Wpisy archiwalne w kategorii

Pielgrzymka 2009

Dystans całkowity:431.84 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:19:52
Średnia prędkość:21.74 km/h
Maksymalna prędkość:74.16 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:86.37 km i 3h 58m
Więcej statystyk

VII Górska Pielgrzymka rowerowa z Rzeszowa do Dębowca 2009: Odpustowe zabawy

Niedziela, 20 września 2009 · Komentarze(0)
Pobudka przed 6 i wyjazd o 7. Na sam początek Przełęcz Hałbowska, około połowy podjazdu staje na pedałki i finisz ;). Zjazd ciekawy, po serpentynach, ale niezbyt szybki, do 70 km/h raczej dość bardzo trudno. A tu niespodzianka! Pod górę pedali dudek. Cóż za spotkanie! Niby wiedziałem o tym, ale w trakcie wyjazdu "pielgrzymkowy" nastrój wybił mi to z głowy. Dalej toczymy się wolnym tempem aż do Dębowca i tam zdjęcia grupowe, rozmowy etc., w oczekiwaniu na bliźniaczą pielgrzymkę pieszą. Potem 1:1 i toczymy się przed nimi do sanktuarium i tam uczestniczymy w dłuugiej mszy odpustowej z niestety niezbyt ciekawym kazaniem.

Potem czeka nas 6 - osobowy powrót do Gorlic. Kinga proponuje przyjemną traskę przez Osobnicę i tamtędy też jedziemy, w końcu docierając do Gorlic ;).

Dzięki wielkie, naprawdę było z a j e b i ś c i e!
;*** :)


Rankiem...

Zjeżdżając z Hałbowskiej...


Spodziewana niespodzianka :) Tomek


To było śmiganie xD.


Małe a cieszy :D.


Gruppenfoto :D.


Ciekawy patent


5 minut później xD.


Odpustowa panorama :).



< Dzień poprzedni

VII Górska Pielgrzymka rowerowa z Rzeszowa do Dębowca 2009: Zjazdowe rozczarowanie

Sobota, 19 września 2009 · Komentarze(1)
Ciężko było się zerwać po nocy spędzonej np. w piekarni, ale dało rady. Na początek pagórki do Tylawy, a stamtąd tragicznym asfaltem terenowym do Mszany, gdzie niegdyś spotkaliśmy z Maciejem dudka wracając z Sanoka. Tam dłuuga przerwa z możliwością odwiedzenia Olchowca i ponoć wartej zobaczenia cerkiewki. Ja byłem bardzo chętny ;). Znowu asfalt terenowy, na końcowy km położyli dywanik jedynie. W sumie cerkiew szału nie robiła, za to robiła przemiły mostek obok niej, z kamiennym łukiem i ogólnie był genialny. Potem 3,4 km pod górę czego to się dla cerkwi nie robi ;). Na górze pierwszy ;). Potem tragedyczny zjazd asfaltem terenowym, z ciekawszych rzeczy rozpędzony na kilometrowym dywaniku wpadam na sztywnym w te dziury. Nieźle potrząsło ;). W Krempnej następowała decyzja czy jechać 3 km na nocleg czy 30 km piękną drogą przez Grab. Proste i jasne - pniemy się pod 12 km podjazdu ;). Wcześniej otrzymałem informacje o ściance w Grabie, z której można ostro pocisnąć - nie trzeba było długo zachęcać. Sam podjazd tragiczny nawierzchniowo, stromizna żadna ;). Zjazd szutrowy, dwaj prowadzący na góralach zaszaleli w dół, ja wolałem oszczędzać sprzęt. Spod sklepu ruszamy na granicę na pusto, w grupie chętnych osób- rzeczywiście - prosty stromy dywan i do tego bez wyjazdów, szeroki nic tylko pruć. Na górze chwila przerwy i but w dół. Zanim dojechałem do finałowe ścianki już czułem, że lipa. Wiatr w twarz i poczułem mięśnie rozgrzane nieustannym butowaniem pod wszelkie górki. 74 km/h i mega rozczarowanie ;(. Nawet kolarz na full carbonie wyciągnął ledwie 79 km/h.
Z tego miejsca ruszała dynamiczna grupa. Dwaj prowadzący na wypasionych góralach i paru śmiałków na tempo +35 km/h. Dla mnie to nie było jakieś super niewiadomoco, no ale niektórzy nie wytrzymali, ostatecznie dojechaliśmy we czterech, dałem dwie mocne zmiany ;). Potem jeszcze krótka przejażdżka - full carbon - pięknie się to niesie, aż żal było z rąk wypuszczać ;).


Opuszczając Bieszczady... :)



Wypad do Olchowca ;).


Podjazd do Grabu.


:)



Full carbon...


:)



< Dzień poprzedni Dzień następny >

VII Górska Pielgrzymka rowerowa z Rzeszowa do Dębowca 2009: Bieszczadzkie łąki

Piątek, 18 września 2009 · Komentarze(0)
Dzisiejszy dzień zapowiadał dłuższą jazdę. Ruszyliśmy po 8, leśną drogą w kierunku szosy. Oj tu podjazd był wymagający, ładny %, na finiszu zwycięstwo ;). Następnie długo po płaskim lub lekko pod górę i drugi większy podjazd, nie umywający się jednak do wczorajszych. Dalej wkroczyliśmy w bieszczadzkie łąki - długie i strome hopki wśród morza traw i odległych wzgórz rozerwały grupę. Gdzieś pomyliliśmy drogę, to znowu zdjęcia na wielkiej kopie siana... Było ciekawie ;). Na rozjeździe w Szczawnym czekał mnie zawód - mijaliśmy dokładnie po lewej górę, którą straszyłem dziewczyny przez ostatnie dwa dni, a jednocześnie miejsce które chciałem odwiedzić po raz kolejny, wielka szkoda, podjazd naprawdę ciekawy - i w lesie i w polu, serpentyny, cerkiew, ogólnie full tunning :D. Kolejne km leciały szybko, bo tylko spore hopki w kierunku Jaślisk, bez jakichś długich podjazdów. Dzień bardzo ładny widokowo ;).


