Wschodnia Słowacja 2010: Uzhorod a Porubka

Czwartek, 29 lipca 2010 · Komentarze(1)


Nic nie zapowiadało, że w końcu ruszę pojeździć - pogoda była bardzo niestabilna - raz lało, raz padało...

Dzień zaczął się jednak nieco inaczej. O 7 ruszamy z ojcem, oczywiście samochodem, na zwiedzanie pobliskiego Użhorodu. Na granicy szybko - tylko po pół godziny u Słowaków i Ukraińców. Miasto zapuszczone, pełno bruku, katedralnyj sobor ciekawy:







Zakupy i ruszamy z poworotem. Na przejściu masakra - u Ukraińców tylko 20 minut, a u naszych południowych "przyjaciół" 4 godziny 25 minut... Nie będę w tym miejescu przeklinał na ich lenistwo i widoczne chamstwo, bo nie śpieszyli się i przeszukiwali samochody na dziesiątą stronę, szukając nie wiadomo czego.



Jedynym plusem była poprawa pogody - w końcu na plażę, Sirava:





Jako, że siedzenie bez przerwy na plaży nie dla mnie, ruszam na rekonesans, do opuszczonego ośrodka wczasowego położonego prawie dosłownie na plaży:
















Potem pokręcić. Było późno, więc ruszam na podjazd za Vinnianske Jazero - 7,6 km pod górę, ale nie jest jakoś bardzo ciężko. Zjazd masakra - ponad 70 km/h bez dokręcania i hamowanie przed kończącym zakrętem, nie wiedziałem czy wejde tam tak szybko. I dalej nie wiem ;p.. Od strony Porubki (od sklepu), tylko 2,65 km, ale mega stromo. Zjazd do Vinnego beznadziejny - w lesie ciemno, na dodatek za połową duże dziury. Tuż nad samym Jazerem przeskakujew mroku jakaś sarna. Hehe, byłoby miło ;p... Potem tylko nad Shirave - świerszcze dają piękny koncert.

Zachód nad Vinnym:




Niebo w Porubce...



dla ciekawych

<< Dzień poprzedni Dzień następny >>

Wschodnia Słowacja 2010: Ochtinska Aragonitova Jaskyna

Wtorek, 27 lipca 2010 · Komentarze(3)
Kolejny dzień niepogody, chociaż dziś to klimacik był, szczególnie w jednym miejscu.

Na początek, uderzenie na Węgry, na Hadik kastely:



Potem zwiedzanie Ochtinskej Aragonitovej jaskyny. Podjeście pod pawilon:



Opłata za focenie, 10 euro, zdjęcia dzięki uprzejmości Mozilli Firefox.







Jaskinia ta jest jedna z trzech na świecie posiadającą taki wystrój, w Europie jedyną, dlatego warto. Czym jest aragonit? To odmiana węglanu wapnia, produkt niskotemperaturowych procesów hydrotermalnych, występuje w pęcherzach pogazowych oraz W kawernach wapiennych i strefach utleniania złóż kruszców, w osadach gorących źródeł (składnik grochowców). Nazwa wiąże się z miejscem występowania – Molina de Aragon (Hiszpania).

W Krasnohorskim Podhradiu skręcamy na Smolnik i mamy okazję przejchać się niezwykle krętą i malowniczą drogą, które od tego dnia codziennie chodziła mi po głowie, bo była w zasięgu, doby i moich skromnych rowerowych sił ;).


18% w dół.









W Uhornej mała przerwa, dla ostygnięcia hamulców...



I kolejne serpentyny, tym razem piękny widok na Smolnik. Naprawdę klimatyczne miejsce.





<< Dzień poprzedni Dzień następny >>

Wschodnia Słowacja 2010: Eger

Poniedziałek, 26 lipca 2010 · Komentarze(0)
Węgry, Hungary, Magyar, jak kto woli.


Karoly kastely - przepiękny park...






Ach to słowackie olinowanie... Kościółek w Pallhazie ;).

Fuzer-varrom:






Wioska Fuzer.


Góry na północ.















Nasz woźnica gotowy do drogi ;):


Finałem był Eger, ale na razie morze słoneczników przed Miskolcem:




Miskolc.

Bazylika w Egerze:







Oprócz tego, najbardziej wysunięty na północ relikt tureckiego panowania, a jednocześnie arabskiej kultury, minaret:



I na koniec jakiś ładny kościółek:



<< Dzień poprzedni Dzień następny >>

Wschodnia Słowacja 2010: Gombasecka Jaskyna

Niedziela, 25 lipca 2010 · Komentarze(0)
Leje, leje, leje, czasem pada, wieje ogólnie wymarzona pogoda. Ale jest plan B, czyli zwiedzanie by car. Dziś padło na Gombasecką jaksynię, polecam (zdjęcia z internetu, pozwolenie na focenie w jaskini to 10 euro, także dałem dupie siana ;p):





Zanim dojechaliśmy do jaskini, krótka wizyta w Jasovie, gdzie znajduje się również grota, zamek (którego nie znalazłem i klasztor):





Pod (jak sądzę) sekwoją...

