Wpisy archiwalne w kategorii

z Aniaszem

Dystans całkowity:1213.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:57:31
Średnia prędkość:21.09 km/h
Maksymalna prędkość:83.95 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:86.66 km i 4h 06m
Więcej statystyk

VIII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca: Ogień o poranku

Niedziela, 19 września 2010 · Komentarze(3)
Po wczorajszej nocce, która zleciała na grach rozmowach w pokoju nr 13, ciężko było się zerwać przed 6. Śniadanie i po 3 km od razu mocny akcent, czyli przełęcz Hałbowska. Ruszamy we trzech: ja, Maciej i Mateusz - nutella. Poniższe zdjęcie powinno wyjaśnić przyczynę takiego przezwiska:


Jeszcze w Kotaniu.

Od razu idzie mocne tempo, pierwszy km (nachylenie 3,3%) lecimy ponad 20 km/h, na drugim na czoło wychodzi Maciek i prowadzi przez następne, coraz stromsze (6,7% i 8%), cały czas koło 14-16 km/h. Na końcowych zakrętach staje i zostawia nas kilkanaście metrów, oj dziś nie było siły na niego ;). Zjazd do Kątów beznadziejny, ciężko 60 km/h wykręcić. W Żmigrodzie przychodzi czas ma różaniec i pamiątkowe zdjęcia. Wpada też dudek i Monika ;).






Godło na dzwonnicy kościoła.

Potem masakryczny odcinek główną na Jasło - jazda jeden za drugim, hamowanie pod górę i w dół, szczęśliwi wszyscy dojechali w jednym kawałku. Podjazd do sanktuarium razem z pieszą i rozkładamy się na naszej górce koło kalwarii ;). W połowie mszy dojeżdża Patryk.


Z Ewką i Kasią. Przepraszam za mój karygodny negliż.




I zaczyna się...


Więcej grzechów nie pamiętam...


maleńki odpuścik...


W czasie komunii nasza górka opustoszała, chyba się wszyscy ładnie wyspowiadali ;p...

Dojazd do Gorlic to osobna historia, ale z ciekawszych momentów, nie udał się kawał na Rozboju, tylko jedna osoba się nabrała, a to za mało o TRZY ;p!

Co mogę napisać? Było tak jak przed rokiem, SUPER! Spotkanie z nowymi, jak i znanymi już sprzed roku ludźmi, to jest to! Piękne widoki, odludne miejsca... Możliwość bycia bliżej Boga, robiąc to co lubię. Podziękowania należą się zwłaszcza Patrykowi i dziewczynom przygotowującym codziennie przez te 4 dni jedzenie, zupełnie za darmo :). Do zobaczenia za rok!

Jeśli kogoś mój opis "natchnie", aby spróbować za rok, zapraszam na:
stronę pielgrzymki (nowa, lepsza jest w budowie).
lub na konto na facebooku.

Dzięki xD



Więcej zdjęć na picassie.

< Dzień poprzedni

VIII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca: Spodziewana niespodzianka

Sobota, 18 września 2010 · Komentarze(0)
Czekałem na ten dzień, nie ze względu na asfalt, który w 70% jest dziś gorzej niż tragiczny, ale na możliwość przejechania odcinka Krempna - Grab. Cóż za widoki, cóż za cisza i spokój, cóż za dziury!

Rano pod salą, która w nocy przestała stać dla mnie otworem rozdzielamy się, tradycyjnie po mszy i śniadaniu z grupą górską i ruszamy w trasę.


Kinia z górskiej ;).

Po wczorajszym ciężkim dniu niektórzy z górskiej postanowili odpocząć nieco na szosowej, tak jak uczyniła, to (ta po lewej) Asia ;).



Mijamy kawałek szosy do Barwinka i lecimy między dziurami do Polan przez Mszanę. Długi, łagodny podjazd umilają piękne widoki:



Na szczycie następuje długa przerwa, bo część osób chce skoczyć do Olchowca, gdzie jest cerkiew, która jest warta zobaczenia, ze względu na mostek do niej prowadzący ;p. Ja tam już byłem w zeszłym roku, więc szkoda kół na taki asfalt.


Na szczycie.

Zjazd to po prostu poezja. Po 300 m przypominam sobie o kasku zostawionym na szczycie, więc but na górę. 500 m dywanu i dziura na dziurze. A potem do Krempnej znów dywan. Ktoś miał naprawdę zabawne poczucie humoru...



