Dzień 16 - kuniec

Środa, 17 sierpnia 2011 · Komentarze(1)
Ruszamy raniutko, godzinę wcześniej niż zwykle, ale od razu widzę, że coś nie łączy - zamulanie na maxa. Na naszej drodze staje przełęcz o dużo mówiącej nazwie Sicas (1000 m n.p.m.), chyba najłatwiejsza z rumuńskich. Długi, długo pod górę strumienia, a i potem nachylenia zwiększa się minimalnie. W Gheorgheni nieporozumienie - Maciek daje na Kaufland, a ja od razu w stronę przełęczy Bicaz (1287 m n.p.m.), po chwili jednak widzę, że pomimo szybkiego tempa Maciek pojechał gdzie indziej - telefon i przez pół miasta pod sklep. Długo schodzi i zaczynamy w końcu podjazd. Ale coś się wyraźnie nie klei. Maciek co chwila staje, po wczorajszej dobrej jeździe siły znów się wyczerpały. Gdy po 2 zakręcie kładzie się na karimacie przychodzi czas na ważne decyzje, choć niekoniecznie miłe. Za Bicazem wjeżdżamy na tydzień w słabo zaludnione tereny z masą wysokich przełęczy. Nie ma możliwości na tryb - 1 dzień jazdy, 1 dzień odpoczynku, zresztą wyczerpanie postępuje i może się to źle skończyć. Pod moją perswazją zjeżdżamy z powrotem do Gheorgheni. Tam czekamy do 1:47 na pociąg do Satu Mare - jest to czekanie nerwowe - na początku Cyganie, do tego niepewność transportu rowerów - niby wszyscy mówią "no problem with bikes", ale i tak wszystko zależy od konduktora. I rzeczywiście rowery pakujemy przy słowach "ticket bicicleta" (a taki po prostu w CFR nie istnieje), jakoś udaje się zbyć konduktora, o dziwo dał sobie spokój. Rowery zostają w wejściu, pasażerowie są bardzo spokojni, udaje mi się wyspać - nawet na leżąco. Rano, gdy zmieniają się konduktorzy, zaczynają się problemy, na szczęście jest dziewczyna mówiąca po angielsku. tłumaczy nam ten rumuński szwargot, że chcą bilety, które nie istnieją. Żeby było śmieszniej, ja przekonuje konduktorów, że one nie istnieją. W odpowiedzi mówią coś o płaceniu za nadbagaż i znikają. Nerwowa godzina do Satu Mare - już wiem, że trzeba będzie zapłacić, pytanie tylko ile. Pojawiają się i dobrodzieje, informując z szerokimi uśmiechami an twarzach, że lepiej żebyśmy poszli z nimi i coś im dali, bo będą robić cyrki. Kończy się na 10 lejach na głowę i krzyż im na drogę.

mniejszość węgierska:




jezioro Sicas:


a tu cudowna przełęcz:




stąd zawróciliśmy na pociąg:


Komentarze (1)

Jezioro wygląda przepięknie.
Może to i dobrze, że zawróciliście asfalt nie wygląda sympatycznie. Oczywiście to żart. Myślę jednak, że decyzja była słuszna. Ja jestem pełen podziwu bo dla mnie to mega wyczyn taka wycieczka.
Pozdrawiam !!

Isgenaroth 17:51 poniedziałek, 12 września 2011
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa obser

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]