Bikerki :D


Mniej więcej w takiej pozycji pokonywałem zjazdy xD. Kosztowało to trochę roboty, czyli licznik na mostek i lampka na linki xD.


Między tymi drzewami jechaliśmy :).


Miły uśmiech i od razu 5 km/h więcej na liczniku ;p.

Dynamiczna grupa zostaje z tylu zabawić się na sianie xD.


Bieszczadzkie łąki ;).


Postój w Rzepedzi :D.


W piekarni w Jaśliskach :D.



< Dzień poprzedni Dzień następny >

VII Górska Pielgrzymka rowerowa z Rzeszowa do Dębowca 2009: Potrójna premia górska

Czwartek, 17 września 2009 · Komentarze(2)
Ruszamy mozolnie rano spod Parafii Motki Bożej Saletyńskiej w Rzeszowie i już pierwsze kilometry zapowiadają charakter jazdy na pielgrzymce: po płaskim się ledwo toczymy, a na długim, aczkolwiek płaskim podjeździe do Przylasek jedziemy prawie z taką samą prędkością jak wcześniej. Tam następuje pierwszy postój i wstępne ustalenia co do jazdy i krótka modlitwa. W końcu jestem na pielgrzymce ;). Dalej kolejna górka w Straszydle, nieco stromsza, ale też cudów nie ma. Po każdym większym podjeździe długa przerwa pod sklepem. Ja to rozumiem bo jedziemy z naprawdę różnymi rowerzystami i pod względem sprzętowym i kondycyjno - wiekowym, ale przerwy były nieco za długie. Nie było za ciepło i pod rozgrzewce marzłem i musiałem ubierać kurtkę. Na leśnej górce za Kąkolówką zapowiedź kolejnych premii górskich, czyli hop na stojąco i kto pierwszy na górze. Tym razem ja ;). Za mną wtoczył się "kolega z niebieskiego Treka", jak się okazało nie był to najlepszy rower tej pielgrzymki, choć takie wrażenie robił. Oczywiście na szczycie przerwa i najkrótszy postój mieli paradoksalnie najwolniejsi... Ruszamy dalej i zatrzymujemy się na niemal godzinną przerwę pod sklepem, ponoć przed 5 - kilometrowym podjazdem. Niektórzy ruszają wcześniej, ja zabieram się z większością peletonu na końcu. Nadal ogień do góry, wyprzedzam towarzystwo i czekam lekko za szczytem razem z szosowcami, którzy wyjechali spod sklepu nieco wcześniej. Ten podjazd pokazał już zacny %, ale widziałem przyjemniejsze ;). Zjazd do Brzozowa pełen zdradliwych zakrętów i dziur, na serpentynie ledwo mijam się z autobusem, biorącym zakręt po całości. Pod willę Jezuitów w Orzechówce zaliczamy ostrą ściankę, na okrzyk pana ze starej kolarki z różową owijką: "Wyrzucać bidony" czołową grupą ruszamy do finiszu na obiad. 1st place :D.


Wyjazd spod kościoła ;).


Pantani ;).


W lasku w Podlasku ;).


Przewodniczący Ząbek i kleryk Kuba na kole i pielgrzymi :D.


Oczojebna kolarka :D.


Jazda na jednym kole + pedałowanie jednym spd, czyli sztuczki cyrkowe Ząbka :D.



Naprawdę zakręcone serpentyny :D.


Pokój dziewczyn...



< Dzień poprzedni Dzień następny >

VII Górska Pielgrzymka rowerowa z Rzeszowa do Dębowca 2009: Warzyce szału nie robią

Środa, 16 września 2009 · Komentarze(1)
W czwartek zaczynała się VII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca, więc trzeba było dostać się do tego Rzeszowa ;). Wyjazd około 12 i standardową trasą do Jasła i tam skręt na Warzyce - osławiony podjazd w drodze do stolicy województwa podkarpackiego. Jak napisałem "szału ni ma"; stromizna nie powala, jedynie irytujący może być fakt, że podjazd ma około 3 km. Liczyłem na zjazd, że może 80km/h, jakiś tir, furmanka, karoca - na koło i 90 km/h... Nic... Ledwie 72 km/h. Dalsza droga bez historii, jedyne co się zaznaczyło w mojej pamięci to przemiłe hopki za Strzyżowem. No i te ścieżki rowerowe w Rzeszowie... Tragedia na bruku... Ogólnie tempo dobre jak na opowiastki o tempie niektórych ;p.
W takim miasteczku przed Rzeszowem rekord na prostej bez wspomagania - 56 km/h - rekord z Florynki nieaktualny, tam było w dół.
Z ciekawszych rzeczy to dziewczyny zgubiły mnie w Rzeszowie, bo coś im się pokiełbasiło ;p


Widok z Warzyc :D.


Na szczycie, od lewej Kinga, Domi, Aniasz i Ośka ;)


Sciachany na cpnie w Strzyżowie ;).


Stary most kolejowy za Strzyżowem ;).

Rzeszów by night ;).



Dzień następny >