Na początek uderzenie na Krzyż w Ropicy, ale drogą od wodociągów. Oj stromo tam, nie wiem czy stromiej niż drugim podjazdem, ale takie nachylenie chyba dłużej trzyma, no i nie ma cienia ;).
Spojrzenie wstecz ;).
Końcówka.
Odpoczynek na szczycie.
Chwile później spotykam Tomka, na pięknej niebiesko - karbonowej Orbei. W trakcie interesującej rozmowy o tym i tamtym, dojeżdżamy na Magure, mijając powoli kolejne podjazdy. W sumie nawet się ciesze, że wolno jechaliśmy, trochę mięśnie się zregenerowały.
Na zjeździe spotykam Aniasza, więc na dole żegnam się z Tomkiem i z powrotem na górę ;). Czekamy na Kingę, która dziś tu trenuje. Potem zjazd i podjazd z od strony Gładyszowa i ładnym tempem z Aniaszem do domu ;). Jak to mówi stare, ludowe przysłowie: "Magura to płaska góra". Dziś zdobywam ją ze wszystkich stron szosą ;).
W ramach przerwy nauki na konkurs ;). Zrezygnowałem z Magury po raz setny i wybrałem się do Niu Sącza, naprzeciw Kini.
Do Sącza z wiaterkiem w plecki. Zjazd z Ropskiej mile zaskoczył - 70 km/h bez dokręcania. Ptaszkowa dość mocno, z Cieniawy 74 km/h bez kręcenia. Robią drogę, ruch wahadłowy, masakra, 5 minut w korku, którego nijak szło wyminąć. Do miasta dojeżdzam w 1h 9 minut, niezły wynik, 40 km ze średnią pod 31 km/h. Spotkanie pod Bikershopem, szybki banan + woda i decydujemy się na powrót boczną drogą.
Dom w Kamionce - po deszczach stok zjechał...
Kiepski pomysł na jazdę do Gorlic, bo droga, idzie cały czas wzdłuż rzeki, czyli pod górę, ale to i tak lepsze niż korek (chociaż jakby to przemyśleć...).
Na głównej nie zrobiłbym drugiego w życiu HDR-a, nieco mniej udanego (tylko z dwóch zdjęć, bo trzecie się nie nadawało), ale jest.
W Ptaszkowej dopada nas dudek. Szybka prezentacja licznika i w dom. Ropska na luzie, ale wchodzi ładnie, na zjeździe ~73,5 km/h.
Ale od początku. Stał się cud, czyli udało się ruszyć we czwórkę: Maciek, Kinga i Tomcio. Kierunek i cel: Słowacja, Kurovske Sedlo. Wyjazd 0 6 rano, toteż na Magurze łapie nas zmrok:
Zemsta mleczarza ;p
Pogoda ogólnie do jazdy nie zachęca, ale my zachęt nie potrzebujemy :). Do Bardejova tempo szarpane + wygłupy.
Dobre z nich chłopaki, ale strasznie aerodynamiczne...
Konkurs: znajdź bociana. Inne siedziały na latarniach przed przejściem, ogólnie w Koniecznej jest tego jak szarańczy...
To zdjęcie nie zostało dopuszczone do konkursu - zbyt trudne ;p.
Na przejściu spotykamy rajd z PTTK-u. Pare fot, krótka rozmowa i trzeba się zbierać, bo tempo jest średnie, a chmury mają coś w zanadrzu.
Teraz 15 km w dół do Bardejova, chłopaki z ostatniej ścianki z highway to hell wyciągaj 74 z kawałkiem, ja troszkę odpuściłem, ale 7 się pojawia ;). Na rynku dłuższa przerwa + zdjęcia + żarełko i te sprawy.
A dziś nie będzie zdjęć bardejovskiego rynku! W zamian za to urokliwy budynek dworca autobusowego ;).
Nasz czwórka :).