Tu wpada spodziewany (tylko przeze mnie) Maciej, który podejmuje próbę dojechania do końca razem z nami ;).
Tam następuje kolejna długa uczta pod sklepem i życiowa decyzja. Prosto na Kotań 1,5 km, ew. 15 gładkim asfalcikiem, czy długi podjazd przez Żydowskie, po dziurskach po kolana z przepięknymi widokami. Wybór raczej oczywisty ;). Co ciekawe miejscowości Żydowskie wcale nie ma, choć na mapach figuruje. Wg. wikipedii praktycznie zaludniona, żadnych domów się nie mija.

I właśnie za to lubię tą drogę. Ni żywego ducha, ni samochodu, nic... I ten pokryty już jesiennymi liśćmi asfalt. Asfalt, który sprawia wrażenia, jakby się wtapiał całkowicie w krajobraz. Te dziury... Tak jakby drogowcy od razu je tu położyli - nie jestem w stanie sobie wyobrazić w tym miejscu dywanu.


Przyjaciel spod sklepu.


Asia omija liście (czyli dziury pod nimi ukryte).


Nawierzchnia sprawia wrażenie nieco zaniedbanej...






Chyba jedyny podjazd pokonany w miarę razem ;P.









Najpiękniejszy odcinek całej pielgrzymki jak dla mnie... Ale i bardzo gumowy, w sumie dwie:



Końcowa ścianka z widokiem na przełęcz Beskid.

Na dole, pod sklepem, dla chętnych jest podjazd na przełęcz Beskid - stroma, dywanowa ścianka na granicę. Ruszamy w składzie ja, Maciek i Domi. Zjazd rozgrywam taktycznie i wyciągam prawie 84 km/h. Nasza kobieta pobija swój rekord - 73 km/h, jest moc. Dalszy odcinek w dół doliny rzeki pokonujemy całą grupą ;).


Dziki Zachód w Grabiu.


Arcydzieło w dziedzinie produkcji mostków szosowych.


Zachód w Kotaniu.

Dzisiejszy dzień zdecydowanie najlepszy - goście, goście, piękne widoki, zwłaszcza druga część dnia, ogień z Beskidu, gumy w lesie i POGODA ;p!

Dzięki xD



< Dzień poprzedni Dzień następny >

VIII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca: Płacz i zgrzytanie zębów

Piątek, 17 września 2010 · Komentarze(1)
Płacz był. Oj był. Niebo płakało jak nigdy.
Zgrzytanie zębów też było. Oj było. Jak się nie bierze z lenistwa nogawek, to tak zazwyczaj jest.

Nie no, lać długo nie lało. Tylko przez ostatnie 75 km, stukilometrowej trasy... ;p

Dziś dzień konfliktów. Jedni chcieli tędy inni tędy, i kogo tu słuchać?! Do Strachociny, miejsca urodzin Andrzeja Boboli docieram ze szwagrami, mamy sporą przewagę czasową.


Tak się trawę kosi!







W oczekiwaniu na resztę zwiedzamy kościół i pobliskie toalety, gdzie udaje mi się podsłuchać ciekawą rozmowę dwojga małżonków, w przyległych toaletach.

- Obsikałem deskę.
- yhym
- To trochę nieelegancko.
- yhym
Tylko nie pytajcie, który z małżonków obsikał tę deskę. Dociera reszta grupy i wysłuchujemy ciekawego wykłady księdza proboszcza, któremu ponoć ukazał się Bobola i nakazał oddawać mu cześć w tym właśnie kościele :).

Dalsze km zahaczają aż o Sanok, by tam mogło się rozpadać na dobre. Gdzieś dalej Aniasz urywa linkę, kogoś tam auto spycha do rowu - jest wesoło...

Potem tylko zimno, mokro, zimno i zimno, pierniczki w Szczawnem za 1,60 zl i zimno. Zero zdjęć, zero przyjemności z jazdy.


Rok temu było tu piękne słońce...


Spojrzenie pełne miłości - Ania i Marta ;p.


"Mariusz, co Ty pier******?!

O północy tradycyjnie wizyta w piekarni w Jaśliskach:








Wskutek tego ktoś zamyka mi drzwi i noc spędzam w jadalni na karimacie (i dzięki dziewczynom) z kocem i poduszką. Rano budzę się a nade mną rama z suszącymi się butami i ubraniami... Dlatego tak dobrze się spało... ;p.



