Budzi nas piękny wschód i widok jak się okazało na pierwszą część podjazdu pod przełęcz Urdele. Dziś czuję się dobrze, ruszamy, żegnając się z przyjaznymi Rumunami. Po 2 czy 3 km zaczyna się podjazd, miłymi serpentynami w lesie - na oko 8-9%, zaczynają się pojawiać szczyty, w oddali także las się przerzedza. W momencie wjazdu na łąki spotykamy Gabrielę - Francuzkę, która będąc pierwszy raz w górach na rowerze wybrała się na przełęcz. Warto wspomnieć, że wczoraj ją spotkaliśmy tuż przed noclegiem. Razem z nią jedziemy od przystanku do przystanku przez połowę podjazdu. Pogoda jest cudowna, niebo bez chmur praktycznie, nachylenie za to rośnie - jakieś 12-15%, jest naprawdę ciężko. Powoli zaczyna wiać. Wydaje się, że już niedaleko, po czym okazuje się, że mamy przed sobą 2 km zjazdy, by znów wspinać się na szczyt. Piękny nowiutki asfalt wspina się coraz stromiej, co ja z moją korbą szosową (na szczęście z 3 zębatkami) odczuwam dość mocno, miejscami wyłącznie przepychanie na stojąco ma jakikolwiek sens, widoki jednak dodają sił. Nad nami z zawrotną szybkością przetaczają się chmury, w końcu niestety docieramy an szczyt. Zaczyna się zjazd ciasnymi serpentynami. Przepaście trochę przerażają przy zjeżdżąniu, ale lecę odważnie. Mijamy miasteczko kempingowe i kończymy ostatnie kilkaset km podjazdu. Stąd tylko 15 km zjazdu szerokimi serpentynami - szaleństwo na maxa - 50-60 km/h pod wiatr + wyprzedzanie aut. Przebijamy się jeszcze 20 km, po czym rozbijamy się na biwak. Problemów z brzuchem ciąg dalszy...
Kanapki od Rumunów ;):
Pamiątkowe foto:
Takimi potworami z rana panowie wpadli po żwir na asfaltowanie Transalpiny ;):
I zaczęło się:
Staromodna, odpicowana Dacia:
Las powoli ustępuje miejsca połoninom:
Spojrzenie wstecz:
Przed jednym z trudniejszych fragmentów:
Tą drogą w tle pędziły betoniarki i ciężarówki ze żwirem:
Nieco wyżej:
Jeden z najpiękniejszych widoków w moim życiu:
Muł:
67c:
Na szczycie:
Pierwsza część zjazdu za nami:
Komentarze (6)
podjazd zaczyna sie juz w sebes ale jest to jazda w gore doliny rzeki sebes, potem dwa razy ostrzej pod dwie tamy i za druga byl podjazd z 6 czy 7 km stromy pod przel tartarau (1600 cos), stamtad kilka km zjazdu i chyba za ta ranca na mapce kilka km za nia podjazd jakies 17 km pod gore caly czas stromo
Widoki zapierają dech w piersiach a co dopiero jest na żywo? Zazdroszczę ale też podziwiam samozaparcia. Nie wiem czy dałbym radę tyle jechac i to po góach. Super!! Pozdrawiam