Wpisy archiwalne w kategorii

Wschodnia Słowacja 2009

Dystans całkowity:687.10 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:26:56
Średnia prędkość:25.51 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:114.52 km i 4h 29m
Więcej statystyk

Wschodnia Słowacja 2009: Podsumowanie

Wtorek, 14 lipca 2009 · Komentarze(0)
czytaj od początku

Od czego by tu zacząć?
Najlepiej od początku, tylko gdzie on jest :)?
Ten sezon nie zapowiadał się tak dobrze jak sądziłem. Chyba w ogóle się nie zapowiadał. Z czasem coraz dalsze wycieczki, aż przyszły na myśl jakieś kilkudniowe wyprawy. Niestety sprzęt, rodzina nie pozwoliła w tym roku na objechanie Polski w tej wyprawie. Zapowiedzieli jednak, że w przyszłym roku zgoda i błogosławieństwo będzie :) Tymczasem zapowiadał się urlop i tydzień nad jeziorem. Oczywiście nie omieszkałem zmarnować okazji do dalszej wycieczki :) Jak się okazało dałem rady wykrzesać z siebie trochę więcej niż transport i w ten sposób wyszło z tego coś na kształt pierwszej wyprawy.
Wiem. Nie było sakw. Nie jeździłem codziennie. Kilometrów też wiele nie było. Ale zobaczyłem sporo i uważam, że od czegoś zacząć trzeba i nie ma co rzucać się od razu an głęboką wodę (na to poczekam pewnie z rok ]:->)
Z racji na miejsce mojego pobytu i koncentrację na jednym regionie nazwę moją "wyprawę" Wschodnia Słowacja 2009.

Teraz troszkę statystyk:

Wszystkie kilometry: 687,1 km
Totalny czas: 05-13.07.2009
Totalny czas jazdy: 26 h 56 min
Średnie tempo: tego nie chce mi się liczyć, ale sądzę, że pewnie koło 25 km/h się plasuje :)

Podziękowania dla:
-Rodzinki, za świetny tydzień i w ogóle super przygotowanie wszystkiego :)
-Tomkowi, wspólnie zrobiliśmy ponad 200 km, jazda we dwóch to jest coś :)
-Pogodzie, że była tak łaskawa, aż do samej Sękowej :)

No a teraz czekam na powrót wyprawowiczów i planujemy coś na co ja wreszcie pojadę :)

A na zakończenie zdjęcia z przepięknej koszyckiej starówki :)


Przepiękna gotycka (zapewne) katedra i kaplica.


Odrestaurowana (południowa chyba) fasada katedry w Koszycach :)


Detal portalu.


Przepastne wnętrze kościoła.



Cudowne witraże :)


Ołtarz główny i piękna ambona (ciekawe czy kazania z niej głoszone są równie piękne ;))



Gmach teatru i widowiskowa fontanna :)


Katedra koszycka :)


W tej czerwonej najlepsze lody Słowacji ;).

< Dzień poprzedni

Wschodnia Słowacja 2009: Return (of the King)

Poniedziałek, 13 lipca 2009 · Komentarze(0)
Vinne - Michalovce - Strażske - Vranov nad Topl'ou - Kapusany (k. Presova) - Bardejov - Zborov - Konieczna - Gorlice

Koniec końców, w końcu w domu.

Ale trzeba było do niego najpierw wrócić, i to był mój interes dnia. Wrócić w jednym kawałku i przed nocą. Ale do rzeczy.

Pobudka o 7, wyjazd o 8. Na początek do Michalovców, szybko poszło, rozglądałem się dokładnie, bo to już ostatni kurs oklepaną trasą. Oklepaną, ale jakże przyjemną :) Potem przez Strażske do Vranova, na koneic milutki zjeździk, niestety przed samym miastem trzeba było chwilę głowić się z mapą, żeby się nie pogubić i nie wylądować w Kosicach. Po krótkim postoju na Slovnaft za Vranovem, ruszam dalej w kierunku Presova. Droga była pagórkowata, zdarzały się jakieś większe górki, ale jechało się bardzo przyjemnie. Ruch był duży i tu może zdziwię wiele osób, ale lubię jeździć w dużym ruchu, a na Słowacji kierowcy są bardzo uprzejmi i nie trąbią jak niektóre chamidła w Polsce, podczas mijania.

Dojechawszy do Kapusanów, poczułem nagłą potrzebą pęcherza. Niby faceci nie mają z tym wielkich problemów, ale zobaczyłem znak Slovnaft, więc postanowiłem zrobić to kulturalnie i przy okazji przemyć twarz :) Kiedy w końcu po długich poszukiwaniach trafiłem, okazało się, że to nie stacja tylko jakaś fabryka, zakład czy inna placówka tego typu. Wkurzyłem się, bo te bezowocne poszukiwania tylko rozzuchwaliły mój pęcherz. W końcu po paru km w stronę Bardejova zrobiłem, co zrobić miałem i można było jechać dalej.

Tak jak się spodziewałem ta droga była bardzo pagórkowata, dosłownie góra - dół, czasem jakaś prosta. Ale lubię to, więc w niezłym tempie, osiągnąłem miasto z przepięknym Starym Miastem, pozostałościami murów obronnych i kościołem św. Idziego.

Szosa Bardejov - Zborov jest bardzo szybka, gorzej z odcinkiem ze Zborova na granicę. Cały czas pod górę, ładnych 10 km, zakończonych stromym podjazdem na samo opustoszałe przejście.

Stamtąd po krótkim odpoczynku na asfalcie, podbudowany widokiem znajomych miejsc ruszyłem w kierunku domu. Na Magurę szybko się wtoczyłem i jeszcze szybciej stoczyłem, a stamtąd 15 km pokonane w niespełna 30 minut. 30-40 km/h i nawet krótki deszczyk w Sękowej mnie nie zatrzymał, bowiem gnałem na spotkanie babci, czterem ścianom i obiadkowi :)

Co mnie dziś zadziwiło:

Na płaskim ciężko mi było utrzymać ponad 30 km/h. Jechałem cały czas tempem 26-29 km/h, oprócz krótkich epizodów. Czyżby nogi odczuwały Węgry, a może w moim rowerze coś utrudniało jazdę? Oba scenariusze się nie wykluczają :)
Niemniej jednak tempo 26-29 km/h ucieszyło mnie. Zdołałem je utrzymać bez trudu i co najważniejsze bez rwania. Dzięki temu nie przyjechałem wyczerpany, ale gotowy na dalszą jazdę :)

Czego żałuję:

Presova. Byłem 10 km i nie zajechałem. W sumie, nie wiedziałem wtedy czy nie złapie mnie jakiś kryzys, wiatr, awaria albo jakieś inne UFO. Chciałem to zakończyć na dwóch kołach, w Presovie byłem 3 razy, a nie jeżdżę dla kilometrów, których pewnie miałbym z Presovem około 200, dlatego pojechałem zaplanowaną trasą, omijając metropolię.

Cieszę się z:

Równego tempa i wielu sił jakie zostały. Trasy jak i dzień dzisiejszy świadczą, że jestem gotów (chyba) na prawdziwą wyprawę za rok. Niestety nie udało mi się pojechać na , ale za rok myślę się gdzieś ruszyć :)


Cerkiew na skrzyżowaniu koło Kauflandu w Michalovcach :)


Vranov - Kapusany


Kapusansky Hrad


Niech mi ktoś powie co to u licha jest? Bambus?


Urocze okolice Bardejova



Rynek w Bardejovie z kościołem św. Idziego, ratuszem miejskim i kamieniczkami.


Na bardejovskich murach :)


Highway to hell po raz drugi i mam nadzieję nie ostatni :)


Serpentynki na Magurze :)


Bociany - ile tego jest na Słowacji to po prostu szok. Ja na zdjęcie zdecydowałem się dopiero na granicy, stwierdzając, że nie mogę pominąć moich nieodłącznych towarzyszy :)



click for more

< Dzień poprzedni Podsumowanie >

Wschodnia Słowacja 2009: Internationally

Sobota, 11 lipca 2009 · Komentarze(0)
Vinne - (szosa na Koszyce i skręt w kierunku Trebisova) - Trebisov - Slovenske Nove Mesto - Satoraljaujhely - Karolyi kastely - Fuzer - Hollóhaza - Zdana - Cana - Kosice - Secovce - Michalovce - Vinne

Ten wypad miał (lub powinien ;p) być krótszy. Zanim przyjechałem nad Sirave po głowie chodziły mi Węgry. W końcu znalazłem w sobie na tyle silnej woli, aby wyrwać się z plaży i zamysł ten urzeczywistnić :)