< Dzień poprzedni Dzień następny >

VIII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca: Passo de Orzechówka

Czwartek, 16 września 2010 · Komentarze(0)
Ranek przywitał nas słonecznymi promieniami odbijającymi się od malowniczych, betonowych ściany kościoła Matki Bożej Saletyńskiej. Ah! Ah! Wystarczy mi tego widoku raz w roku... ;p

W tym roku wiele osób wykruszyło się tuż przed wyjazdem, z różnych powodów, mam nadzieję zobaczymy się za rok! W tym miejscu pozdrowienia dla Karoliny i Pawła, który zdołał dotrzeć chociaż na odjazd.



Msza, a po mszy uroczysty wyjazd z Rzeszowa. W tym roku bez większych incydentów na ścieżkach, szybko wpadamy na podjazd od Przylasku. Tam pierwszy i ostatni wspólny postój grupy górskiej i szosowej. Wygłupy w lesie:



Kilka spraw organizacyjnych i obie grupy rozjeżdżają się na wieki wieków, amen.
Dzisiejsza trasa to same podjazdy i zjazdy, niestety dobry asfalt jest tylko na tych pierwszych. Grupa na jednej z górek:



Na jednej z dziurawych serpentyn, na drugim tego dnia większym zjeździe gubię bidon, co skutkuje tym, że w końcu zaginam lepiej te pierońskie koszyki. Na trzeciej ściance skutecznie hamuje mnie ostry zakręt w prawo - jakieś nieżyczliwe te zjazdy dziś.


Drugi postój pod sklepem.

Dość stromy podjazd, krótki odcinku po płaskim znów dłuższy podstój - ogólnie tempo i częstotliwość postojów "pielgrzymkowa", tj. każdy daje radę ;). Następna górka to już nie przelewki - nachylenie ładnie trzyma w napięciu - razem z Leszkiem idziemy ostro pod górę i poświęcamy żyłkę rywalizacji dla wspólnego zdobycia podjazdu. Niebo ze szczytu wygląda niewesoło:



Zjazd byłby przyjemności, gdyby nie czołowy wiatr, no i końcowy skręt - co najmniej 120 stopni, nie wszyscy o nim pamiętali ;p. Godzina pod sklepem i największe wyzwanie dnia dzisiejszego czyli odcinek za Hłudnem. W między czasie jeszcze jakaś większa górka ale jej nie pamiętam ;p. Tutaj każdy idzie swoim tempem, ja czuję potrzebę, żeby nieco się rozruszać i lecę trochę szybciej. Stromo całe 2,8 km. Z góry fajne widoki - na m.in. serpentyny, którymi za niedługo przyjdzie jechać.



Wspomniane serpentyny:






W Starej Wsi uderzamy jeszcze do jakiegoś sanktuarium, pielgrzymka jest - TRZA SIĘ MODLIĆ ;p!

Niestety w remoncie, żałuję, że w zeszłym roku zdjęcia nie zrobiłem.




Coponiektórzy dają mocno ognia pod wille jezuitów w Orzechówce, co by dobre miejsca sobie zająć, ja nie muszę - i tak trafię do pokoju z kimś, kogo nie znam ;). I na koniec widok z tarasu willi:



I krótki wypad na zachód ;p:


Dzięki xD



< Dzień poprzedni Dzień następny >

VIII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca: Skurcz przy 78 km/h

Środa, 15 września 2010 · Komentarze(1)
No i w końcu nadszedł ten dzień, na który czekałem cały rok - wyjazd na VIII Górską Pielgrzymkę Rowerową z Rzeszowa do Dębowca :). Prognozy pogody były elementem, który wprawiał w niemałą konsternację - od późnego lata do deszczowej jesieni - niczym rosyjska ruletka...

Wyjazd w okrojonym składzie - Kinga musiała dostać się na czterech kołach nazajutrz. Ośka oczywiście daje ognia od samego początku, ma nad nami blisko 40 minut przewagi (czyt. spóźnienia) ;p. Oprócz niej z Gorlic rusza też Aniasz, a w Bieczu dołącza Domi i lecimy spokojnym tempem na Rzeszów.

Z ciekawszych momentów:

1. Domi zrywa w Jaśle łańcuch.
1b. Ja nie potrafię go skuć = godzina w plecy na szukanie serwisu ;p.

2. Warzyce boczną drogą, wypadamy przed lasem i dalej już normalnie - zdecydowanie niepolecany wariant.
2a. Na parkingu strasznie dużo śmieci.
2b. Na zjeździe przy 78 km/h łapie mnie skurcz karku. Oczywiście nie wpłynęło to na nic, ale niemile zaskoczyło.

3. Hopki w i za Strzyżowem mocno.
3a. Docieram też do podnóża Niebyleckiej Góry - oj stromo tam, trzeba się kiedyś tam wybrać i się puścić.

4. Jakiś cham w Boguchwale mijając mnie daje po klaksonie długo i przeciągle, gdyż musiał zaczekać aż miniemy wysepki. Telefon 997 i może go dorwali ;).

5. Były prysznice! Tym razem kapucyny nie zawiodły ;p.


W jednej z osiemnastkowych koszulek ;).


Mijany na trasie...


Dziewczyny już na miejscu ;).

Dzięki xD



Dzień następny >

Włóczykijstwo

Piątek, 16 lipca 2010 · Komentarze(0)
... czyli zwiedzanie pobliskich wsi - od Kobylanki, prze Lipinki i Wójtową, aż po Głęboką i Grudnę Kępską. Krótka wizyta na betonach w Korczynie, w Libuszy na starym moście kolejowym. Na koniec Zagórzany z pięknym zachodem + Moszcznica z następna jego fazą ;). Odwożąc Aniasza, zasiedziałem się u kumpeli do 23, nie ma to jak niespodziewane spotkania :D.

Dzięki xD!


Zagórzany...


I nad rzeczką...


A to już Moszczenica...


Na szczycie podjazdu, już w Gorlicach, pod cmentarz wojskowy, niebo wprost płonie ;)

Bieszczady 2010 - Podsumowanie

Wtorek, 13 lipca 2010 · Komentarze(2)
Co dobre szybko się kończy - 5 dni z super ludźmi, dzięki, oby więcej takich wyjazdów! Było wszystko - i rower, i kajaki, i chlapanie, i chodzenie, co kto lubi ;). Pięknie widoki, niezapomniane przygody, ciężka dupa z sakwami, sezam, obiad za 14 zł, 6 - osobowa załoga trójki ;D.

Trochę statystyk rowerowych:

Wszystkie km: 383,05 km
Cały czas: 18h 25 min
Poziom duszności w namiocie: b.wysoki
Średnia prędkość: niska ;p
Podjazdy: 3850 m
Wrażenia: zajebiste
Widoki: często gęsto piękne
Vmax: 70,73 km/h
Zdjęcia: na blogu więkoszośc moich (zwłaszcza krajobrazy) i trochę Maćka.

Przemyślenia:
- sakwy dają w dupsko
- Bieszczady są ładniejsze wczesną wiosną albo jesienią, ale ładnie było i tak
- więcej wyjazdów większą grupą
- więcej sezamu ;p.
- potrzebna większa karta niż 2 gb

Tyle, dzięki xD!

< Dzień poprzedni

Bieszczady 2010 - Life's like a river in Komańcza

Poniedziałek, 12 lipca 2010 · Komentarze(0)
No i nadszedł czas na powrót... :).



Ruszamy, przed nami niewątpliwie najdłuższa trasa, ale za to z górki (generalnie). Wyjazd 11 z minutami, pierwszy postój na stacji w Cisnej - kolejna próba ułożenia opony - poniekąd udana. Do Komańczy dwie przełęcze, pierwsza nie odznacza się niczym niezwykłym, natomiast druga ma pyszny szeroki asfalt na serpentynach, oj gdyby nie sakwy to by przyszalał :D. Tak jedynie pod 71 km/h. Kusi nas droga do granicy z naszymi słowackimi braćmi, ale to aż 14 km w jedną stronę, mamy dziś dużo od przejechania i czasu mało. Peleton dzieli się mocno na ponad 30 km. Do Komańczy wpadamy na pełnej piździe i hopsa do rzeki!


Malownicza hopka przed brama Bieszczadów. Asfalt zaprawdę maloniczy na całej trasie ;p.


Przy skręcie na granicę.




Jacyś pakerzy...


Prezesy w swoim żywiole ;p.


Na koniec pamiątkowy skok na główkę ;p.

Do Krempnej coraz gorszym asfaltem docieramy, z wieloma przerwami, a czas leci nieubłaganie...


Za Moszczańcem...

Przez Mszanę, pod górę, między dziurami, dobrze chociaż, że okolica widokami nadrabia:




W Nowym Żmigrodzie Maciek i Domi odłączają się od grupy, bo mają trochę więcej km do pokonania, pamietkowe foto na zakończenie:




I sunset ;).

< Dzień poprzedni Dzień następny >

Bieszczady 2010 - Połonina Wetlińska

Niedziela, 11 lipca 2010 · Komentarze(0)
Czwarty dzień spędzilismy w towarzystwie lasów i połonin. Trasa: Wetlina - (żółty szlak) - przeł. Orłowicza - (czerwony) - Połonina Wetlińska - (żółty) - (czarny) - jakiś camping - Wetlina.






