pasova pętla
Niedziela, 18 kwietnia 2010
· Komentarze(1)
W końcu setka :). Udało się zrealizować trasę, o której myślałem od dawna.
Ruszamy, ja i Maciek o 6 w stronę granicy. Pod Magurę mordęga. Pod górę, lekki wiaterek, zimno – zewsząd otacza nas szron.
Rozgrzewamy się dopiero wyjeżdżając na przełęcz Małastowską, tocząc się w promieniach porannego słońca. Do granicy docieramy dosyć szybko, strome hopki w Zdyni mocno.
W drodze towarzyszą nam pola pokryte szronem:
Te zdjęcia są tylko marną próbą oddania piękna tych widoków :).
Kanapka, szybki rzut oka w głąb Słowacji i wtaczamy się na highway to hell.
Po chwili droga zamienia się w dywan, opada łagodnie, po prostu coś pięknego. Do tego towarzyszą nam ciekawe słowackie krajobrazy:
Maciej na nowej maszynie.
W Zborovie skręcamy na hopki w kierunku Niżnej Polanki, ku naszemu zaskoczeniu łatwo nam dziś wchodzą.
Powoli pod górę :).
Wjeżdżając na Słowację, zaskakują ogromne pola, kontrastujące z polskimi skrawkami.
Widok w tył z pierwszej górki za Zborovem.
Z powrotem do Polski wjeżdżamy pokonując, podjazd z Niznej Polanki na przełęcz Beskid. Niestety droga od strony słowackiej jest rozkopana, bo robią kanalizację, wskutek czego, przedzieraliśmy się przez zwały błota. Do Grabu ponad 77km/h. Na skrzyżowaniu niestety nie jedziemy prosto, chociaż droga wygląda zachęcająco, hihi:
Aż do Krempnej jest w dół, wskutek czego prędkość generalnie powyżej 35 km/h, zmiany, był ogień. Tam na miejscowym przystanku pitstop na bananki i inne specjały:
Przełęcz Hałbowska bez problemowo, z tym, że ja czekając a kompana na szczycie zaliczam 400 m terenu i odwiedzam jakieś zbiorowe mogiły Żydów:
Tymczasem Maciek zjeżdża na dół i dopiero telefon wyjaśnia sprawę.
Widok ze zjazdu na Górę Grzywacką (ta na wprost) i Kąty.
Spotykamy Pawła z grupetto i urządzamy sobie mały sprint. Ma 3 km w nogach, więc zwycięzca oczywisty :).
W Nowym Żmigrodzie msza, na której sporo śmiechu (nie zabijcie mnie, ale te dziewczynki były naprawdę śmieszne ;p).
Ostatnie 25 km w dość dobrym tempie :).
Dzięki xD
click for something more
?127161025138263
Ruszamy, ja i Maciek o 6 w stronę granicy. Pod Magurę mordęga. Pod górę, lekki wiaterek, zimno – zewsząd otacza nas szron.
Rozgrzewamy się dopiero wyjeżdżając na przełęcz Małastowską, tocząc się w promieniach porannego słońca. Do granicy docieramy dosyć szybko, strome hopki w Zdyni mocno.
W drodze towarzyszą nam pola pokryte szronem:
Te zdjęcia są tylko marną próbą oddania piękna tych widoków :).
Kanapka, szybki rzut oka w głąb Słowacji i wtaczamy się na highway to hell.
Po chwili droga zamienia się w dywan, opada łagodnie, po prostu coś pięknego. Do tego towarzyszą nam ciekawe słowackie krajobrazy:
Maciej na nowej maszynie.
W Zborovie skręcamy na hopki w kierunku Niżnej Polanki, ku naszemu zaskoczeniu łatwo nam dziś wchodzą.
Powoli pod górę :).
Wjeżdżając na Słowację, zaskakują ogromne pola, kontrastujące z polskimi skrawkami.
Widok w tył z pierwszej górki za Zborovem.
Z powrotem do Polski wjeżdżamy pokonując, podjazd z Niznej Polanki na przełęcz Beskid. Niestety droga od strony słowackiej jest rozkopana, bo robią kanalizację, wskutek czego, przedzieraliśmy się przez zwały błota. Do Grabu ponad 77km/h. Na skrzyżowaniu niestety nie jedziemy prosto, chociaż droga wygląda zachęcająco, hihi:
Aż do Krempnej jest w dół, wskutek czego prędkość generalnie powyżej 35 km/h, zmiany, był ogień. Tam na miejscowym przystanku pitstop na bananki i inne specjały:
Przełęcz Hałbowska bez problemowo, z tym, że ja czekając a kompana na szczycie zaliczam 400 m terenu i odwiedzam jakieś zbiorowe mogiły Żydów:
Tymczasem Maciek zjeżdża na dół i dopiero telefon wyjaśnia sprawę.
Widok ze zjazdu na Górę Grzywacką (ta na wprost) i Kąty.
Spotykamy Pawła z grupetto i urządzamy sobie mały sprint. Ma 3 km w nogach, więc zwycięzca oczywisty :).
W Nowym Żmigrodzie msza, na której sporo śmiechu (nie zabijcie mnie, ale te dziewczynki były naprawdę śmieszne ;p).
Ostatnie 25 km w dość dobrym tempie :).
Dzięki xD
click for something more
?127161025138263