A po za tym, Koszyce:


Panorama z Kosickej Novej Vsi.


Pozdrowienia dla dowcipnych panów z OMV ;).


Cukiernia Aida, najlepsze lody na Słowacji ;).


Dom sv. Alżbety.




Okienko ciekawego, neogotyckiego pałacyku...

Więcej fot Koszyc w dniach następnych, były lepsze warunki :).

<< Dzień poprzedni Dzień następny >>

Wschodnia Słowacja 2010: Humenne

Sobota, 24 lipca 2010 · Komentarze(0)
Dzień wita mnie deszczem o 5, czyli źle, bo wyjazd zaplanowany był na 6. W końcu wytaczam się na trasę koło 10, na pusto, jak to często ostatnio.

Już po pierwszych km, wiem, że nie będzie to łatwy i przyjemny przejazd, ze średnia +29 km/h... Małastów i okolice:




Oj, wiało...


Przed ostatnią serpentyną...

Z Magury dzisiejszy vmax - 73,5 km/h. Do Svidnika mordęga pod okrutny wiatr. W Gładyszowie i Zdyni ożywiony ruch pieszych i smerfów - w końcu trwa watra. Słyszałem, że jak watra, to musi lać. Coś w tym jest. W Svidniku mija mnie rodzina, jadąca samochodem. Krótka przerwa pod Tesco (po ok. 65 km), chwila rozmowy i ruszamy dalej. Ciemne chmury z wolna gromadzą się po mojej lewej, ale na razie na tym poprzestają. Do Stropkova wietrzysko nie odpuszcza, wysysając wszelką chęć do jazdy - płasko, długie proste i mój niewidoczny towarzysz - jak miło!

Za miastem objazd zerwanego mostu, polami - jest błotko, prowizoryczne mosty, ale bywało gorzej:


Ambonka...

Nad ukochaną Domasą zaczynają się górki - tzn. dwa długie podjazdy (czyt. po ok. 1-2 km), ten drugi stromy, nie jest łatwo. Na zjeździe jak przed rokiem ruch wahadłowy, tylko chyba na drugim pasie... Niemniej jednak nad jeziorem odżywam :). Skręcam przed Vranovem na Humenne i wreszcie po pleckach, dość sprawnie dojeżdżam do tego brzydkiego miasta, chociaż położenie przyznam ładne ;).

Pare kadrów znad jazera:



Kościół prawdopodobnie z zalanej wsi, która teraz przykrywają tony wody...





Kilka chwil kręcę się po centrum, podobno jest tu pomnik Wojaka Szwejka, ale nie mam energii na jakieś ekstra poszukiwania. Tym bardziej, że wiem tyle, że to jakaś postać filmowa/książkowa. Trafiam za to do muzeum, jak się potem dowiedziałem "l'udovej architektury a byvania", zainstalowane w miejscowym zamku, który nie grzeszy jakąś specjalną urodą.


Zamkowa furta...

Teraz czas odnaleźć drogę nad Shirave przez otaczające ją góry. Oj nie jest łatwo, żadnych drogowskazów, ale dzięki pomocy miejscowych daje radę. Ok. 10 km delikatnie pod górę i zaczyna się finałowy podjazd z wsi Porubce nad Vinnianske Jazero (trzeba zjechać w dół pare km). Od początku stromo - pierwszy km okazuje się nie być najtrudniejszym. Drugi ma pewnie koło 20%, zmęczenie wymusza jazdę zakosami - nie spodziewałem się aż tak trudnego podjazdu. Dwa następne, są nieporównywalnie łatwiejsze - daję radę w zakresie 15 - 19 km/h. Zarówno podjazd, jak i zjazd w lesie, więc poszaleć się nie da. W pewnym momencie przy 50 km/h nie zauważam jakiegoś progu i mało nie ląduję w rowie, na szczęście opanowuję maszynę. Przez 2 km toczę się powoli za samochodem, którego kierowca strasznie boi się przyspieszyć. W końcu mijam go i docieram do Jazera - objeżdżam 2/3 jego długości - 2 km zjazdu, 800 podjazdu i jestem na miejscu ;).


Viannianske Jazero, całkiem urocze, choć niezbyt ciepłe ;).


Sunset nad Vinnianskym hradem - znowu w nim nie byłem, do trzech razy sztuka, może za rok... ;)

klik - trochę więcej fotek z trasy + zamek w Humennym, zapraszam.



