Wpisy archiwalne w kategorii

z Tomkiem

Dystans całkowity:2236.22 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:90:13
Średnia prędkość:24.64 km/h
Maksymalna prędkość:83.16 km/h
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:63.89 km i 2h 44m
Więcej statystyk

VIII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca: Ogień o poranku

Niedziela, 19 września 2010 · Komentarze(3)
Po wczorajszej nocce, która zleciała na grach rozmowach w pokoju nr 13, ciężko było się zerwać przed 6. Śniadanie i po 3 km od razu mocny akcent, czyli przełęcz Hałbowska. Ruszamy we trzech: ja, Maciej i Mateusz - nutella. Poniższe zdjęcie powinno wyjaśnić przyczynę takiego przezwiska:


Jeszcze w Kotaniu.

Od razu idzie mocne tempo, pierwszy km (nachylenie 3,3%) lecimy ponad 20 km/h, na drugim na czoło wychodzi Maciek i prowadzi przez następne, coraz stromsze (6,7% i 8%), cały czas koło 14-16 km/h. Na końcowych zakrętach staje i zostawia nas kilkanaście metrów, oj dziś nie było siły na niego ;). Zjazd do Kątów beznadziejny, ciężko 60 km/h wykręcić. W Żmigrodzie przychodzi czas ma różaniec i pamiątkowe zdjęcia. Wpada też dudek i Monika ;).






Godło na dzwonnicy kościoła.

Potem masakryczny odcinek główną na Jasło - jazda jeden za drugim, hamowanie pod górę i w dół, szczęśliwi wszyscy dojechali w jednym kawałku. Podjazd do sanktuarium razem z pieszą i rozkładamy się na naszej górce koło kalwarii ;). W połowie mszy dojeżdża Patryk.


Z Ewką i Kasią. Przepraszam za mój karygodny negliż.




I zaczyna się...


Więcej grzechów nie pamiętam...


maleńki odpuścik...


W czasie komunii nasza górka opustoszała, chyba się wszyscy ładnie wyspowiadali ;p...

Dojazd do Gorlic to osobna historia, ale z ciekawszych momentów, nie udał się kawał na Rozboju, tylko jedna osoba się nabrała, a to za mało o TRZY ;p!

Co mogę napisać? Było tak jak przed rokiem, SUPER! Spotkanie z nowymi, jak i znanymi już sprzed roku ludźmi, to jest to! Piękne widoki, odludne miejsca... Możliwość bycia bliżej Boga, robiąc to co lubię. Podziękowania należą się zwłaszcza Patrykowi i dziewczynom przygotowującym codziennie przez te 4 dni jedzenie, zupełnie za darmo :). Do zobaczenia za rok!

Jeśli kogoś mój opis "natchnie", aby spróbować za rok, zapraszam na:
stronę pielgrzymki (nowa, lepsza jest w budowie).
lub na konto na facebooku.

Dzięki xD



Więcej zdjęć na picassie.

< Dzień poprzedni

Freedom

Niedziela, 13 czerwca 2010 · Komentarze(8)
Kategoria >50 km, z Tomkiem
W nocy wróciłem z centralnego etapu ogólnopolskiej Olimpiady Losy Żołnierza i Dzieje Oręża Polskiego: od Cedyni do Orszy". 12 miejsce na 41 zawodników, więc nie jest źle - brakło szczęścia (tj. trafienia na to o co akurat zapytali + przewaga doświadczenia niektórych zawodników). Świetni ludzie, pogoda upalna, niezapomniane, "potogenne" przejazdy MZK, trzeba to kiedyś powtórzyć!
W stolicy nie obyło się bez kolarstwa, oto parking przed Centralna Biblioteką Wojskową:









To chyba dla zrównoważenia lusterka, lampek z drugiej strony...


What's that?!

Ale do rzeczy. Konkurs za mną, jeszcze 4 dni szkoły, ale wolność już się zaczęła.


Małe nieporozumienia z Tomkiem i trochę nadprogramowych km. Od Stróżówki śmigamy razem. Do Ciężkowic mniej lub bardziej pod wiatr. Zjazd do Bobowej dziurawy, przy 60 km/h blokuje mnie bus, Tomek siada mu na koło i wyciąga te 7 dych. Nie wiedział jaki jest stan nawierzchni ;p. Na rynek do Ciężkowic wcześniejszym zjazdem. Od tego podjazdu zaczyna się ogień na hopach. Z zanotowanych danych: na jednej trzymałem pod górę 33 km/h, a w Gorlicach na światła na Stróżowskiej nawet 35 km/h.
Średnia mimo tego słaba, ale na połowie trasy asfalt był tak tragiczny, że na zjazdach nie nadrabialiśmy czasu straconego pod górę, na zmiany tez opcji nie było...

