łąki w Świętokrzyskim ;)


Klasztor w Tuchowie


Ogród pielgrzyma? :)


Ujęcie klasztoru z oazy zieleni, naprawdę przyjemne miejsce :)



< Dzień poprzedni Podsumowanie >

Kielecczyzna 2009: after sister

Niedziela, 19 lipca 2009 · Komentarze(0)
Było fajnie, jest fajnie a jak będzie?

Po nocy z siostrą i połowie dnia z resztą nadeszła pora jechać na nocleg i jutro kręcimy do Gorlic. Rano popadało i mocno się ochłodziło, a ja nie wziąłem nogawek i koszulki z długim rękawem :( Ale nic, ruszamy po 17 chyba. Już za Tobą tęsknie siostra. Z tego miejsca pozdrowienia dla Ciebie i rodziców ;**

Starachowice - Rzepin - Bodzentyn - Święta Katarzyna - Radlin - Cedzynia - Masłów - Kielce

Chciałem traskę trochę zmienić i sypnąć przez Skarżysko, no ale wujek odradził jazdy główną drogą. Mnie to tam mało przeszkadza, no ale żeby się nie denerwowali :)

Jechało się ciężko, pod silny wiatr ;/ wrrr, znowu! W Świętej Katarzynie zatrzymałem się na pare zdjęć przy tutejszej atrakcji, klasztorze. Potem ruszyłem dalej, pokonując długi jak na region podjazd w Masłowie i stamtąd pokonałem pare km do miasta i wszyscy happy, że dojechałem :).


Widoki charakterystyczne dla tych terenów :)




Klasztor w Świętej Katarzynie :)


O zachodzie na zachodzie ;) Osiedle (bodajże) "Na Stoku".


Na wschodzie o zachodzie :)



< Dzień poprzedni Dzień następny >

Kielecczyzna 2009: sister

Sobota, 18 lipca 2009 · Komentarze(0)
Kielce - Cedzyna - Radlin - Święta Katarzyna - Bodzentyn - Rzepin - Starachowice

Głównym celem wyjazdu do Kielc były Starachowice, bo tam mieszka moja siostra (sam sobie się przyszyliśmy nawzajem ;p)
Trasa wiodąca wioskami i w sumie niezbyt ciekawa.W Bodzentyniu podjechałem na zamek, ale nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia. Pojawiło się pare większych górek jak na warunki Ziemi Kieleckiej, ale nie mogą równać się one z wniesieniami Beskidów :) Jak zawsze wiatr przez 30 km ;/ Czuję, że Grand dogorywa. Nie jest to agonia, ale po średnich i prędkościach widzę, że coś nie gra. Może napęd, może opona? Aby objechać do domu i zmieniam mam nadzieję sprzęt w niedługim czasie :)

W Starachowicach są trzy BLISKIE. O dwie za dużo ;p
"Gdzie jesteś?"
"Na BLISKIEJ"
"Wyjadę po Ciebie rowerem, to niedaleko"

Jest fajnie xD


Przepiękne, głównie sosnowe lasy w Kieleckim. To zdjęcie pochodzi, jeśli się nie mylę z okolic podjazdu za Świętą Katarzyną.


Ruiny zamku wzniesionego w XIV w & Grand ;)


"Piaski" w Starachowicach.



< Dzień poprzedni Dzień następny >

Kielecczyzna 2009: CK

Piątek, 17 lipca 2009 · Komentarze(0)
Dzisiaj wypadało pojeździć trochę dwupasmówkami po mieście i nacieszyć się nimi póki są ;p W Gorlicach nie uświadczy ani metra. Jedynym problem są koleiny, w których TONĄŁEM. Jadąc Aleją Solidarności w dół przy prędkości +40 km/h przyszło hamować przed światłami. Klamki do spodu, a ja jadę dalej ślizgając się grzbietem koleiny, koła niebezpiecznie spadały to na jedną, to na drugą stronę. Na szczęście udało się zatrzymać, ale niewiele brakowało i zaliczyłbym efektowny lot przez kierę prosto w tyłek jakiegoś samochodu. Byłoby wesoło ;)

W sumie zjeździłem więcej niż pół miasta, nie zagłębiając się w osiedla. Dobrze je znam, więc nie było problemów z nawigacją ;)

Autobusy miejskie szybsze niż poczciwe gorlickie MZK ;)

