Wschodnia Słowacja 2010: nazad
Poniedziałek, 2 sierpnia 2010
· Komentarze(0)
Kategoria >100 km, >70 km/h, Wschodnia Słowacja 2010
W nogach +280, a tu wracać trzeba, co w wersji minimalistycznej oznacza ponad 160 km. Jeszcze wczoraj myślałem udowodnię coś sobie, zrobię druga dwusetkę itp. Pomyślałem jednak, tak jak wczoraj - nie jeżdżę dla km, wolę iść rano z rodzinką na plażę, w końcu byłem tylko dwa razy. Tak też zrobiłem. Wyjazd dopiero o 12.
Forma mnie zaskakuje. Myślałem, że będzie to męka, na dojechanie i finito, a tu ładnie lecę do Strażskich. Krótki rzut oka przez zaporę:
Pierwsza górka, jest też Vranov. I wtedy zaczynam czuć wczorajszy wypad, tzn. ręce i stopy szybciej drętwieją i pierwszy przystanek ok. 16 km wcześniej niż standardowo, czyli na 46 km.
Kolejne km lecą mozolnie, droga z płaskimi hopkami, nuży mnie to okropnie. Na ruchu wahadłowy dwa razy łapie się na chwilę z polską ciężarówkę, jednak za każdym razem szybko odpuszczam, widząc niepewny asfalt pod kołami. Przed Kapusanami większa hopa, a także ruch dopieka i mam dość - drugi przystanek dzisiaj.
Gdyby nie tak niehumanitarne warunki w tym miejscu pewnie skoczyłbym do Presova, ale w taki skwar odechciało mi się 10 km ekspresówki z masą tirów i innego żelastwa. Chwilę później lecę już na Bardejov, gdzie docieram właściwie bez przerw, po drodze opychając się przydrożnym jabłkami - grunt to dobrze się odżywiać (metalami ciężkimi ze spalin). Uzupełniam braki w bardejovskich widokach:
I zaczyna się. Do Zborova jakoś idzie. Potem już 10 km co raz bardziej pod górę do granicy. Jakoś się wtaczam, stwierdzając po drodze, że znaki kłamią z tymi km ;). Od Koniecznej do domu lot jak na skrzydłach, dobrze dostać takiego powera na sam koniec ;).
<< Dzień poprzedni Podsumowanie
Forma mnie zaskakuje. Myślałem, że będzie to męka, na dojechanie i finito, a tu ładnie lecę do Strażskich. Krótki rzut oka przez zaporę:
Pierwsza górka, jest też Vranov. I wtedy zaczynam czuć wczorajszy wypad, tzn. ręce i stopy szybciej drętwieją i pierwszy przystanek ok. 16 km wcześniej niż standardowo, czyli na 46 km.
Kolejne km lecą mozolnie, droga z płaskimi hopkami, nuży mnie to okropnie. Na ruchu wahadłowy dwa razy łapie się na chwilę z polską ciężarówkę, jednak za każdym razem szybko odpuszczam, widząc niepewny asfalt pod kołami. Przed Kapusanami większa hopa, a także ruch dopieka i mam dość - drugi przystanek dzisiaj.
Gdyby nie tak niehumanitarne warunki w tym miejscu pewnie skoczyłbym do Presova, ale w taki skwar odechciało mi się 10 km ekspresówki z masą tirów i innego żelastwa. Chwilę później lecę już na Bardejov, gdzie docieram właściwie bez przerw, po drodze opychając się przydrożnym jabłkami - grunt to dobrze się odżywiać (metalami ciężkimi ze spalin). Uzupełniam braki w bardejovskich widokach:
I zaczyna się. Do Zborova jakoś idzie. Potem już 10 km co raz bardziej pod górę do granicy. Jakoś się wtaczam, stwierdzając po drodze, że znaki kłamią z tymi km ;). Od Koniecznej do domu lot jak na skrzydłach, dobrze dostać takiego powera na sam koniec ;).
<< Dzień poprzedni Podsumowanie