sekundy grozy
Wtorek, 25 maja 2010
· Komentarze(4)
Niestety Magura z yetim nie wypaliła, akurat nie mogłem jechać ;(.
Idąc do Lidla godzinę później, jak zawsze zerknąłem zwyczajem rowerzysty na flagi Statoila. Wskazywały, że wiatr wieje z północnego zachodu. Co to oznacza? Szybką wyprawę do Bystrej.
Spod kapliczki bez dokręcania, zupełnie na luzie 68,04 km/h, pod lekko boczny wiatr. Wdrapuję się na szczyt na lewo od kapliczki, chwila na oddech i ogień w dół. Nie zacząłem od 3x9 od razu i myślę, że był to dobry pomysł. Przed hopką ponad 76,5 km/h - nigdy tam tyle nie szedłem. I dobrze, że nie więcej, bo trafiłbym do "sekund grozy" w discovery jako "szczególny pokaz braku rozsądku i mózgu i przyczepności opon marki Kenda no name, na ostrym zakręcie przy 76 km/h. Mówiąc wprost, ledwo wszedłem w zakręt ;p. Dalej to już ostry but i dobijam 84,77 km/h, nowy rekord.
Czy można było więcej? Na pewno. Ruszałem z góry przy średniej klasy podmuchu wiatru w plecy, jak wiało później? Mówiąc szczerze nie wiem ;), ale generalnie w plecy. Tak czy siak było fajnie :D.
Ściągając strój w domu poczułem nagły ból w prawym kolanie... Pszczoła! Nawet nie wiem kiedy się tam znalazła. Może jednak załapie się do discovery. Co ciekawe, już drugi raz miałem taką sytuację. 3 lata temu, gdy byłem jeszcze mały, słaby i jeździłem na grandzie, zjeżdżałem do Uścia. 66 km/h - pierwszy porządny rekord - nagle ukłucie w prawe kolano. Była to wtedy dla mnie taka prędkość, że bałem się spojrzeć co to. Dopiero na dole wyciągnąłem ją z nogi i pojechałem dalej ;p.
Ale się rozpisałem, a przecież to tylko 16 km ;p.
Idąc do Lidla godzinę później, jak zawsze zerknąłem zwyczajem rowerzysty na flagi Statoila. Wskazywały, że wiatr wieje z północnego zachodu. Co to oznacza? Szybką wyprawę do Bystrej.
Spod kapliczki bez dokręcania, zupełnie na luzie 68,04 km/h, pod lekko boczny wiatr. Wdrapuję się na szczyt na lewo od kapliczki, chwila na oddech i ogień w dół. Nie zacząłem od 3x9 od razu i myślę, że był to dobry pomysł. Przed hopką ponad 76,5 km/h - nigdy tam tyle nie szedłem. I dobrze, że nie więcej, bo trafiłbym do "sekund grozy" w discovery jako "szczególny pokaz braku rozsądku i mózgu i przyczepności opon marki Kenda no name, na ostrym zakręcie przy 76 km/h. Mówiąc wprost, ledwo wszedłem w zakręt ;p. Dalej to już ostry but i dobijam 84,77 km/h, nowy rekord.
Czy można było więcej? Na pewno. Ruszałem z góry przy średniej klasy podmuchu wiatru w plecy, jak wiało później? Mówiąc szczerze nie wiem ;), ale generalnie w plecy. Tak czy siak było fajnie :D.
Ściągając strój w domu poczułem nagły ból w prawym kolanie... Pszczoła! Nawet nie wiem kiedy się tam znalazła. Może jednak załapie się do discovery. Co ciekawe, już drugi raz miałem taką sytuację. 3 lata temu, gdy byłem jeszcze mały, słaby i jeździłem na grandzie, zjeżdżałem do Uścia. 66 km/h - pierwszy porządny rekord - nagle ukłucie w prawe kolano. Była to wtedy dla mnie taka prędkość, że bałem się spojrzeć co to. Dopiero na dole wyciągnąłem ją z nogi i pojechałem dalej ;p.
Ale się rozpisałem, a przecież to tylko 16 km ;p.