Dzień następny >>

All day long Sitnica

Czwartek, 22 lipca 2010 · Komentarze(4)
Kategoria do 50 km, odwiedziny
Takie tam ważne sprawy z Domi
Podjazd zakrętami, z powrotem przez krakowskie, chyba najlepsza opcja wg mnie, 63 km/h bez składania zupełnego i pedałowania, szkoda, że na dole ten mostek zryty ;).

W jakich barwach najlepsze?





Nocny rekord

Wtorek, 20 lipca 2010 · Komentarze(2)


Niestety z powodu nieuleczonej awarii dętki nie ruszam po 4 z Maciejem, ale dopiero koło 10, po wymianie gumy. Idzie świetnie, w Lipnicy Murowanej, po 70 km, średnia ponad 31 km/h. Dość długi podjazd do Muchówki i zaraz toczę się hopkami do Nowego Wiśnicza. Tam zwiedzam obejście zamku, kilka fotek i w drogę.









Do Bochni ekstra zjazd, ponad 75 km/h ;). Udaje mi się trafić na objazd ruchliwej czwórki, przez Kłaj. Jazda przez Niepołomice i Igołomską to męka, pomimo, że poniżej 30 km/h nie schodzę. Ruch, frezowane koleiny - w pewnych miejscach asfalt wyglądał jakby nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić, w którą stronę by się wygiąć ;). I w tym miejscu - mieszkańcy ulicy Igołomskiej - pozdro dla Was! Spotkanie z Maćkiem i Domi na rynku. Do Krakowa docieram ze średnią 29 km/h, ładnie noga podawała. Wizyta w kilku sklepach i ruszamy na Wieliczkę, rezygnując z przebijania się przez miasto, światła i Nową Hutę. Okazuje się to być dobrym wyborem. Minimalny ruch, chłód, jedzie się świetnie.


Zachód przed Niepołomicami.

Postój w Bochni, jazda ze zmianami, szybko docieramy do Zakliczyna, gdzie robimy kolejny postój. Coraz bardziej zbliżamy się zarówno do północy i do Sitnicy. W końcu cali i zdrowi dojeżdżamy do celu. Zjazd po zakrętach do Moszczenicy w miłej mgle, potem już ogień do domu. Na ostatnim skrzyżowaniu bliskie spotkanie z panami pałami, uratowały nas sekundy (jechaliśmy na czerwonym, na szczęście chyba nie widzieli). Do domu wchodzę 2.10 ;).

Dzięki xD

Bardejovskie kupele a kupelne oblatky

Sobota, 17 lipca 2010 · Komentarze(1)
Kategoria >100 km, >70 km/h
Zawsze jak przejeżdżałem do Bardejova kusił mnie drogowskaz na Bardejovskie Kupele, ale jakoś nigdy nie było okazji wrócić w to ciekawe miejsce. Dzisiaj planowałem nieco dalszą trasę, ale osiągając ten punkt stwierdziłem, że nie jedzie mi zbyt dobrze, a nie ma się co katować dla km ;).

Od drogi głównej do uzdrowiska jest 2 km delikatnego podjazdu. Sporo ludzi, muzyka poważna w tle i straszna duchota ;). Od razu wpadł mi w oko hotel Astoria:





Jak widać nie zbudowano go przedwczoraj, może się poszczycić się 11 odrestaurowanymi apartamentami z okresu budowy. Zawsze lubiłem taką zdrojową zabudowę. Tutaj inny przykład takiej architektury, bliższy naszym czasom, chociaż sercom niekoniecznie:



Po dość długich poszukiwaniach odnajduję darmowe ujęcie wody i napełniam baki.



Trafiam także do punktu sprzedaży tutejszej specjalności, kupelnych oblatków. Smaki: orzechowy, kakaowy, kokosowy, cytrynowy; cena za paczkę (chyba 8, o ile dobrze pamiętam) 5 zł.





Do granicy ze Zborova ok. 10 km pod górę. Jakoś wchodzi, ale odzywa się bolące już przed wyjazdem z domu kolano. Sił dodają ciekawe widoczki. Na Słowacji rolnicy zrzeszają się w jakiegoś rodzaju związki, skutkiem czego są niespotykane po naszej stronie granicy tak duże pola:



Od Koniecznej już ładnie idzie, Magury nie męczę na szczęście. Na szczycie oblatek i od razu pełne odrodzenie. Idzie straszliwy ogień. Na serpentynach dziadek się boi wyprzedzać, łyka mnie dopiero na ostatniej prostej - 78,59 km/h - mój rekord z Magury. Aż do Sękowej prawie cały czas ponad 40 - 45 km/h. Tam zatrzymuje mnie głupota kierowców:



Ekg: