Wpisy archiwalne w kategorii

>80 km/h

Dystans całkowity:867.39 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:34:20
Średnia prędkość:25.26 km/h
Maksymalna prędkość:89.02 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:54.21 km i 2h 08m
Więcej statystyk

sekundy grozy

Wtorek, 25 maja 2010 · Komentarze(4)
Kategoria >80 km/h, do 50 km
Niestety Magura z yetim nie wypaliła, akurat nie mogłem jechać ;(.

Idąc do Lidla godzinę później, jak zawsze zerknąłem zwyczajem rowerzysty na flagi Statoila. Wskazywały, że wiatr wieje z północnego zachodu. Co to oznacza? Szybką wyprawę do Bystrej.

Spod kapliczki bez dokręcania, zupełnie na luzie 68,04 km/h, pod lekko boczny wiatr. Wdrapuję się na szczyt na lewo od kapliczki, chwila na oddech i ogień w dół. Nie zacząłem od 3x9 od razu i myślę, że był to dobry pomysł. Przed hopką ponad 76,5 km/h - nigdy tam tyle nie szedłem. I dobrze, że nie więcej, bo trafiłbym do "sekund grozy" w discovery jako "szczególny pokaz braku rozsądku i mózgu i przyczepności opon marki Kenda no name, na ostrym zakręcie przy 76 km/h. Mówiąc wprost, ledwo wszedłem w zakręt ;p. Dalej to już ostry but i dobijam 84,77 km/h, nowy rekord.

Czy można było więcej? Na pewno. Ruszałem z góry przy średniej klasy podmuchu wiatru w plecy, jak wiało później? Mówiąc szczerze nie wiem ;), ale generalnie w plecy. Tak czy siak było fajnie :D.

Ściągając strój w domu poczułem nagły ból w prawym kolanie... Pszczoła! Nawet nie wiem kiedy się tam znalazła. Może jednak załapie się do discovery. Co ciekawe, już drugi raz miałem taką sytuację. 3 lata temu, gdy byłem jeszcze mały, słaby i jeździłem na grandzie, zjeżdżałem do Uścia. 66 km/h - pierwszy porządny rekord - nagle ukłucie w prawe kolano. Była to wtedy dla mnie taka prędkość, że bałem się spojrzeć co to. Dopiero na dole wyciągnąłem ją z nogi i pojechałem dalej ;p.

Ale się rozpisałem, a przecież to tylko 16 km ;p.

Draśnięcie

Poniedziałek, 10 maja 2010 · Komentarze(1)
Razem z dudkiem drasnęliśmy osiemdziesiątkę spod kapliczki w Bystrej, a ja żeby by było ciekawej zostałem draśnięty przez przeuroczego pieska - mojego buta jako draśnięcie nie zapamięta ;).

obwodnica płonie

Wtorek, 27 kwietnia 2010 · Komentarze(5)
Razem z dudkiem ruszamy ze statoila o 7 do jego szkoły do Biecza. Na tym powinien zakończyć się ten wpis, ale nie sposób pominąć naszego szaleństwa na gorlickiej autostradzie :D.

Z ronda w Gliniku, koło ogrodniczego wyjeżdża autokar (ten z tych na dłuższe dystanse) Dartur i wąska ciężarówka. Z początku zdaje się, że bus ucieknie i zostanie zbyt wąska na dwóch chętnych dostawcza. Ale coś się wolno zbierał, więc but za nim, dochodzę go bez problemu. Obwodnica płonie pod kołami - 83,16 km/h, z tym, że powyżej 80 km/h jechaliśmy dobre 3-4 minuty i nie było problemem tego utrzymać. Różni to się to od jazdy z górki z podobną prędkością, tym, że tam przez swoja pozycję dociskam koła do jezdni i istnieje opór powietrza :D. Za darturem nosiło na boki. Na krzyżówce skręca ;/. Dudek puszcza ciężarówkę i okazuje się, że on dopiero przycisnął coś ponad 85 km/h. Jego kierowca odpuścił na początku, a potem przycisnął i dojechał do mnie i mojego ciągnika.

Chciałbym zobaczyć minę tego gościa z ciężarówki jak widział mnie i swój licznik... Ale byłoby to nic gdyby zobaczył dudka w lusterku za pare chwil :D

Jeszcze pare 80 i zrobię kategorię ;).

Dzięki xD

Z powrotem pod wiatr nawet nie siliłem się na utrzymanie średniej ;p.

ósemka z przodu

Piątek, 16 kwietnia 2010 · Komentarze(5)
Długo motałem się: jechać, nie jechać, pogoda nie zachęcała. W końcu wyrwałem się razem z Kingą.

Trasa krótka, tempo niskie i bardzo dobrze, trzeba czasem odsapnąć, szkoda tylko, że nie ma czasu na jazdę zbyt często ;/.

Na pocieszenie z góry no name pociskamy ostro z Kinią, padają dwa rekordy prędkości. Mój to 83,95 km/h - Yeti, zostało jeszcze tylko 0,95 km/h ;p.


Na dowód... ;p.

Dla tubylców: zjeżdżając z tej góry na krzyżówce jadąc w prawo dojedzie się do Bystrej obok kapliczki, w lewo pod Kogutka, a prosto na Zamkową - Golgotę ;).

Na koniec do Maćka, zobaczyć i przetestować jego nową maszynę.


Dom się wali? Nic strasznego. Kup przyczepę i olej budowniczych ;).