Start jak zwykle w Vinnym i objeżdżoną trasą do Michalovców. Kawałeczek szosą na Koszyce i pasowało skręcić w kierunku Trebisova. Znalazłem minimalny skrót przez Vojcice i tędy też pojechałem. Sam Trebisov to zwykłe słowackie miasto jakich wiele na trasie mijałem. Gdy dojechałem do ronda pare km dalej, zaczęły się przepiękne widoki. Pola pełne słoneczników robiły piorunujące wrażenie. Trochę dalej trafiłem w dziwne miejsce; farma ze strusiami i innymi takimi, jak na safari. Krótki odpoczynek na OMV i trzeba ruszać dalej. Przed Slovenskym Nowym Mestem, przed szlabanem utworzyła się spora kolejka; ponad 5 minut czekaliśmy na jeden wagon ;|.
Przekroczyłem granicę, niepozornym mostem i wjechałem do Madziarów. Przy granicy znajdowało miasto, o dość trudnej i zawiłej nazwie, że aż muszę zerknąć na mapę. Satoraljaujhely. Pokluczyłem chwilę po miasteczku, które niestety nie miało nic ciekawego do zobaczenia i przeświadczony, że dobrze jadę, pchany wiatrem północnym ruszyłem dalej. No właśnie. Pchany wiatrem. Do granicy było na południe, jechało się super, ale teraz powinienem jechać z powrotem na północ. Trzeba było się wrócić pare km. Żeby było śmieszniej, pojechałem źle po raz drugi i jak się okazało potem nie ostatni. Na szczęście kapnąłem się po ok. kilometrze, zobaczyłem wzgórze górujące nad okolicą. Dalsza jazda okazała się niezbyt przyjemna, bo pod wiatr i musiałem jeszcze gnieść się ścieżką rowerową, zamiast śmigać drogą - jadąc szosą w pewnym momencie minął mnie kierowca, oczywiście z wciśniętym do spodu klaksonem i zwolnił do 20 km/h, wskazując mi ręką ścieżkę. Ruszył dopiero gdy zjechałem z drogi.

Kolejnym nieplanowanym miejscem moich odwiedzin okazał się Karloyi kastely, czyli zamek jakiś tam. Zboczyłem z drogi ze 3 km, ale warto było. Naprawdę przyjemny pałacyk i z miłym parkiem. Odpoczynek tutaj zregenerował wiele sił, ale i wzmógł wątpliwości. Jechać krótszą drogą przez Hollóhazę i inne zadupia czy śmignąć dalej główną, dłuższą o około 20 km. Zdecydowałem się na main road. Opuściwszy zamek, skierowałem się na moje szczęście lub nieszczęście, tego się nigdy nie dowiem, kolejnym skrótem przez wieś Fuzerradvany. I zrządzeniem losu wjechałem na drogę do takiej małej węgierskiej "Komańczy" (niektórzy będą wiedzieć o co chodzi :)), zwanej Hollóhaza. Oczywiście zauważyłem swoją pomyłkę po 10 km, a malowniczy zamek, górujący na wyjebiście wysokiej skale, zdecydował, że nie będę zawracał. Podjechałem do wioski Fuzer, gdzie "hrad" się znajdował i po kilku zdjęciach, zająłem się poszukiwaniem sklepów, gdyż moje zapasy wody były na wyczerpaniu. Koleś w sklepie w ogóle nie umiał po angielsku, nie mówiąc o polskim, słowackim i kij wie czym. W końcu się udało, ale wydał idiota w forintach ;|. Zdobywszy polne 10% zjechałem do jakieś wsi i skierowałem się za radą jakiejś dziewczynki do tej Hollóhazy.Dziura jakich mało, a do granicy góra jak Magura, tyle, że bez serpentyn. Na szczycie na pare km asfalt zmieniał się w kamienie i tak oto wtoczyłem się na powrót do Slovenska.
Miałem wioskami skrócić drogę, omijając Koszyce, ale nie chciało mi szukać drogi na mapie, czy też po raz 4 się pomyliłem i pojechałem tam, gdzie pojechać w pierwotnym planie miałem. Wyjeżdżając niestety drogami szybkiego ruchu (nic przyjemnego na rowerze) z miasta, spotkałem słowacką bikerkę na fajnym Scoccie. Po krótkiej rozmowie skręciła nad jezioro, którym niestety okazała się nie być Sirava :(. Teraz czekało mnie 60 km z trzema długimi, na szczęście niezbyt stromymi podjazdami. Pierwszy był w samych Koszycach, dosłownie na osiedle :). Potem milutki dłuuugi zjazd i powolny bardzo długi podjazd, w sumie przez niewidoczny przez pare km. Szybki zjeździk i znowu trzeci, najdłuższy, ale za to nagrodzony długim 12% zjazdem, który przechodził w drogę o lekkim nachyleniu (+4O km/h). Dzięki temu szybko przemknąłem przez Dargov i Secovce. Dalej wiatr zrobił się twarzowy, powrót do Michalowców w i tak dość szybkim tempie. Potem już tylko dyszka czy tam ile do domu do Vinnego i koniec dłuuugiej pieśni.