Zaczyna się powolna wspinaczka. Do Tarnova jest lekko pod górę, jazdę umilają żółte pola rzepaku, zielone wzgórza, kwitnące na biało drzewka, chmury z których zaraz może lunąć i pizgający wiatr. W Tarnovie skręt w prawo i zaczyna się podjazd pod granicę. Pierwsze 7 km znośne, idziemy w parach, ostatni km wyciska siły, odpoczywamy na ergoduponomicznych kamyczkach ;). Ale wróćmy do samej górki:
Zjazd szkoda gadać, tylko 2 km a dziurska po pachy. Tylicz, Mochnaczki - pod Krzyżówkę właściwie od tej strony porządnego podjazdu nie ma - tak się wlecze zadupiami. Na górce powinniśmy zrobić przystanek (tak mi potem do głowy przyszło), ale od razu zjeżdżamy świetnymi zakręcikami Berestu - dziś sucho. Tomek pokazuje technikę i odjeżdża kawałek. Do Grybowa tempo takie se, bo wieje bo paszczach mocno, ale jest w dół, więc 30 trzymamy. Przed miastem dopada mnie kryzys, więc opitalam bananka i but pod Ropską. Oj, jak się ciągło... Oj, jak powoli... Oj, jak źle... Jeśli umrę - to na Ropskiej - od strony Grybowa. Z racji, że zazwyczaj jestem tu po dłuższej wyciecze ten podjazd to zawsze męczarnia - mniejsza lub większa. Dziś WIĘKSZA ;). Do domu każdy ciągnie każdego w parach, ogólnie zaprzeczenie zgranego peletonu, hehe, ale dojeżdżamy ;)
Dzięki xD
Oj zmęczyłem się, dziś miałem zdecydowanie gorszy dzień!
Długo motałem się: jechać, nie jechać, pogoda nie zachęcała. W końcu wyrwałem się razem z Kingą.
Trasa krótka, tempo niskie i bardzo dobrze, trzeba czasem odsapnąć, szkoda tylko, że nie ma czasu na jazdę zbyt często ;/.
Na pocieszenie z góry no name pociskamy ostro z Kinią, padają dwa rekordy prędkości. Mój to 83,95 km/h - Yeti, zostało jeszcze tylko 0,95 km/h ;p.
Na dowód... ;p.
Dla tubylców: zjeżdżając z tej góry na krzyżówce jadąc w prawo dojedzie się do Bystrej obok kapliczki, w lewo pod Kogutka, a prosto na Zamkową - Golgotę ;).
Na koniec do Maćka, zobaczyć i przetestować jego nową maszynę.
Dom się wali? Nic strasznego. Kup przyczepę i olej budowniczych ;).
Kinga zaproponowała rzeźniczą trasę, więc czemu nie?
Towarzysze :).
Bielanka, Leszczyny, Kunkowa - niedawno tędy jechałem. Z rekordowego zjazdu, bez pedałowania, spokojnie prawie 70 km/h.
Wstaje wiosna :).
Pod Oderne masakryczny podjazd, tak samo jak przez Przysłup na Magurę.
Tocząc się pod Oderne...
Na szczęście nas nie zlało ;p
Na zjeździe z Magury, gubie liczniki przy 50-60 km/h, dociskam do 70, po czym dowiaduję się o stracie. Kinga znajduję go na środku drogi [sic!], natomiast Maciej 2 z 3 przycisków. Najważniejszy z nich nie nadaje się do użytku. Ale po za tą stratą działa jak powinien. Tradycyjnie od Magury do Gorlic bardzo szybko.
W czwartek zaczynała się VII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca, więc trzeba było dostać się do tego Rzeszowa ;). Wyjazd około 12 i standardową trasą do Jasła i tam skręt na Warzyce - osławiony podjazd w drodze do stolicy województwa podkarpackiego. Jak napisałem "szału ni ma"; stromizna nie powala, jedynie irytujący może być fakt, że podjazd ma około 3 km. Liczyłem na zjazd, że może 80km/h, jakiś tir, furmanka, karoca - na koło i 90 km/h... Nic... Ledwie 72 km/h. Dalsza droga bez historii, jedyne co się zaznaczyło w mojej pamięci to przemiłe hopki za Strzyżowem. No i te ścieżki rowerowe w Rzeszowie... Tragedia na bruku... Ogólnie tempo dobre jak na opowiastki o tempie niektórych ;p. W takim miasteczku przed Rzeszowem rekord na prostej bez wspomagania - 56 km/h - rekord z Florynki nieaktualny, tam było w dół. Z ciekawszych rzeczy to dziewczyny zgubiły mnie w Rzeszowie, bo coś im się pokiełbasiło ;p
Dziś przyszedł czas przejechać się z Kingą i zobaczyć jej nowy rower ;). Gdy tak staliśmy na poboczu obwodnicy minął nas jakiś kolarz, jadąc niezbyt szybko w kierunku Glinika. Od razu rozpoznałem (po ramie), że to Yeti z Szymbarku. "Na koń!", można by powiedzieć i ruszyliśmy w pościg. Złapaliśmy go na mostku do Kobylanki za krzyżówką. Bardzo przyjemna jazda, przez Kobylankę, Sokół, Sękową i do Szymbarku odwieźć oboje towarzyszy ;).