Runda przez Oderne

Środa, 24 marca 2010 · Komentarze(2)
Kategoria >50 km, >80 km/h


Drugi wyjazd tego sezonu, jakże udany :)

1. Pogoda bardzo ładna, słoneczko
a) lekki wiaterek jak sądzę z północnego wschodu.
b) na wyższych górkach, po lesie śnieg się jeszcze trzyma...
c) na zjazdach chłodno - zapomniałem chusteczek, w Gładyszowie byłem zmuszony użyć ogłoszenia o kursie na prawo jazdy (jedno na drugie takie samo naklejone :P)

2. Dystans, przewyższenia nieporównywalnie cięższe od poprzedniego wypadu - powoli zaczynam wchodzić w sezon.
a) podjazdy spokojnie, niektóre na jedynce z przodu...

3. Zdjęcia - nie ma i nie będzie - nie wziąłem aparatu, bo myślałem, że i tak nie będzie czego fotografować, jakże się pomyliłem...
a) komputer zepsuty, chyba na laptop zacznę wrzucać.

4. Vmax - z Odernego do Uścia.
a) można było szybciej, ale w tym sezonie pierwszy większy zjazd i powyżej 50 km/h na liczniku + nieuprzątnięta droga po zimie + średniej trudności zakręty.
Mimo to bardzo dobry wynik, w sam raz, na samobójstwo :).

5. Na koniec jogging z rowerem i koleżanką ;)



Pozdrawiam :)

Znowu ten cholerny but... ;/

Piątek, 23 października 2009 · Komentarze(6)
W końcu znalazł się czas, aby coś pojeździć :). Z braku jazdy miało być lajtowo i krótko, a wyszło nawet fajnie, chociaż zakończenie najgorsze z możliwych ;/.

Ale od początku. Najpierw wpadłem na pomysł podjechania na Krzyż w Ropicy. Największa piła podjazd w okolicy, ponad 20%, jak nie coś pod 30 %. Weszło prawie bez stawania, ciężko niesamowicie, najbardziej stromy fragment, na dwójce na stojąco. Prawie, bo zatrzymałem się, widząc małą żmiję na drodze. Nie żebym się bał, ale zdjęcie wypadało zrobić ;). Oczywiście bezpieczna odległość + zoom i są jakieś tam zdjęcia. Bardziej się bała stukotu butów, nie wiem czy zwracał uwagę na aparat. W każdym razie była maleńka, respekt zachowałem :D. Na Krzyżu niedługo, bo wiało okrutnie. W sumie jesień już nie tak ładna jak niedawno (to pewnie przez pogodę). Kolorowe liście na drzewach bez słońca to nie to samo...

Zjazd masakryczny - miałem tu kiedyś wypadek (żwir na zakręcie). Nie dość, że wąsko to w lesie i nic nie widać. A na koniec zakręt ciasny jak toitoi (mam na myśli przy prędkości, jaką można by uzyskać, gdyby się rozpędzić na ile zjazd pozwala, czyli podejrzewam, że grubo ponad 80 km/h). Klamki do spodu, a i tak dochodziłem do 40 km/h. Troszkę nie wiedziałem co ze sobą zrobić - chciałem pojechać do Bystrej, ale droga zablokowana, a ja się tam przez jakieś błoto pchać nie będę :D. Bez celu pojechałem do Zagórzan a potem do Moszczenicy, chcąc sprawdzić ta drogę, jechałem nią tylko raz. I tu wpadłem na pomysł pętli przez Ciężkowice. Miałem niewiele czasu - 2 godziny, ale obliczyłem, że zdążę na basen na 18,45. Na odcinku do Staszkówki asfalt niezły, potem kiepski i potem znów okej. Zaskoczyło mnie to, gdyż kiedyś był znacznie gorszy. Brak światła powodował, że zdjęcia wychodziły niezbyt ciekawe ;/. Nie stawałem nawet w Ciężkowicach, tylko śmigam dalej bo czas goni. Podjazd w Zborowicach obfociłem jak się tylko dało, strasznie mi się te serpentyny podobają, jechałem nimi nawet nocą :D. Potem zjazd w Sędziszowej mocno, choć na zmęczeniu - 74,85 km/h. Myślę sobie - będzie co wpisać w vmax na bikestats - prędkość niezła, w stosunku do sprzętu. Wtaczam się powoli na kolejny podjeździk, a tu milutka niespodzianka - od strony Bobowej jedzie laweta na kilknaście aut (nie wiem jak to dobrze opisać - ciężarówka z naczepą - wchodzą na samochody, ta była pusta). Siadam na koło, a, że z tego miejsca droga do Łużnej opada dosyć miło - przez chyba 3 minuty jade ponad 70 km/h, osiągając przez pare sekund nawet 80 km/. Niestety, byłem w niejako szoku takiego prezentu w postaci takiego pojazdu w takim miejscu, że nie złożyłem się za odjeżdżającą ciężarówką i odjechała ;p. Może mogłem szybciej pedałować? Po za tym nigdy nie musiałem się składać za pojazdami... Nieważne! Jest w końcu ta 80 i trzeba się cieszyć. Łużną przejeżdżam wolno, jadę o jednym bananie. I to by było na tyle ;).

Niestety to był żart. W Moszczenicy zjebał mi się but ;/! Po raz trzeci ten sam ;/. Daje do reklamacji, bo już mam tego dość. Za tyle pieniędzy się psuje po 3 miesiącach trzy razy, a śrubki zastępcze nie pomagają ;/. Zepsuło to całą wycieczkę, ale po za tym było naprawdę przyjemnie ;).


Początek właściwego podjazdu pod Krzyż, zdjęcie nie oddaje stromizny.



Żmija ;).


Gorlice.


Brzózki w jesiennych kolorach ;).


Kapliczka przed Ciężkowicami.


Widok z drogi W Staszkówce - sąsiedni grzbiet.


Druga serpentyna widziana z pierwszej :).



click for more