Wpisy archiwalne w kategorii

odwiedziny

Dystans całkowity:1086.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:41:03
Średnia prędkość:24.38 km/h
Maksymalna prędkość:72.09 km/h
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:49.38 km i 2h 16m
Więcej statystyk

Dywan

Sobota, 22 sierpnia 2009 · Komentarze(1)
Domi ostatnio pożyczyła mi czołówkę i bluzę, przyszedł czas żeby oddać ;). Postanowiłem wypróbować drogę przez Kwiatonowice i dziwnym trafem wyrósł tam przeogromny podjazd, którego tam przecież nie było ;p. Brak rozgrzewki, nachylenie... W końcu wymęczyłem do Sitnicy, no ale...

Oczywiście nie obyło się bez soku i kawy (dobrze, że się na obiad na załapałem, bo bym chyba dziś nie wrócił), czyli tzw. sitnicka gościnność ;p Dziękuje bardzo, ale ostrzegam, to niebezpieczne ;p.

Skierowałem się na ponoć nowy asfalt do Biecza. Rzeczywiście jeszcze nowy, bo kładli go na wakacjach ;). Dodatkowo dostałem średni wiatr tylni (lekko z boku) i jechało się niesamowicie szybko :). 40 km/h na luzie. Co to oznacza? Sprinty na płaskim :D! Pierwszy i już pada rekord - 51 km/h. Drugi rozegrałem chyba koło Binarowej, tam poszedłem 53 km/h. Pare metrów i dogoniłbym "czinkłeczento" ;p. Troszkę odpuściłem do Biecza i tam zostałem zmuszony przyśpieszyć, gdyż zaczęło kapać. Na prostej w Strzeszynie zauważyłem MZK i chciałem się uczepić, co udało się dopiero w Klęczanach. Jechał 40 km/h, niewiele szybciej ode mnie, dosłownie pare km ;/. Oczywiście ostatnia prosta na gorlickiej autostradzie deszcz ;/. Ale nawet bardzo nie zmokłem ;).

Dzięki xD


Bella chce chyba wskoczyć do koszyka na bidon ;).


Serwis opon w Sitnicy - sprawdzanie bieżnika.

Kobyloonka

Czwartek, 20 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria do 50 km, odwiedziny
Do Kobyloonki do takiej jednej ;p a potem szybki powrót w ciemnościach. Na zjeździe w Sokole niewiele brakło, a wyprzedziłbym ciężarówkę z drewnem ;). Całkiem miły sprincik :D.

Dzięki xD

Wpuszczony w maliny

Czwartek, 30 lipca 2009 · Komentarze(3)
Kategoria do 50 km, odwiedziny
Zostałem wpuszczony w maliny dosłownie ;p

Umówiłem się z Kingą (nie yeti91) na jakąś rekreację na dwóch kołach. I familia kazała iść i zbierać.

Ale w końcu się wyrwałem żeby porozmawiać i przy okazji potoczyć się po jakichś wsiach okolicznych :)

Fajnie było, dzięki :)

Malinki ;p


Cudny zachód słońca w Dominikowicach :)


Przesympatyczna Kinga, moja dzisiejsza towarzyszka :) (zabije mnie za to na śmierć ;p)

click for little more

Kielecczyzna 2009: sister

Sobota, 18 lipca 2009 · Komentarze(0)
Kielce - Cedzyna - Radlin - Święta Katarzyna - Bodzentyn - Rzepin - Starachowice

Głównym celem wyjazdu do Kielc były Starachowice, bo tam mieszka moja siostra (sam sobie się przyszyliśmy nawzajem ;p)
Trasa wiodąca wioskami i w sumie niezbyt ciekawa.W Bodzentyniu podjechałem na zamek, ale nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia. Pojawiło się pare większych górek jak na warunki Ziemi Kieleckiej, ale nie mogą równać się one z wniesieniami Beskidów :) Jak zawsze wiatr przez 30 km ;/ Czuję, że Grand dogorywa. Nie jest to agonia, ale po średnich i prędkościach widzę, że coś nie gra. Może napęd, może opona? Aby objechać do domu i zmieniam mam nadzieję sprzęt w niedługim czasie :)

W Starachowicach są trzy BLISKIE. O dwie za dużo ;p
"Gdzie jesteś?"
"Na BLISKIEJ"
"Wyjadę po Ciebie rowerem, to niedaleko"

Jest fajnie xD


Przepiękne, głównie sosnowe lasy w Kieleckim. To zdjęcie pochodzi, jeśli się nie mylę z okolic podjazdu za Świętą Katarzyną.


