Po miesiącu odpoczynku od roweru, postanowiłem się przejechać. Nawet trochę miałem na to ochotę ;). I po ruszeniu poczułem, że zupełnie nie chce mi się szybko jechać - koniec z żyłowaniem pod górę?
Po za tym na zjeździe mój telefon dokonał niemożliwego - opuścił kieszonkę z tyłu i walnął o asfalt (~60 km/h) - co lepsze - skończyło się na wgnieceniu...
Odechciało mi się całkowicie i wróciłem do domu. Ogólnie rzecz biorąc chyba mi się rower przejadł, za dużo tego było - ale tak to jest - jak coś nam się podoba najlepiej byłoby robić to na okrągło i nagle dup - nie chce nam się ;)
Dziś wstaję rano z myślą o dłuższej jeździe, żołądek chyba w porządku - jednak już po pierwszych km wiem, że to nie to. W Horezu bardzo piękna malowana cerkiew nie robi na mnie większego wrażenia. Na dodatek Maćka też coś bierze. Ogromny upał i zmęczenie po trzech dniach dwóch dniach ciężkich gór + moje osłabienie po chorobie i decydujemy się wziąć dzień przerwy. Całodniowy relaks na rzeczką pomaga - nazajutrz jedzie się znacznie lepiej ;).
Za dużo zabawy na bikemap.net nie będzie dziś ekg! Na początek trzy kopce, nawet nawet poszło, za to od wodociągów ledwo się wtoczyłem - rzeczywiście jest tam stromiej. Jadąc śladem stromizn poszedł Bieśnik - a jak już wjechałem to miło by było sprawdzić jak się wjeżdża z drugiej strony. Już asfalt zaczyna pękać, jak oni to budują... Dalej podjazd z Bystrej do Woli Łużańskiej - tu już trochę miałem dość - i poszukiwanie podjazdu do Stróżówki - również maskara. Szkoda, że nie wziąłem aparatu, bo piękne światło było. Na koniec ciepły deszczyk letni i do domu.