Co do sprintu, wyszedł blado, bo tylko 46,21 km/h, coś poszło nie tak... Może źle zmieniłem przełożenie? Brakło mocy? Następnym razem będzie lepiej ;).
Wczoraj dokonałem jednej z najmądrzejszych rzeczy w życiu! Zadzwoniłem. Pod ten numer. I co? Wracamy jutro, wyjedź. Nic trafniejszego ;)
Mieli do pokonania około 170 km, ja tyle ile przejadę. Wyruszyłem około 9, ale zatrzymała mnie przednia opona. Na statoilu szczyt sieroctwa... Chciałem dopompować opony, a tu wentyl nie ten i w efekcie zeszło całe powietrze... Szybko do pobliskiej wulkanizacji i własnoręczną przelotką (międzywentylową) bardzo miły jegomość napełnia moje Kendy cudownym powietrzem ;) Jedziemy.
Pare km przed Jasłem łapie mnie deszcz tak mocny, że trzeba poczekać około 20 minut, aż zelżeje. Potem jazda, mimo kapania i ogólnego ruchu na drodze. W Jaśle wyrzynam na przystanku skarpetki i jest okej. Rzucam się na drogę do Pilzna i całe szczęście kontaktuję się z Tomkiem i w odpowiednim momencie skręcam na Frysztak, do którego wiedzie kręta i dziurawa droga, z miłymi stromymi hopkami. Potem uderzam w Wiśniowej na Ropczyce i za tą przecudowną wsią spotykam się wreszcie z wyprawowiczami! Tomasz wpada obładowany po pachy. Sakwy przód, tył + przyczepka Kingi ;) Jak on z tym jedzie...? Tego nie wiem ;p Nie jeździłem z sakwami, co dopiero z tym całym majdanem... Po chwili Kinga nadjeżdża i po radosnym przywitaniu i ogólnej wymianie wrażeń i testowaniu mojego nowego roweru ruszamy razem na jajecznicę w krzaki ;p Po zapałki na pobliski Orlen i można smażyć. Na prośbę Kingi omijamy Warzyce i jakimiś wsiami dojeżdżamy do szosy Jasło - Krosno. Z jednym krótkim postojem docieramy do Biecza, tam spotykamy Annę i Annę i Patryka ;p. Dłuugi postój na montowanie przyczepki do roweru Kingi i ogólne śmianie. Rundka honorowa po Gorlicach i testowanie odejścia moich opon :D. Na prostej na Chopina (płasko) wyciągnąłem 47 km/h (na siedząco), chociaż gdybym z tyłu nie wrzucił 9, może byłoby 50 km/h (9 zmniejszyła znacznie dynamikę, zanim ruszyłem korbą prędkość zdążyła spaść ;p). "Odjechaliśmy" Tomka pod sam dom, razem z Szymonem i Annami i potem do domku na zasłużony obiadek :).
Dzięki i gratulacje, jesteście wielcy (może też bym był, ale pewne przeszkody wystąpiły ;p)
A teraz zdjęcia:
Jadąc, przed Bieczem stwierdziłem, że nie mam zdjęć tego uroczego miasteczka i zrobiłem pare :)
Panorama.
Ratusz.
A tu już Tomasz z całym wyprawowym majdanem, nie tylko swoim ;p
"Pali się wreszcie?" Smażenie jajecznicy ;).
Przyczepna (zazwyczaj) przyczepka.
Aniasz ;). Niezły korek utworzył się w Siepietnicy, i nasze w tym koła!
Kinga montująca ukochaną przyczepkę i Anna, której mina zdaje się mówić "Długo jeszcze?". W tle Patryk i z deczka ucięty Tomasz.
O 13,30 zaczynał się maraton (coś w ten deseń w każdym razie) w Foluszu. Kinga startowała, więc pomyślałem, że warto by się przejechać i zobaczyć ją w akcji :) Byłem tam około 14,20, a tu się okazuje, że specjalnie dla mnie przesunęli start :) Okazało się również, że dziewczyny (dokładnie t r z y) powyżej lat 16 (?) pojadą na trasę 2,5 km <ściana>. No nic. Kinga wystartowała i po około 7(?) minutach przyjechała w swojej kategorii jako pierwsza oczywiście :) Jako, że trochę polewało i grzmiało nie zostałem na dekorację, tylko ruszyłem w drogę. Miałem ochotę sprawdzić drogę na Jasło i Dębowiec, ale ciemne chmury i ściany deszczu w oddali nakłoniły mnie to powrotu tą samą drogą w szybkim tempie. Gratulacje Kinga !:)
Zwyciężczyni Kinga i Sylwia z Jasła (2 miejsce) :)