Dzięki, było ostro xD

P.S. Jak to dziwnie nie dodać ptaszka przy kategorii +70 km/h, dawno tego nie grali :D. Prędkość maksymalna taka, że wstyd dodawać ;).
P.S.2 Zerwana jezdnia przed Zborowicami:

korona klimkówki

Niedziela, 6 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Woda opadła, w miarę posprzątane, życie powoli wraca do normy... Dzień po wielkiej wodzie.

Tą traskę można by nazwać koroną Klimkówki - wszystkie najtrudniejsze podjazdy w okolicy, brakło mi tam tylko Czarnej, jak któryś pominąłem to niech krzyczy ;).



Przed pięcioma dniami nicnierobienia w drogę wybrał się ze mną dudek. Mieliśmy mało czasu, więc do Ropy staraliśmy zrobić dobry czas, żeby mieć co tracić na podjazdach ;). Udało się - średnia ponad 35 km/h.

Wawrzka wchodzi ładnie, jedziemy równo 14-15 km/h. Bez szaleństw, bo dziś czekało nas mnóstwo gór. Wszędzie obecne ślady powodzi:


Końcówka bardzo malownicza:




Widok na Łosie:


Zjazd stromy, ale kręty i przez wioskę, na dodatek na samym końcu oberwana droga. Pod Tanią Górę, od połowy straszna piła, testuje możliwości mojego stroju (jednoczęściowy) - zamek sięga pępka ;p. Dziurawy asfalt też nie zachęca. Zjazd po dywanie, mój pierwszy w tą stronę, także zachowuję umiar i nie przesadzam z prędkościami - coś ponad 76 km/h. W Łosiu odwiedzam koleżankę - powodziankę i decydujemy się na przejście ścieżką ponad tamą. dudek oczywiście śmiga scottem po terenie (treking bez amora), ja ide z amorem, nie mam takiej równowagi jak on, wolę nie ryzykować ;).

dwa hdr-y:

Tama w Łosiu, słabo wyszło, ale jedynie zdjęcie tamy jakie mam ;).


Klimkówka.

Hopki na jeziorem mocno, postój pod centrum w Uściu i ruszamy na oderne. Ciężki podjazd, chociażby dlatego, że w dół idzie się grubo ponad 80 km/h ;). Tomuś oczywiście nie byłby sobą gdyby nie jego cyrkowe sztuczki:

Podobno tak się łatwiej podjeżdża ;p.

Które kończą się czasem tak:

Akurat robiłem zdjęcie jeziora jak jeszcze leżał ;p.

Widoczki towarzyszyły nam tam nieziemskie ;):

Jezioro z drugiej strony.



Do Kunkowej vmax wycieczki, odpuściłem przy znaku ograniczenie do 60 km/h ;p, przed ostatnią prostą bo nie wiedziałem, czy na mostku nie będzie full piasku. Pod Leszczyny kolejna piła dnia. Na zjeździe do Bielanki, złożony osiągam 70 km/h jeszcze przed znakiem skrętu na Łosie, potem ~72 km/h. Do domu już bardzo szybko cały z biegiem rzeki.

Dzięki xD


not much more

Czas na przerwe, czas na Kingę

Środa, 2 czerwca 2010 · Komentarze(0)
W ramach przerwy nauki na konkurs ;). Zrezygnowałem z Magury po raz setny i wybrałem się do Niu Sącza, naprzeciw Kini.



Do Sącza z wiaterkiem w plecki. Zjazd z Ropskiej mile zaskoczył - 70 km/h bez dokręcania. Ptaszkowa dość mocno, z Cieniawy 74 km/h bez kręcenia. Robią drogę, ruch wahadłowy, masakra, 5 minut w korku, którego nijak szło wyminąć. Do miasta dojeżdzam w 1h 9 minut, niezły wynik, 40 km ze średnią pod 31 km/h. Spotkanie pod Bikershopem, szybki banan + woda i decydujemy się na powrót boczną drogą.


Dom w Kamionce - po deszczach stok zjechał...

Kiepski pomysł na jazdę do Gorlic, bo droga, idzie cały czas wzdłuż rzeki, czyli pod górę, ale to i tak lepsze niż korek (chociaż jakby to przemyśleć...).


Na głównej nie zrobiłbym drugiego w życiu HDR-a, nieco mniej udanego (tylko z dwóch zdjęć, bo trzecie się nie nadawało), ale jest.

W Ptaszkowej dopada nas dudek. Szybka prezentacja licznika i w dom. Ropska na luzie, ale wchodzi ładnie, na zjeździe ~73,5 km/h.


Tomek to wyważony chłopak...


Skupienie jest potężne, chyba szykuje się do zjazdu z Ropskiej...