Rower na szczęście wytrzymał xD


Sirava o poranku :)



Południowa Słowacja to istna kraina słoneczników :)


Co to tu robi ;P?



Góry w tle to już Węgry.




Cmentarz żydowski w Satoraljaujhely.


Jadąc na północ...


Karloyi kastely


Zamczysko w miejscowości Fuzer :)


Blokowiska w Koszycach. Jak ściągnę z drugiego aparatu zdjęcia przepięknej starówki to również je wstawię ;)


T-34 na szczycie jednego z wzgórz szosy Koszyce - Michalovce.


mniam!


Tu się nawet km zgodziły ;p

click for more

< Dzień poprzedni Dzień następny >

Wschodnia Słowacja 2009: Dookoła Siravy

Czwartek, 9 lipca 2009 · Komentarze(0)
Vinne - Michalovce - Zaluzice - Zavadka - Jovsa - Vinne

Wymęczony plażowaniem postanowiłem okrążyć jezioro. Do Michalovców dwupasmówką, znaną mi już chyba na pamięć. W mieście pojechałem na oko, szukając wyjazdu z miasta na drugi brzeg Siravy i o dziwo trafiłem bezbłędnie kierując się na granicę ukraińską. Jazda okazała się niezbyt przyjemna; wiatr i lekko pod górę. Na dodatek widoki okazały się klapą, a raczej ich brak. Drzew, pola, drzewa, pola i tak przez niemal 20 km. Kusiła mnie Ukraina, ale jazda dzisiaj nie należała do najprzyjemniejszych, więc skręciłem na Jovse, a potem na Kusin. Znów oklepaną, ale chociaż nadbrzeżną promenadą. Jedynym dobrym pomysłem tej wyprawy okazało się odwiedzenie cyplu z hotelami, gdzie udało się zrobić pare ładnych zdjęć :)

Pojutrze chyba Węgry :).
Na Ukrainę szkoda zachodu z przeprawą celną.


Sirava :)


Kościół w Michalovcach.


Ciekawy kościół lub cerkiew w Zaluzicach.


Cypel na Siravie.

Niestety z drugiego brzegu jeziora nie było widać jeziora ;p Stąd tak mało jego zdjęć, chociaż objechałem je dookoła :)



click for more

< Dzień poprzedni Dzień następny >

Wschodnia Słowacja 2009: Koncert

Środa, 8 lipca 2009 · Komentarze(0)
Vinne - Jezioro Vinninaske - Vinne

W końcu się gdzieś ruszyłem. Z grającą korbą przejechałem wieś Vinne i zdobyłem podjazd pod Vinnianskie Jezioro.
Koncertująca korba strasznie irytuje, nie wiem jak z tym objadę jutro Sirave dookoła, nie mówiąc o powrocie do Polski.

Żeby było ciekawiej dodaje zdjęcia Siravy z innych dni ;):






click for little more

< Dzień poprzedni Dzień następny >

Wschodnia Słowacja 2009: Kałuża

Poniedziałek, 6 lipca 2009 · Komentarze(0)
Vinne - Kaluza - Michalovce - Nacina Ves - Michalovce - Vinne

Dzisiaj wyprawowicz wracał do Polski zapiąć wszystko na ostatni guzik. Przez cały wieczór planowaliśmy trasę powrotną. Pierwszy wybór padł na Humenne przez Kałużę. To dopiero było bagno. 20 minut szukania drogi, która okazała się leśną 30%. Powrót murowany. W końcu przecięliśmy Michalovce i zostałem zmuszony do opuszczenia Tomka przed Strażskimi :( Brakło sił, jeszcze trzeba potrenować. W sumie pierwszy cel odwiezienia Vranov był oddalony o około 35-40 km od miejsca zamieszkania, więc może to i dobrze (dla mnie), że się nie przemęczyłem, ale niedosyt pozostał :(
Dzięki :)


Statek wycieczkowy, a w tle opuszczony kompleks wypoczynkowy i wzgórza, z rozsianymi na nich domkami letniskowymi i winnicami:)



A tu z rowerka, ale wodnego ;).


Opuszczone lokale nad samym brzegiem, zadziwiające, że ktoś tego jeszcze nie kupił...