< Dzień poprzedni Dzień następny >

Kielecczyzna 2009: Wiatr w polu

Czwartek, 16 lipca 2009 · Komentarze(0)
To była najszybciej podjęta decyzja w moim życiu :) Od dziś miała być praca, ale przesunęło się, to aż na środę, więc... jadę do Kielc :)
To nie była taka prosta sprawa. Rodzice oczywiście się opierali, jednak gdy rano zacząłem robić kanapki i pakować manatki odpuścili. Pojawił się za to inny problem. Jadąc na 4 dni trzeba coś wziąć oprócz niezbędnych rzeczy każdego kolarza, czyli jakieś ubrania, dezodorant bieliznę itepe itede :) Moje sakwy są jeszcze w sklepie (znaczy niekupione), wybór padł na plecak od wycieczek w góry. Nie wiem czy była inna możliwość, ale ta była beznadziejna. Ważyło to dużo i duże było, jazda z tym męczyła strasznie.

W końcu udało się ruszyć, o 8 rano. Do Ciężkowic dość szybko, z jednym małym mykiem. Spotkałem Ślązoka na rowerze, który wskazał mi skrót przez Rzepiennik Strzyżewski, którym miałem wypaść przed Tuchowem. Ponoć 1,5 km pod górę, potem cały czas w dół. Wszystko fajnie, tyle że zrobiłem niepotrzebnie kilometry bo wyjechałem nagle w Ciężkowicach. Do Tuchowa płasko, dopiero do Tarnowa potężny podjazd i zjazd do miasta. Następnym celem była Dąbrowa Tarnowska, gdzie szybko się dostałem mimo tragicznego ruchu na szosie.

Dalej mimo łatwej, pagórkowatej drogi zaczęły się schody, czyli innymi słowy nadszedł kryzys. Ostatnio ich już nie miewałem, dziś jednak miałem dodatkowe obciążenie, upał robił swoje, a i wiatr często zawiewał na złość w facjatę. Podjąłem decyzję, aby zatrzymać się, jednak 2 kolejne postoje w szczerym polu tylko pogłębiły brak sił. Toczyłem się ze słabą prędkością w kierunku Buska i natknąłem się na przydrożny bar. Zatrzymałem się, odpocząłem dość długo, a schabowy postawił mnie na nogi. Wróciły siły, wróciła normalna prędkość. Przemknąłem szybko przez Busko. Tutaj wzniesienia nieznacznie się zwiększyły, ale ja to lubię, więc jechało się naprawdę przyjemnie.

Przed Chmielnikiem na dłuższym zjeździe minął mnie autobus z kolarzem na kole. Licząc na pare chwil jazdy na jego oponce zacząłem morderczy pościg. Na prostych powyżej 35 km/h, pod górki 20-30 km/h. Jechał niezbyt szybko, gdy jego ciągnik zjechał na przystanek, więc moja darcie miało szanse. Gdy zbliżyłem się na około 100 metrów, osiągnąłem szczyt możliwości i miałem wrażenie, że on przyśpiesza, gdy ja zaczynam go dochodzić. Oczywiście głupiemu wiatr w oczy nie tylko w polu i mój cel zawrócił na rondzie i tyle go widziałem. Jego szczęście,że odmachał chociaż. Po odpoczynku na Orlenie zaatakowałem Kielce.

Jazda po takim mieście to jest coś :) Szerokie, szybkie aleje, 30 km/h nie schodziło z licznika, często i szybciej :) I mnóstwo autobusów :) Szybko się puszczały, gady. Na moim rowerze 60 km/h za pojazdem niełatwo utrzymać, a one do 55 km/h dochodziły. Ale nie ścigałem ich za wszelką cenę, bo już mi się nie śpieszyło, o nic się nie martwiłem, byłem blisko :) U babci czekał prysznic i obiadek :)

Nie polecam jazdy z dużymi plecakami. Męka.


Pozostałości po powodzi, w okolicach Szczucina (nad Wisłą).


Most na Wiśle niedaleko Szczucina, pierwszy (i nie ostatni) raz na rowerze w Świętokrzyskim :)


Tu się ratowałem schabowym :) Bar przed Buskiem :)


Zawsze i wszędzie


Na rogatkach Kielc.


Jak zwykle km się nie zgadzają ;)

Dzień następny >