Bieszczady 2010 - Serpentines' day
Sobota, 10 lipca 2010
· Komentarze(0)
Kategoria >50 km, >70 km/h, z Aniaszem, z Domi, z Maćkiem, z Ośką, Bieszczady 2010
Po całym dniu moczenia tyłków nad Soliną, na wszelkie możliwe sposoby czas wreszcie coś popedalić. Dziś czeka nas tylko 90 km, ale trasa nadrabia nieszczególną długość przewyższeniami ;).
Już na pierwszym podjeździe atrkacje - pod Domi pęka guma... Maciej zabiera się za wymianę:
Opona tania i do tego nowa, nie chce się dobrze ułożyć, bije mimo wielu prób, włącznie z kompresorem na stacji ;/. Grupa dzieli się na dwie, ja ruszam z reszta pilnować, co by nie było więcej atrakcji.
Gumowa serpentynka ;p.
Kilka km dalej spotkanie z zielonym (przynajmniej w tmy miejscu Sanem):
Na szczycie podjazdu koło Sakowczyka wjeżdżamy to Parku Krajobrazowego Doliny Sanu:
Do Olchowca kolejny spory podjazd, ale wszyscy dają radę swoim tempem. Dopiero tutaj pojawiają się jakieś zadowalające mnie widoczki ;).
Dopiero albo już w Polanie dogania nas serwis ogumienia i właścicielka. Od tej chwili już razem, mimo bijącego koła. Dłuższa przerwa pod sklepem i ogień na kolejne serpentyny, chyba dziś najlepsze. Oj idę tu mocno, goniąc od końca stawki na sam początek - pościg zakończony sukcesem :D.
Jej odebrałem prowadzenie ;p.
Ania też szybko wjechała ;).
Na końcu zjazdu skręcamy:
Na kolejnym, niestety pozbawionym serpentynowego klimatu podjeździe, podejmuję próbe pobicia rekordu najmniejszej prędkości. 2 km/h, i mimo, że zwolniłem licznik przestał mierzyć i pokazał 0 km/h ;p.
Toczymy się z Domi ;).
Na punkcie widokowym mamy małe problemy z "orientacją w terenie", ale na szczęście wychodzimy z tego cało ;p. Tymczasem pierwsze sensowne spotkanie z Bieszczadami:
Jest Tarnica, najwyższy szczyt okolicy i całych Bieszczadów - taki podwójny szczyt, jeśli ktoś ma dobry wzrok to zdoła wypatrzyć ;).
All of us. Almost ;).
Do Ustrzyk Górnych jest wbrew pozorom 20 km, a nie 10 km jak niektorzy twierdzili!
sweet fociak m@ciusia, tylko gdzie ten dziubek?!
We wspomnianych Ustrzykach świat maleje w zatrważającym tempie, ale na szczęście uciekamy, zanim całkiem nas tam zamknie ;p. Na koniec dwie przęłęcze - Wyżna ma ponad 700 m n.p.m. Podjazd na nią prowadzi niedaleko Połoniny Caryńskiej, co wcale nie oznacza ładnych widoków. Dopiero na parkingu roztacza się na nią widok, pięknie skąpaną w zachodzącym słońcu ;).
Chwila wygłupów i trzeba sypać, bo nas noc zdybie na zadupiu, jakże pięknym, ale jednak zadupiu. Krótki zjazd i tym razem ładne serpentynki, któr przypominają mi Leśnicę, tyle, że tam ładniej, no i za dnia.
Caryńska, jeszcze ją widać.
Na szcycie niebo płonie pięknymi barwami ;).
Bieszczady to kraina serpentyn, tutaj nie ma większej góry bez tego. I dobrze! Pasuje mi to, cieszy mnie to i do zdjęć się nadaje, a po za tym pierwszy raz tak blisko połoniny na kołach ;). Oj ciężko dziś było.
Dzięki xD
< Dzień poprzedni Dzień następny >
Już na pierwszym podjeździe atrkacje - pod Domi pęka guma... Maciej zabiera się za wymianę:
Opona tania i do tego nowa, nie chce się dobrze ułożyć, bije mimo wielu prób, włącznie z kompresorem na stacji ;/. Grupa dzieli się na dwie, ja ruszam z reszta pilnować, co by nie było więcej atrakcji.
Gumowa serpentynka ;p.
Kilka km dalej spotkanie z zielonym (przynajmniej w tmy miejscu Sanem):
Na szczycie podjazdu koło Sakowczyka wjeżdżamy to Parku Krajobrazowego Doliny Sanu:
Do Olchowca kolejny spory podjazd, ale wszyscy dają radę swoim tempem. Dopiero tutaj pojawiają się jakieś zadowalające mnie widoczki ;).
Dopiero albo już w Polanie dogania nas serwis ogumienia i właścicielka. Od tej chwili już razem, mimo bijącego koła. Dłuższa przerwa pod sklepem i ogień na kolejne serpentyny, chyba dziś najlepsze. Oj idę tu mocno, goniąc od końca stawki na sam początek - pościg zakończony sukcesem :D.
Jej odebrałem prowadzenie ;p.
Ania też szybko wjechała ;).
Na końcu zjazdu skręcamy:
Na kolejnym, niestety pozbawionym serpentynowego klimatu podjeździe, podejmuję próbe pobicia rekordu najmniejszej prędkości. 2 km/h, i mimo, że zwolniłem licznik przestał mierzyć i pokazał 0 km/h ;p.
Toczymy się z Domi ;).
Na punkcie widokowym mamy małe problemy z "orientacją w terenie", ale na szczęście wychodzimy z tego cało ;p. Tymczasem pierwsze sensowne spotkanie z Bieszczadami:
Jest Tarnica, najwyższy szczyt okolicy i całych Bieszczadów - taki podwójny szczyt, jeśli ktoś ma dobry wzrok to zdoła wypatrzyć ;).
All of us. Almost ;).
Do Ustrzyk Górnych jest wbrew pozorom 20 km, a nie 10 km jak niektorzy twierdzili!
sweet fociak m@ciusia, tylko gdzie ten dziubek?!
We wspomnianych Ustrzykach świat maleje w zatrważającym tempie, ale na szczęście uciekamy, zanim całkiem nas tam zamknie ;p. Na koniec dwie przęłęcze - Wyżna ma ponad 700 m n.p.m. Podjazd na nią prowadzi niedaleko Połoniny Caryńskiej, co wcale nie oznacza ładnych widoków. Dopiero na parkingu roztacza się na nią widok, pięknie skąpaną w zachodzącym słońcu ;).
Chwila wygłupów i trzeba sypać, bo nas noc zdybie na zadupiu, jakże pięknym, ale jednak zadupiu. Krótki zjazd i tym razem ładne serpentynki, któr przypominają mi Leśnicę, tyle, że tam ładniej, no i za dnia.
Caryńska, jeszcze ją widać.
Na szcycie niebo płonie pięknymi barwami ;).
Bieszczady to kraina serpentyn, tutaj nie ma większej góry bez tego. I dobrze! Pasuje mi to, cieszy mnie to i do zdjęć się nadaje, a po za tym pierwszy raz tak blisko połoniny na kołach ;). Oj ciężko dziś było.
Dzięki xD
< Dzień poprzedni Dzień następny >