Niestety nie da rady opisać na mapie dokładnie naszego błądzenia ;)

< Dzień poprzedni Dzień następny >

Wschodnia Słowacja 2009: Zemplinska Sirava

Niedziela, 5 lipca 2009 · Komentarze(0)
Gorlice - Konieczna - Svidnik - Stropkov - Domasa - Vranaov nad Topl'ou - Strażske - Michalovce - Medvedia Hora - Vinne

Wyjazd z rodzinką na urlop, czyli szykuje się mała wycieczka :) Oczywiście zachwyceni nie byli, ale nie utrudniali. Miałem jedno miejsce dla jakiegoś towarzysza podróży, bo trasa miała być dość długa. Tomek się zgodził, nadarzała się okazja do przetestowania nowych sakw (CROSSO) przed "wyprawą".

Wyjazd zaplanowaliśmy na 8,45 w niedzielę, po kościele ;p Jak to ja, zaspałem pokazując swoje niechcące lekceważenie dla wszystkiego. W końcu na drogę wytoczyliśmy się o 9,30(?). Do granicy jazda jedną z moich ulubionych tras krótkich, zdobyliśmy Magurę i zaczął się mój "dziewiczy" wjazd na Słowację. Beherov powitał milutkim parokilometrowym zjazdem po drodze, która mogłaby śmiało występować o miano asfaltu terenowego. W Zborovie skręciliśmy na Svidnik, przecinając w poprzek liczne, mniejsze i większe góreczki. Po paru km spotkaliśmy dwóch starszych kolarzy jadących na spotkanie z następnymi dwoma kawałek dalej. To była jazda! 38-42 km/h do samego Svidnika, niestety skręcili, a dwuosobowa grupa wycieczkowa zrobiła postój pod Tesco. Pomimo pozornie morderczego tempa mieliśmy dużo sił i wyjechaliśmy na dalszą drogę autostradą w budowie (były drogowskazy na Rzeszów) do Stropkova. Trzymaliśmy tempo 33-38 km/h, jechało się naprawdę szybko i przyjemnie. Pierwszy większy podjazd na Słowacji czekał nas na Domasą, jednak jazda w cieniu drzew nie była bradzo uciążliwa. Widać było skutki lipcowej pogody - Domasa zalała pobliskie lasy i przybrzeżne łąki. Podczas o odpoczynku w chłodnym lesie kilkanaście km dalej, podjęliśmy decyzję o odwiedzinach Vranov, gdzie znajdowało się najbliższe Tesco, a zapasy powoli się kończyły. Nasze poszukiwania sklepu w tym mieście to materiał na osobną historię.
"Gdzie tesco?"
"2 km i w lewo"
No to jedziemy - tabliczka po 500 m - Tesco 2,1 km. Potem 1,5 km. I nic. Po przejechaniu 4 km pytamy i wskazują to samo miejsce:
"Za Billą 200 m i w prawo"
I jest! Tabliczka. Od drugiej strony skręt był nieoznakowany i stąd zwiedzanie Vranova pod wiatr. Ale nic, pół godziny pod sklepem i tniemy wreszcie do Michalovców. W Strażske napotykamy przejazd kolejowy. Czerwone światło, ale nic nie jedzie.
Tomek:"Jedź! Stój!"
Całe szczęście nie posłuchałem go i nie zatrzymałem się na środku, uciekłem przed opadającym szlabanem i jakoś to poszło. Do Topolczan płasko, zresztą jak przez większość trasy i skrótem, mijając miasto wyjechaliśmy koło Kauflandu. Szybki spojrzenie na mapę i dwupasmówką nad jezioro. Przepiękna okolica, wzgórza z winnicami, cypel, woda słońce i ...wątpliwości, gdzie tak naprawdę mamy dojechać. Postanowiliśmy spróbować Kaluży. Tomasz zamoczył się w jeziorze, a ja dowiedziałem się, że Vinne to nasz cel i trzeba się kawałek wrócić.
Tempo kosmiczne, około 28 km/h, na oko. Tomek przez całą trasę krzyczał: "za szybko!" Na 100 km 3h 35 minut :). Świetna sprawa :)
Na miejscu odpoczęliśmy i mimo musowego powrotu mój towarzysz poszedł spać dopiero o pierwszej. Szczerze mówiąc podziwiam siłę, jeśli wróci ;p

Wielkie dzięki xD


Tomek w pełnym uzbrojeniu :D


Kapliczka w Koniecznej.


I'm on the highway to hell!


Cerkiew w Stropkovie.


Domasa :)


"Jedź! Stój!"


A to już cel - Zemplinska Sirava :)


"Żeby nie było - nogi zamoczyłem" :)



click for more

Dzień następny >