Ruszamy koło 9 (coś pomieszaliśmy z budzikiem). Przed nami Szosa Transfogarska. Po 2,5 km płaskiego zaczynają się leśne serpentyny. Powoli pniemy się do góry, nachylenie jest bardzo przyjemne/ Przy Balea Cascada jarmark, w ciul aut, ale w sumie nie ma się co dziwić - stąd prowadzi szlak na kilkudziesięciometrowy wodospad oraz kolejka na sam szczyt. Kończy się las, za to pojawiają się tunele przeciwlawinowe. Ustępuje powoli mgła i chmury odsłaniając coraz wyższe partie gór. Na tym odcinku natura odgrywa piękny spektakl. Finałowa cześć podjazdu przedstawia się bardzo ciekawie - poprowadzono ją bardzo widowiskowo - mosty, serpentyny, zakręty, zakręty i jeszcze raz zakręty. Niestety - ostatnie 3-4 km w całkowitym zachmurzenie, widoków zero ;/. Na szczycie bardzo zimno, ubieramy co się tylko da i lecimy w dół. Jak przewidziałem za górą zero chmur za to piździ niemiłosiernie. W momencie rozpędza się do 50-60 km/h, by na zakręcie zwolniło do 15 km/h. Jest bardzo niebezpiecznie, do tego dziadowski asfalt. Aż do Vidraru w dół doliną rzeki, a potem bardzo irytujący kawałek wzdłuż jeziora. Milion zakrętów, każda głupia zatoczka musi być objechana, a od pewnego momentu asfalt zastępują dziury, żwir i co tylko kiedyś zwało się asfaltem - tego odcinka Rumuni powinni się wstydzić - tyle turystów i taki fajans. Oj nakląłem się tu ostro. Dalsza część to zjazd z olbrzymiej tamy (160 m wysokości), poprowadzony w bardzo widowiskowy sposób - wiadukty, tunele i serpentyny - nawierzchnia znów nieakceptowalna. Dobijamy o wsi i szukamy baru, dialog z jednego z nich:
W końcu fundujemy sobie obiad za 38 lei, micha mięsa, do tego dwa piwa gratis (próba zatrzymania nas na nocleg w hotelu:P) o enigmatycznej nazwie Ciuc ;p. Po dwóch km łapię gumę i po kolejny paru stajemy na nocleg nad rzeczką.
Ukraińcy także jadą dziś na Balea Lac:
Jest i Balea Cascada, stąd o ile dobrze pamiętam, 12 km na szczyt:
Balea Cascada - widok z góry:
Bez Coca-Coli by się nie obeszło - kolejka na szczyt:
Jeden z wielu tuneli przeciwlawinowych na trasie:
Rumuńska norma:
Maciek ładuje pod górę:
Coś tam jeszcze widać:
Bardzo śmieszne:
Pyszna kukurydza na szczycie i nawet niedroga, tylko 3 leie:
No i zjazd:
Vidraru:
ochrona przed wampirami:
Zjazd z tamy:
Zamek Poienari Wlada Palownika (pierwowzór Drakuli):
Obiadokolacjoluksus:
Komentarze (7)
a obiad byl dla dwoch niestety taniej nie znalezlismy i sie nam nie chcialo to byl jednorazowy wyskok (piwko gratis)
co ja sie tam obluzgalem, pamietam jak w pociagu potem gadalem z mackiem o tych konduktorach i gdzies mi sie tam wymknelo enigmatyczne slowo kurwa i sie jedna rumunka smiala: "kuwa! kuwa! hahaha"
Ale burżujsko, obiad za 38 lei ;p Też nam irytowało objeżdżanie jeziora, pamiętasz te wręcz szutrowe odcinki z dziurawymi resztkami asfaltu, po czym nowiutki czarny asfalt i znowu szuter? :D
@flash kołka nie, ale mieliśmy siekiere wiec w razie potrzeby mozna bylo zastrugac ;p natomiast z woda swiecona byla kiepsko ale na szczecie nic nas nie zaatakowalo, no moze raz jakies cyganskie dzieci, ale czonsku sie nie baly ;p
@aard - najdzie mnie ochota, przemoge lenistwo to bede dodawal kolejne wpisy, moze cos dzis nawet :)