Bieszczady 2010 - Life's like a river in Komańcza

Poniedziałek, 12 lipca 2010 · Komentarze(0)
No i nadszedł czas na powrót... :).



Ruszamy, przed nami niewątpliwie najdłuższa trasa, ale za to z górki (generalnie). Wyjazd 11 z minutami, pierwszy postój na stacji w Cisnej - kolejna próba ułożenia opony - poniekąd udana. Do Komańczy dwie przełęcze, pierwsza nie odznacza się niczym niezwykłym, natomiast druga ma pyszny szeroki asfalt na serpentynach, oj gdyby nie sakwy to by przyszalał :D. Tak jedynie pod 71 km/h. Kusi nas droga do granicy z naszymi słowackimi braćmi, ale to aż 14 km w jedną stronę, mamy dziś dużo od przejechania i czasu mało. Peleton dzieli się mocno na ponad 30 km. Do Komańczy wpadamy na pełnej piździe i hopsa do rzeki!


Malownicza hopka przed brama Bieszczadów. Asfalt zaprawdę maloniczy na całej trasie ;p.


Przy skręcie na granicę.




Jacyś pakerzy...


Prezesy w swoim żywiole ;p.


Na koniec pamiątkowy skok na główkę ;p.

Do Krempnej coraz gorszym asfaltem docieramy, z wieloma przerwami, a czas leci nieubłaganie...


Za Moszczańcem...

Przez Mszanę, pod górę, między dziurami, dobrze chociaż, że okolica widokami nadrabia:




W Nowym Żmigrodzie Maciek i Domi odłączają się od grupy, bo mają trochę więcej km do pokonania, pamietkowe foto na zakończenie:




I sunset ;).

< Dzień poprzedni Dzień następny >

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa pangi

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]