Dzień 1 - Let the siege begin
Wtorek, 2 sierpnia 2011
· Komentarze(2)
Kategoria >100 km, Rumunia 2011, z Maćkiem
... czyli innymi słowy ruszamy.
Spóźniam się z 20 minut, a jeszcze trzeba dopompować koła (ratuje mnie wulkanizacja za rzeką). Do Zdyni odprowadzają nas Wojtek i Arek, Magura pomimo dużego obładowania wchodzi spokojnie, około 17 minut. Cały dzień piękny wiatr w plecy. W Bardejovie krótki postój i naprawa mojego licznika. Dalszy odcinek do Kapusan bardzo miły - z przewagą w dół i pięknymi widokami. Niestety po wjeździe na szosę do Presova ogromny ruch i brak poboczy - Polacy oczywiście na żyletki, Słowacy, Czesi wzorowo. tutaj też przed Hanusovcami obiad (makaron + gulasz) i dalej lecimy na Vranov - aż do Trebisova w miarę szybko - tu krótkie zakupy w Lidlu i wjeżdżamy na piękną widokowo trasę do granicy węgierskiej - kierowcy szaleją - jest kilka bardzo długich prostych - jak pokazał czas było to nic w porównaniu z zapierdalaniem w Rumunii - tak to jest jak drogówka woli spać w radiowozach w cieniu ;p. Maciej opada tu z sił, ale aż do noclegu jakoś jedzie. Niestety ludzie jakoś nie mają ochoty przenocować nas na swoich podwórkach - wybieramy boisko piłkarskie - namiot elegancko schowany za szpalerem drzew. Mamy piękny widok na Satoraljauhely i otaczające miasto wzgórza - po zmroku najwyższe oznaczone jest czerwonym światłem na szczycie przekaźnika. Pierwszy nocleg i już na dziko... Jak się miało okazać wcale się w tej materii wiele nie zmieniło.... Dobranoc ;)
Pierwszy obiad ;):
Widoczki do granicy z Węgrami:
Biwak:
Spóźniam się z 20 minut, a jeszcze trzeba dopompować koła (ratuje mnie wulkanizacja za rzeką). Do Zdyni odprowadzają nas Wojtek i Arek, Magura pomimo dużego obładowania wchodzi spokojnie, około 17 minut. Cały dzień piękny wiatr w plecy. W Bardejovie krótki postój i naprawa mojego licznika. Dalszy odcinek do Kapusan bardzo miły - z przewagą w dół i pięknymi widokami. Niestety po wjeździe na szosę do Presova ogromny ruch i brak poboczy - Polacy oczywiście na żyletki, Słowacy, Czesi wzorowo. tutaj też przed Hanusovcami obiad (makaron + gulasz) i dalej lecimy na Vranov - aż do Trebisova w miarę szybko - tu krótkie zakupy w Lidlu i wjeżdżamy na piękną widokowo trasę do granicy węgierskiej - kierowcy szaleją - jest kilka bardzo długich prostych - jak pokazał czas było to nic w porównaniu z zapierdalaniem w Rumunii - tak to jest jak drogówka woli spać w radiowozach w cieniu ;p. Maciej opada tu z sił, ale aż do noclegu jakoś jedzie. Niestety ludzie jakoś nie mają ochoty przenocować nas na swoich podwórkach - wybieramy boisko piłkarskie - namiot elegancko schowany za szpalerem drzew. Mamy piękny widok na Satoraljauhely i otaczające miasto wzgórza - po zmroku najwyższe oznaczone jest czerwonym światłem na szczycie przekaźnika. Pierwszy nocleg i już na dziko... Jak się miało okazać wcale się w tej materii wiele nie zmieniło.... Dobranoc ;)
Pierwszy obiad ;):
Widoczki do granicy z Węgrami:
Biwak: