Dzień 3 - Rumunia
Czwartek, 4 sierpnia 2011
· Komentarze(3)
Kategoria >100 km, Rumunia 2011, z Maćkiem
I nadszedł w końcu dzień wjazdu do Rumunii.
Ranek wita nas deszczem siąpiącym po namiocie. Dodatkowo katar (zimna woda + spanie bez śpiwora) obniża morale. Składamy manele i ruszamy na granicę rumuńską. Deszcz ustaje, ale dość długo jadę w kurtce,a potem w rękawkach, w jakiejś miejscowości na B. (węgierska, strasznie dłuuuuga nazwa z dużą ilością 'sz') postój na stacji na mycie naczyń - jednak zostajemy poproszeni o nieużywanie wody ;p. Dalej z 50 km do granicy długie proste + masa pojazdów obniża morale do minimum... Na całe szczęście w końcu osiągamy docelowy kraj i dostajemy powera potrzebnego do znalezienia sklepu czy stacji na postój. Niestety - szeroka dwupasmówka - niby auta nie wadzą, ale masa spalin i do tego głód. Dopiero po 10 km wjeżdżając do Oradei zatrzymujemy się pod Kauflandem - przerwa godzinna (zakupy z miłą obsługą + jedzenie). Siku na OMW i opuszczamy przemysłowe miasto. I zaczynają się górki - początkowo hopki, aż w końcu jedna przechodzi w 5-6 km podjazd, chwilami dość ostry. Widoki przepiękne - zalesione wzgórza, połoniny, wioski z z charakterystyczną zabudową. Na 108 km odpoczynek niedaleko obskurnej stacji paliw, jednak z kranikami z pyszną wodą. Ruszamy dalej, przed nami kolejny szczyt, tym razem koło 2 km, nieco łagodniejszy - zjazdy bardzo przyjemne. Ogólnie bolączką tego regionu są dziadowskie asfalty - pofałdowane i nierówne, ale da się jechać. Z Rabagani wydostajemy się 7% ścianką i jadąc grzbietem podziwiamy dumne Karpaty. Potem za Baius lecimy po płaskim. Nocleg nad Czarną Rzeką - przyjmuje nas wędkarz z żoną.
Spostrzeżenia co do ludności są dość ciekawe i kontrastują ze Słowacją i Węgrami - ludzie mili, uśmiechnięci, machają pozdrawiają.
Kamienie milowe.
Charakterystyczna zabudowa:
Stacja z pyszną wodą ;).
Kolacja:
Dzisiejszy nocleg:
Ranek wita nas deszczem siąpiącym po namiocie. Dodatkowo katar (zimna woda + spanie bez śpiwora) obniża morale. Składamy manele i ruszamy na granicę rumuńską. Deszcz ustaje, ale dość długo jadę w kurtce,a potem w rękawkach, w jakiejś miejscowości na B. (węgierska, strasznie dłuuuuga nazwa z dużą ilością 'sz') postój na stacji na mycie naczyń - jednak zostajemy poproszeni o nieużywanie wody ;p. Dalej z 50 km do granicy długie proste + masa pojazdów obniża morale do minimum... Na całe szczęście w końcu osiągamy docelowy kraj i dostajemy powera potrzebnego do znalezienia sklepu czy stacji na postój. Niestety - szeroka dwupasmówka - niby auta nie wadzą, ale masa spalin i do tego głód. Dopiero po 10 km wjeżdżając do Oradei zatrzymujemy się pod Kauflandem - przerwa godzinna (zakupy z miłą obsługą + jedzenie). Siku na OMW i opuszczamy przemysłowe miasto. I zaczynają się górki - początkowo hopki, aż w końcu jedna przechodzi w 5-6 km podjazd, chwilami dość ostry. Widoki przepiękne - zalesione wzgórza, połoniny, wioski z z charakterystyczną zabudową. Na 108 km odpoczynek niedaleko obskurnej stacji paliw, jednak z kranikami z pyszną wodą. Ruszamy dalej, przed nami kolejny szczyt, tym razem koło 2 km, nieco łagodniejszy - zjazdy bardzo przyjemne. Ogólnie bolączką tego regionu są dziadowskie asfalty - pofałdowane i nierówne, ale da się jechać. Z Rabagani wydostajemy się 7% ścianką i jadąc grzbietem podziwiamy dumne Karpaty. Potem za Baius lecimy po płaskim. Nocleg nad Czarną Rzeką - przyjmuje nas wędkarz z żoną.
Spostrzeżenia co do ludności są dość ciekawe i kontrastują ze Słowacją i Węgrami - ludzie mili, uśmiechnięci, machają pozdrawiają.
Kamienie milowe.
Charakterystyczna zabudowa:
Stacja z pyszną wodą ;).
Kolacja:
Dzisiejszy nocleg: