Dzień 6 - w rytmie żołądka

Niedziela, 7 sierpnia 2011 · Komentarze(3)
Wstając rano czuję, że to nie koniec kłopotów. Długo się zbieramy i powoli ruszamy, po 1,7 km stajemy na śniadanie, bo w namiocie nie byłem w stanie nic do siebie wmusić. Toczę się przeraźliwym tempem i gdy osiągamy drugą na Transalpinie zaporę na Lacul Tau po prostu padam, nie pomaga nawet zapasowy nabój - jakiś lidlowy energy drink. Karimata i śpie 2 godziny, a potem jestem w stanie zjeść tylko makaron - kryzys psychiczny i fizyczny. Odżywam jednak nieco i powoli ruszamy alej. Siły kończą się przy następnej tamie, jeszcze większej od poprzedniej - nie chcę skłamać - chyba ze 100 m wysokości - tutaj okazuje się, że nie była to wina kiełbasy, a właśnie owej wody. Zjadam miskę kisielu (3 torebki) i odżywam ponownie, tym razem do końca dnia. Jezioro jest spore - Lacul Oasa - tu mamy kapkę w dół i w niedługim czasie uderzamy pod przełęcz Tartarau - 6 km - stromo, na oko 7-15%. Decydujemy się nie rozbijać na górze na małej polance i zjeżdżamy w dół - piękne zakręty, cudowny asfalt (choć z niestety szutrowymi odcinkami), niestety najlepsze fragmenty pod wiatr. Kemping na dole bandycko drogi (10 euro bungalow, 5 euro namiot). Śmiech na sali, puste krzesła, puste krzesła. Jedziemy dalej i jest to świetna decyzja - szeroka dolina z piękna rzeką i dostępnymi brzegami - ładnych kilka km namiotów. W końcu ryzykujemy i wpadamy na polankę - starsze małżeństwo z synem, więc pasuje. Facet kawalarz i mim w jednym, kolejny przykład rumuńskiej gościnności - częstują nas pysznym arbuzem. Woda w rzece nie ma chyba 12 stopni, mycie tak jak wczoraj okazuje się ciężką próbą. Jutro finałowy etap Transalpiny - podjazd pod przełęcz Urdele - 2145 m n.p.m.

Zdycham pod płotem:


Napełnianie bidonów:



Droga wciąż w budowie, ale to tylko krótkie fragmenty - może 5% całego szlaku.





Widok z ostatniej, największej tamy na Transalpinie:








Z postoju na borówki:






Zjazd:








Miejsce noclegu:




Komentarze (3)

Niezła ta droga, wydaje się być spokojniejsza niż Transfogarska. Myśmy też mieli problemy z żołądkami, jednak trochę gorsze ;p

vanhelsing 11:33 środa, 31 sierpnia 2011

Świetna relacja i klimatyczne foty, czekam na kolejne wpisy. pozdr.

mrozin 06:18 środa, 31 sierpnia 2011

Trzeba było nażreć się tych borówek, spowolniłyby perystaltykę i zmniejszyły odwodnienie; picie energy drinku w tym wypadku jest bardzo zły posunięciem, w skrajnym wypadku może doprowadzić do nieszczęścia, dobrze, że jesteście twardsi niż choroba :)
Przypomniało mi się przy okazji Waszej wody 'spod krówek' opowiadania Grega Childa, gdy podczas karawany pod K2 (wyprawa oczywiście się nie udała) zapadli wszyscy na dyzenterię, zapaskudzając i tak już zapaskudzone wioseczki w okolicy Baltoro. A wszystko przez Coca-Colę chłodzoną w balii z zimną, górską wodą, która spływając z lodowca zahaczała o łąkę z owieczkami. Wystarczyła kropelka nieczystości na szyjce butelki...

WuJekG 22:16 wtorek, 30 sierpnia 2011
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa erwow

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]