Ruiny zamku wzniesionego w XIV w & Grand ;)


"Piaski" w Starachowicach.



< Dzień poprzedni Dzień następny >

Kielecczyzna 2009: Wiatr w polu

Czwartek, 16 lipca 2009 · Komentarze(0)
To była najszybciej podjęta decyzja w moim życiu :) Od dziś miała być praca, ale przesunęło się, to aż na środę, więc... jadę do Kielc :)
To nie była taka prosta sprawa. Rodzice oczywiście się opierali, jednak gdy rano zacząłem robić kanapki i pakować manatki odpuścili. Pojawił się za to inny problem. Jadąc na 4 dni trzeba coś wziąć oprócz niezbędnych rzeczy każdego kolarza, czyli jakieś ubrania, dezodorant bieliznę itepe itede :) Moje sakwy są jeszcze w sklepie (znaczy niekupione), wybór padł na plecak od wycieczek w góry. Nie wiem czy była inna możliwość, ale ta była beznadziejna. Ważyło to dużo i duże było, jazda z tym męczyła strasznie.

W końcu udało się ruszyć, o 8 rano. Do Ciężkowic dość szybko, z jednym małym mykiem. Spotkałem Ślązoka na rowerze, który wskazał mi skrót przez Rzepiennik Strzyżewski, którym miałem wypaść przed Tuchowem. Ponoć 1,5 km pod górę, potem cały czas w dół. Wszystko fajnie, tyle że zrobiłem niepotrzebnie kilometry bo wyjechałem nagle w Ciężkowicach. Do Tuchowa płasko, dopiero do Tarnowa potężny podjazd i zjazd do miasta. Następnym celem była Dąbrowa Tarnowska, gdzie szybko się dostałem mimo tragicznego ruchu na szosie.

Dalej mimo łatwej, pagórkowatej drogi zaczęły się schody, czyli innymi słowy nadszedł kryzys. Ostatnio ich już nie miewałem, dziś jednak miałem dodatkowe obciążenie, upał robił swoje, a i wiatr często zawiewał na złość w facjatę. Podjąłem decyzję, aby zatrzymać się, jednak 2 kolejne postoje w szczerym polu tylko pogłębiły brak sił. Toczyłem się ze słabą prędkością w kierunku Buska i natknąłem się na przydrożny bar. Zatrzymałem się, odpocząłem dość długo, a schabowy postawił mnie na nogi. Wróciły siły, wróciła normalna prędkość. Przemknąłem szybko przez Busko. Tutaj wzniesienia nieznacznie się zwiększyły, ale ja to lubię, więc jechało się naprawdę przyjemnie.

Przed Chmielnikiem na dłuższym zjeździe minął mnie autobus z kolarzem na kole. Licząc na pare chwil jazdy na jego oponce zacząłem morderczy pościg. Na prostych powyżej 35 km/h, pod górki 20-30 km/h. Jechał niezbyt szybko, gdy jego ciągnik zjechał na przystanek, więc moja darcie miało szanse. Gdy zbliżyłem się na około 100 metrów, osiągnąłem szczyt możliwości i miałem wrażenie, że on przyśpiesza, gdy ja zaczynam go dochodzić. Oczywiście głupiemu wiatr w oczy nie tylko w polu i mój cel zawrócił na rondzie i tyle go widziałem. Jego szczęście,że odmachał chociaż. Po odpoczynku na Orlenie zaatakowałem Kielce.

Jazda po takim mieście to jest coś :) Szerokie, szybkie aleje, 30 km/h nie schodziło z licznika, często i szybciej :) I mnóstwo autobusów :) Szybko się puszczały, gady. Na moim rowerze 60 km/h za pojazdem niełatwo utrzymać, a one do 55 km/h dochodziły. Ale nie ścigałem ich za wszelką cenę, bo już mi się nie śpieszyło, o nic się nie martwiłem, byłem blisko :) U babci czekał prysznic i obiadek :)

Nie polecam jazdy z dużymi plecakami. Męka.


