Dolinka Białej
Sobota, 13 listopada 2010
· Komentarze(1)
Kategoria >50 km
Aż trudno uwierzyć, że mamy listopad ;).
Miało być nieco dalej, ale chciałem zobaczyć "szanownego" prezesa Kaczyńskiego na żywo, żeby nie krytykować kogoś, jeśli się go nie wysłuchało. I co? Nie damy krzyża, bo tu jest Polska, czyli stare śpiewki z Krakowskiego Przedmieścia plus zwyczajna kiełbasa, która niby ma być innowacyjna i lepsza od tych pozostałych, czyli to co mówią wszyscy. No i średnia wieku na sali 50-60, 70% mohery Ale nie o tym miała być mowa...
Do Grybowa leciałem pod wiatr, więc było opornie, podjazd na Ropską nawet nieźle. Doliną Białej w dół rzeki, wiatr raz przeszkadzał, raz pomagał, ale źle nie było, szczególnie na samym początku i końcu. Rozdziewiczyłem nową nawierzchnię w Zborowicach na serpentynach, miło, miło, choć raz musiałem zejść z roweru przy ruchu wahadłowym i ustąpić staczającym się tirom (niestety w tamtym miejscu drugi pas był doszczętnie rozryty). Zjazd z Sędziszowej do Siedlisk masakra - huragan + tiry = taniec po asfalcie, nawet przy niskiej prędkości rzędu 50 km/h. I tak było na każdym większym zjeździe, gdzie nie wiało idealnie w plecy. W Łużnej coś osłabłem (chyba słabe śniadanie), mała rundka przez Zagórzany i do pana demagoga Jarosława.
Grybów z Rospkiej.
Gnane wiatrem chmury, widok z Sędziszowej.
Ciekawie miałem spotkanie w Szymbarku. Prawie ;). Otóż jadąc na początek kolejki w ruchu wahadłowym, minąłem rowerzystę. Zauważyłem go w ostatniej chwili i pojechałem dalej. Trochę się śpieszyłem, więc postanowiłem nie czekać i po zmianie świateł ostro ruszyłem. A szkoda, bo okazał się to być transatlantyk. Pozdrawiam serdecznie, może następnym razem uda się porozmawiać i przejechać pare km ;).
< alt="" src="