Przecinaliśmy szlaki do jazdy konnej.






Z przełęczy na zachód, Wetlińska w tle.


A z prawej Smerek i Wetlina w dole.


Prezesy na szczycie :D.




No i jest nasza połonina...








Czas dogania nas, a droga długa jest...




Połonina w całej okazałości.






Połonina Caryńska.


I jej przyjaciółka Wetlińska.


A my idziemy tam...


"Tam na dole zostało wszystko to cię męczy, patrząć w góry wokoło świat wydaje się lepszy" :).

Dzięki xD


< Dzień poprzedni Dzień następny >

Bieszczady 2010 - Serpentines' day

Sobota, 10 lipca 2010 · Komentarze(0)
Po całym dniu moczenia tyłków nad Soliną, na wszelkie możliwe sposoby czas wreszcie coś popedalić. Dziś czeka nas tylko 90 km, ale trasa nadrabia nieszczególną długość przewyższeniami ;).



Już na pierwszym podjeździe atrkacje - pod Domi pęka guma... Maciej zabiera się za wymianę:



Opona tania i do tego nowa, nie chce się dobrze ułożyć, bije mimo wielu prób, włącznie z kompresorem na stacji ;/. Grupa dzieli się na dwie, ja ruszam z reszta pilnować, co by nie było więcej atrakcji.


Gumowa serpentynka ;p.

Kilka km dalej spotkanie z zielonym (przynajmniej w tmy miejscu Sanem):





Na szczycie podjazdu koło Sakowczyka wjeżdżamy to Parku Krajobrazowego Doliny Sanu:



Do Olchowca kolejny spory podjazd, ale wszyscy dają radę swoim tempem. Dopiero tutaj pojawiają się jakieś zadowalające mnie widoczki ;).



Dopiero albo już w Polanie dogania nas serwis ogumienia i właścicielka. Od tej chwili już razem, mimo bijącego koła. Dłuższa przerwa pod sklepem i ogień na kolejne serpentyny, chyba dziś najlepsze. Oj idę tu mocno, goniąc od końca stawki na sam początek - pościg zakończony sukcesem :D.




Jej odebrałem prowadzenie ;p.


Ania też szybko wjechała ;).

Na końcu zjazdu skręcamy:



Na kolejnym, niestety pozbawionym serpentynowego klimatu podjeździe, podejmuję próbe pobicia rekordu najmniejszej prędkości. 2 km/h, i mimo, że zwolniłem licznik przestał mierzyć i pokazał 0 km/h ;p.


Toczymy się z Domi ;).

Na punkcie widokowym mamy małe problemy z "orientacją w terenie", ale na szczęście wychodzimy z tego cało ;p. Tymczasem pierwsze sensowne spotkanie z Bieszczadami:


Jest Tarnica, najwyższy szczyt okolicy i całych Bieszczadów - taki podwójny szczyt, jeśli ktoś ma dobry wzrok to zdoła wypatrzyć ;).


All of us. Almost ;).

Do Ustrzyk Górnych jest wbrew pozorom 20 km, a nie 10 km jak niektorzy twierdzili!


sweet fociak m@ciusia, tylko gdzie ten dziubek?!

We wspomnianych Ustrzykach świat maleje w zatrważającym tempie, ale na szczęście uciekamy, zanim całkiem nas tam zamknie ;p. Na koniec dwie przęłęcze - Wyżna ma ponad 700 m n.p.m. Podjazd na nią prowadzi niedaleko Połoniny Caryńskiej, co wcale nie oznacza ładnych widoków. Dopiero na parkingu roztacza się na nią widok, pięknie skąpaną w zachodzącym słońcu ;).





Chwila wygłupów i trzeba sypać, bo nas noc zdybie na zadupiu, jakże pięknym, ale jednak zadupiu. Krótki zjazd i tym razem ładne serpentynki, któr przypominają mi Leśnicę, tyle, że tam ładniej, no i za dnia.


Caryńska, jeszcze ją widać.


Na szcycie niebo płonie pięknymi barwami ;).

Bieszczady to kraina serpentyn, tutaj nie ma większej góry bez tego. I dobrze! Pasuje mi to, cieszy mnie to i do zdjęć się nadaje, a po za tym pierwszy raz tak blisko połoniny na kołach ;). Oj ciężko dziś było.

Dzięki xD

< Dzień poprzedni Dzień następny >