Dzięki xD

%$&*^

Ma góra Magura

Niedziela, 23 maja 2010 · Komentarze(1)
Szybka rundka, prawdę mówiąc bardzo szybka z Tomkiem i Maćkiem. Szkoda ekg - Magura i z powrotem, do szczytu czas 25 minut, z wiatrem, ale i tak ciężko. Czas na szczyt - 10 minut 36 sekund, Maciek ładnie finiszuje, odstawia nas na pare metrów, wyrównuje swój rekord.
Zjazd dociskam, ile się da - pod wiatr prawie 73 km/h. Dalej ostre tempo pod wiatr, mocne zmiany idą (nawet na Kochanowskiego nie odpuszczamy), pogawędka pod Dukatem i do domu, niestety czas nie pozwala na więcej (przynajmniej mnie).

+ oberwana droga na zakrętach przed Małastowem
+ ogromne ilości rowerzystów, może nie kolarzy, ale też "po bułki do sklepu" nie jechali ;).

[wieczorem zajme sie poprzednim wpisem, dzis o dziwo komputer działa od 4 godzin bez błękitu na ekranie, ale cos ewidetnie nie gra]

Śmierć nadejdzie na Ropskiej...

Sobota, 15 maja 2010 · Komentarze(7)
I nigdzie indziej, tylko tu...
Dla jasności:


Ale od początku. Stał się cud, czyli udało się ruszyć we czwórkę: Maciek, Kinga i Tomcio. Kierunek i cel: Słowacja, Kurovske Sedlo. Wyjazd 0 6 rano, toteż na Magurze łapie nas zmrok:



Zemsta mleczarza ;p

Pogoda ogólnie do jazdy nie zachęca, ale my zachęt nie potrzebujemy :). Do Bardejova tempo szarpane + wygłupy.

Dobre z nich chłopaki, ale strasznie aerodynamiczne...


Konkurs: znajdź bociana. Inne siedziały na latarniach przed przejściem, ogólnie w Koniecznej jest tego jak szarańczy...


To zdjęcie nie zostało dopuszczone do konkursu - zbyt trudne ;p.

Na przejściu spotykamy rajd z PTTK-u. Pare fot, krótka rozmowa i trzeba się zbierać, bo tempo jest średnie, a chmury mają coś w zanadrzu.


Z rowerkami od lewej Tomek, Kinga, ja i Maciek :).

Teraz 15 km w dół do Bardejova, chłopaki z ostatniej ścianki z highway to hell wyciągaj 74 z kawałkiem, ja troszkę odpuściłem, ale 7 się pojawia ;). Na rynku dłuższa przerwa + zdjęcia + żarełko i te sprawy.


A dziś nie będzie zdjęć bardejovskiego rynku! W zamian za to urokliwy budynek dworca autobusowego ;).


Nasz czwórka :).

Zaczyna się powolna wspinaczka. Do Tarnova jest lekko pod górę, jazdę umilają żółte pola rzepaku, zielone wzgórza, kwitnące na biało drzewka, chmury z których zaraz może lunąć i pizgający wiatr. W Tarnovie skręt w prawo i zaczyna się podjazd pod granicę. Pierwsze 7 km znośne, idziemy w parach, ostatni km wyciska siły, odpoczywamy na ergoduponomicznych kamyczkach ;). Ale wróćmy do samej górki:


Tomek wyrywa słupki pod komisariatem policji ;p.

W dół:


i w górę:


Zjazd szkoda gadać, tylko 2 km a dziurska po pachy. Tylicz, Mochnaczki - pod Krzyżówkę właściwie od tej strony porządnego podjazdu nie ma - tak się wlecze zadupiami. Na górce powinniśmy zrobić przystanek (tak mi potem do głowy przyszło), ale od razu zjeżdżamy świetnymi zakręcikami Berestu - dziś sucho. Tomek pokazuje technikę i odjeżdża kawałek. Do Grybowa tempo takie se, bo wieje bo paszczach mocno, ale jest w dół, więc 30 trzymamy. Przed miastem dopada mnie kryzys, więc opitalam bananka i but pod Ropską. Oj, jak się ciągło... Oj, jak powoli... Oj, jak źle... Jeśli umrę - to na Ropskiej - od strony Grybowa. Z racji, że zazwyczaj jestem tu po dłuższej wyciecze ten podjazd to zawsze męczarnia - mniejsza lub większa. Dziś WIĘKSZA ;). Do domu każdy ciągnie każdego w parach, ogólnie zaprzeczenie zgranego peletonu, hehe, ale dojeżdżamy ;)

Dzięki xD

Oj zmęczyłem się, dziś miałem zdecydowanie gorszy dzień!

not only from slovakia

Draśnięcie

Poniedziałek, 10 maja 2010 · Komentarze(1)
Razem z dudkiem drasnęliśmy osiemdziesiątkę spod kapliczki w Bystrej, a ja żeby by było ciekawej zostałem draśnięty przez przeuroczego pieska - mojego buta jako draśnięcie nie zapamięta ;).