"najpierw będzie pod górę, a potem podjazd"

Sobota, 2 października 2010 · Komentarze(2)


Chyba przyszedł dzień, aby przypieczętować (dla niektórych udany, dla niektórych mniej) sezon rowerowy 2010. Jeżeli mówimy już o pieczętowaniu, to trzeba taka pieczęć dobrze zapamiętać. Co jak co, ale tą trasę dobrze zapamiętamy :).

Od razu mocne uderzenie - Wawrzka - stromo, ale ładnie wchodzi. Liczyłem z góry na mgliste widoczki, ale nieco się zawiodłem:




Chełm.

Przed Banicą jak się okazuje, jakaś sprytna rzeka postanowiła zerwać dwa mosty. Jeszcze sprytniejszy Maciek postanawia się zabawić na mokro. Jego oponki nie wytrzymują bestialskiego dotyku glonów na betonowych płytach i ląduje w wodzie. Druga przeprawa jest już znacznie ostrożniejsza.


Przefrunę?


Szczęśliwy pływak ;)


Nie zauważyłem znaku i przeze mnie zawalił się most... ;p

A to już drugi przejazd:


W Banicy atakujemy podjazd na cmentarz (dobre 20%, jak te karawany tam wjeżdżają?), a potem podjazd do Czyrnej (właściwie ściankę wspinaczkową - troszkę łagodniej).


Cerkiew ze ścianki :).

Z grzbietu roztacza się piękny widok na najwyższy szczyt Beskidu Niskiego, Lackową, widać też, u jej podnóża, bielące się ściany cerkwi w Izbach - prawdziwe odludzie, tam drogi się po prostu kończą :).



Za chwilę rozpoczynamy podjazd pod Piorun (743 m.n.p.m.). 2 km długości, nachylenie znaczne - z trudnością jadę 9-9,5 km/h. Zjazd w stronę Mochnaczki taki sobie - ledwie 71,4 km/h. Jakby mało było stromych podjazdów (dotychczas wszystkie bardzo strome) zdobywamy w bólach ścianę pod stadninę Jakubik (nachylenie nawiązuje miejscami do Krzyża w Ropicy). Zjazd dostarcza adrenaliny, sporo leśnych zakręcików i lądujemy na początku podjazdu do Tylicza ;p.


Spojrzenie wstecz do Krynicy.

Ciasne serpentyny, ale na szczęście i w końcu trochę łagodniej. Zjazd beznadziejny. Podjazd z Muszynki na Kurovske Sedlo łatwiutki, płaściutki. Pierwszy km w dół bardzo szybki i stromy - ponad 76 km/h, potem już masakra - 6 km łagodnego zjazdu, ale wiatr taki, że do 45 km/h muszę dokręcać ;/.

Do Bardejova totalne zamulanie, przerwa nie pomaga, dopiero jedyny czynny sklep w Zborovie ratuje załogę, bo perspektywa 10 km podjazdu do granicy + zamulanie na maksa nie była kojąca. Na granicy kolejna przerwa i w końcu przypływ sił. Stąd już całkiem ładnym tempem docieramy do Gorlic.

Trasa bardzo męcząca, dużo podjazdów, w tym kilka bardzo stromych. Pogoda marna, chory od tego będę, ale jak zwykle było warto ;)

Dzięki xD

I na koniec:


Przed Zborovem.


Z przerwy w Koniecznej ;).

???

Komentarze (2)

Ooo :) Jechałem tędy atakując Lackową :)

Petroslavrz 16:24 niedziela, 31 października 2010

Wspaniała trasa z pięknymi widokami. Tylko pozazdrościć.
Pozdrawiam :)

Isgenaroth 14:41 piątek, 8 października 2010
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa iepat

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]