Pozostałości po powodzi, w okolicach Szczucina (nad Wisłą).


Most na Wiśle niedaleko Szczucina, pierwszy (i nie ostatni) raz na rowerze w Świętokrzyskim :)


Tu się ratowałem schabowym :) Bar przed Buskiem :)


Zawsze i wszędzie


Na rogatkach Kielc.


Jak zwykle km się nie zgadzają ;)

Dzień następny >

Relaks & Odpoczynek

Środa, 15 lipca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria do 50 km, odwiedziny
Po okolicach Gorlic: Sękowa, Dominikowice, Sokół i do domku :)
Czasu nie podaje, bo to jazda wybitnie relaksacyjna, czas i średnia nie miały tu znaczenia ;)

Odwiedziny

Wtorek, 14 lipca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria do 50 km, odwiedziny
Za ciężarówką do kolegi, a potem pod góreczkę do drugiego ;)

Tour de sam

Środa, 1 lipca 2009 · Komentarze(0)
Wycieczka planowana od dawna, szkoda, że nie w miłym towarzystwie, no ale wszyscy ROBIĄ :) Ja też niedługo zaczynam, ale póki co trzeba było odwiedzić przyjaciółkę z dalekich stron.
Do Sącza elegancko się jechało, nawet popuściłem granda i ze zjazdu w Cieniawie jechałem 70 km/h. Oczywiście zapas jeszcze był, no ale nie lubię niepotrzebnego ryzyka :) Szybko znalazłem drogę na Limanową i zacząłem męczyć tą straszną jak dla mnie górę wznoszącą się ponad miastem. Jakieś pół godzinki i byłem na szczycie. Modliłem się żeby (o dziwo) nie było jakieś długiego zjazdu, gdyż to by oznaczało, że z powrotem znowu trzeba będzie wydrzeć na sam szczyt :) Niestety (:P) był dość miły i po niedługim czasie znalazłem się u celu podróży. W Limanowej znalazłem Ośrodek Sportowy i spędziłem miłą godzinkę z Agatą :) Obiad nawet dostałem za free :) Teraz czekał mnie powrót.
Od tej strony do Sącza jedzie się łatwiej zdecydowanie(no chyba, że od tego obiadu i godziny w bardzo miłym towarzystwie ;p). Pod górkę mijały mnie liczne service - cary grup kolarskich. Jeden nawet na mnie zatrąbił, gdy na poboczu robiłem zdjęcie czegoś wyjątkowo pięknego.(Pewnie uznał mnie za tego zagubionego członka swojej grupy ;p). Stoczyłem się do Sącza i tam nastąpił kryzys ;/ Minął dopiero po odpoczynku i lodzie na stacji/sklepie na wzniesieniu w Ptaszkowej/Cieniwie. Do Grybowa w dół, także poszło szybko i czekała mnie jeszcze tylko Ropska, która okazała się nieco dłuższa niż przewidywałem, ale jakoś sobie poradziłem. O dziwo od Szymbarku do domu byłem w stanie cisnąć ponad 32 km/h dochodząc nawet do 42. Było to niezwykle pozytywnie zakończenie tej niezwykle pozytywnej, aczkolwiek męczącej wycieczki :)


Kościół na serpentynach :)


U celu podróży :)


Na rynku.


Ten krzyż to jedna z głównych "atrakcji" Limanowej. W zimie ponoć można jeździć na nartach.


Ostatnia serpentyna przed Sączem.


Dworek obronny w Szymbarku :)


A tu się prawie zgadza ;)

click for more

Gorlice - Biecz - Korczyna - Biecz - Gorlice

Sobota, 13 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria do 50 km, odwiedziny
Do Biecza wietrzyk w plecy, także jazda była łatwa, szybka i przyjemna. Do koleżanki, do Korczyny i potem powrót nieco dłuższy - z jakiej przyczyny nie wiem, za długo o 5 minut ;p