VIII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca: Spodziewana niespodzianka
Sobota, 18 września 2010
· Komentarze(0)
Kategoria >50 km, >80 km/h, z Aniaszem, z Domi, z Maćkiem, z Ośką, Pielgrzymka 2010
Czekałem na ten dzień, nie ze względu na asfalt, który w 70% jest dziś gorzej niż tragiczny, ale na możliwość przejechania odcinka Krempna - Grab. Cóż za widoki, cóż za cisza i spokój, cóż za dziury!
Rano pod salą, która w nocy przestała stać dla mnie otworem rozdzielamy się, tradycyjnie po mszy i śniadaniu z grupą górską i ruszamy w trasę.
Kinia z górskiej ;).
Po wczorajszym ciężkim dniu niektórzy z górskiej postanowili odpocząć nieco na szosowej, tak jak uczyniła, to (ta po lewej) Asia ;).
Mijamy kawałek szosy do Barwinka i lecimy między dziurami do Polan przez Mszanę. Długi, łagodny podjazd umilają piękne widoki:
Na szczycie następuje długa przerwa, bo część osób chce skoczyć do Olchowca, gdzie jest cerkiew, która jest warta zobaczenia, ze względu na mostek do niej prowadzący ;p. Ja tam już byłem w zeszłym roku, więc szkoda kół na taki asfalt.
Na szczycie.
Zjazd to po prostu poezja. Po 300 m przypominam sobie o kasku zostawionym na szczycie, więc but na górę. 500 m dywanu i dziura na dziurze. A potem do Krempnej znów dywan. Ktoś miał naprawdę zabawne poczucie humoru...
Tu wpada spodziewany (tylko przeze mnie) Maciej, który podejmuje próbę dojechania do końca razem z nami ;).
Tam następuje kolejna długa uczta pod sklepem i życiowa decyzja. Prosto na Kotań 1,5 km, ew. 15 gładkim asfalcikiem, czy długi podjazd przez Żydowskie, po dziurskach po kolana z przepięknymi widokami. Wybór raczej oczywisty ;). Co ciekawe miejscowości Żydowskie wcale nie ma, choć na mapach figuruje. Wg. wikipedii praktycznie zaludniona, żadnych domów się nie mija.
I właśnie za to lubię tą drogę. Ni żywego ducha, ni samochodu, nic... I ten pokryty już jesiennymi liśćmi asfalt. Asfalt, który sprawia wrażenia, jakby się wtapiał całkowicie w krajobraz. Te dziury... Tak jakby drogowcy od razu je tu położyli - nie jestem w stanie sobie wyobrazić w tym miejscu dywanu.
Przyjaciel spod sklepu.
Asia omija liście (czyli dziury pod nimi ukryte).
Nawierzchnia sprawia wrażenie nieco zaniedbanej...
Chyba jedyny podjazd pokonany w miarę razem ;P.
Najpiękniejszy odcinek całej pielgrzymki jak dla mnie... Ale i bardzo gumowy, w sumie dwie:
Końcowa ścianka z widokiem na przełęcz Beskid.
Na dole, pod sklepem, dla chętnych jest podjazd na przełęcz Beskid - stroma, dywanowa ścianka na granicę. Ruszamy w składzie ja, Maciek i Domi. Zjazd rozgrywam taktycznie i wyciągam prawie 84 km/h. Nasza kobieta pobija swój rekord - 73 km/h, jest moc. Dalszy odcinek w dół doliny rzeki pokonujemy całą grupą ;).
Dziki Zachód w Grabiu.
Arcydzieło w dziedzinie produkcji mostków szosowych.
Zachód w Kotaniu.
Dzisiejszy dzień zdecydowanie najlepszy - goście, goście, piękne widoki, zwłaszcza druga część dnia, ogień z Beskidu, gumy w lesie i POGODA ;p!
Dzięki xD
< Dzień poprzedni Dzień następny >
Rano pod salą, która w nocy przestała stać dla mnie otworem rozdzielamy się, tradycyjnie po mszy i śniadaniu z grupą górską i ruszamy w trasę.
Kinia z górskiej ;).
Po wczorajszym ciężkim dniu niektórzy z górskiej postanowili odpocząć nieco na szosowej, tak jak uczyniła, to (ta po lewej) Asia ;).
Mijamy kawałek szosy do Barwinka i lecimy między dziurami do Polan przez Mszanę. Długi, łagodny podjazd umilają piękne widoki:
Na szczycie następuje długa przerwa, bo część osób chce skoczyć do Olchowca, gdzie jest cerkiew, która jest warta zobaczenia, ze względu na mostek do niej prowadzący ;p. Ja tam już byłem w zeszłym roku, więc szkoda kół na taki asfalt.
Na szczycie.
Zjazd to po prostu poezja. Po 300 m przypominam sobie o kasku zostawionym na szczycie, więc but na górę. 500 m dywanu i dziura na dziurze. A potem do Krempnej znów dywan. Ktoś miał naprawdę zabawne poczucie humoru...
Tu wpada spodziewany (tylko przeze mnie) Maciej, który podejmuje próbę dojechania do końca razem z nami ;).
Tam następuje kolejna długa uczta pod sklepem i życiowa decyzja. Prosto na Kotań 1,5 km, ew. 15 gładkim asfalcikiem, czy długi podjazd przez Żydowskie, po dziurskach po kolana z przepięknymi widokami. Wybór raczej oczywisty ;). Co ciekawe miejscowości Żydowskie wcale nie ma, choć na mapach figuruje. Wg. wikipedii praktycznie zaludniona, żadnych domów się nie mija.
I właśnie za to lubię tą drogę. Ni żywego ducha, ni samochodu, nic... I ten pokryty już jesiennymi liśćmi asfalt. Asfalt, który sprawia wrażenia, jakby się wtapiał całkowicie w krajobraz. Te dziury... Tak jakby drogowcy od razu je tu położyli - nie jestem w stanie sobie wyobrazić w tym miejscu dywanu.
Przyjaciel spod sklepu.
Asia omija liście (czyli dziury pod nimi ukryte).
Nawierzchnia sprawia wrażenie nieco zaniedbanej...
Chyba jedyny podjazd pokonany w miarę razem ;P.
Najpiękniejszy odcinek całej pielgrzymki jak dla mnie... Ale i bardzo gumowy, w sumie dwie:
Końcowa ścianka z widokiem na przełęcz Beskid.
Na dole, pod sklepem, dla chętnych jest podjazd na przełęcz Beskid - stroma, dywanowa ścianka na granicę. Ruszamy w składzie ja, Maciek i Domi. Zjazd rozgrywam taktycznie i wyciągam prawie 84 km/h. Nasza kobieta pobija swój rekord - 73 km/h, jest moc. Dalszy odcinek w dół doliny rzeki pokonujemy całą grupą ;).
Dziki Zachód w Grabiu.
Arcydzieło w dziedzinie produkcji mostków szosowych.
Zachód w Kotaniu.
Dzisiejszy dzień zdecydowanie najlepszy - goście, goście, piękne widoki, zwłaszcza druga część dnia, ogień z Beskidu, gumy w lesie i POGODA ;p!
Dzięki xD
< Dzień poprzedni Dzień następny >