... czyli, krótka przejażdżka po drogach, o których bikemap.net - owi się nawet nie śniło...
Kwiatonowice tak jak chciałem mocno, było w trupa, ale trup to był po zatrzymaniu... Krótka wizyta w Sitnicy :). Piękny zjazd (vmax bez pedałowania, złożony praktycznie do połowy - pierwszy raz tamtędy jechałem...) w akompaniamencie pięknego zachodu słońca... :).
Wspomnienie z końca wakacji - tydzień w byłym NRD... :)
Forma spadła, ale tragedii nie ma... Na razie ;)
Zamkowa(w trupa) + Bystra + podjazd pod Bieśnik i powrót do Ropicy, gdzie ustawiłem się z Maćkiem. Razem ruszamy na zwiedzanie Kobylanki, Krygu i Libuszy.
Tak, tak jest! Wróciłem! Wróciłem z nowym kołem i chęciami do jazdy!
Na powrót oczywiście deszcze niespokojne, więc wszelkie plany jakichś sześćdziesiątek czy czegoś w tym stylu znikają i ruszam tylko na szybką ósemkę z 5 - godzinną przerwą w ciemnym lesie.
Pierwsze 1,5 km uczę się na nowo jazdy, zadziwiająca kondycja jak na taką przerwę. Powrót bardzo szybki - od fosy do fosy, ale docieram do domu w jednym, niezadrapanym kawałku ;).
Vmax na sokolskiej - ładny ogień poszedł mimo braku formy i jakichś dziwnych spodenek i kurtki - żagla ;p.
Dla urozmaicenia zapraszam do nierowerowych zdjęć z "kolonii" dla powodzian w byłym NRD, czyli Berlin i okolice - klik
Czyli mały powrót do Granda w oczekiwaniu na koło. Rano pare załatwień, a wieczorem na seans filmowy, powrót umilał zgrzyt i skrzypienie korby, rodem z jakiegoś horroru... Ale ma to swoja dobrą stronę, bo przynajmniej jeleń pod koło nie wyskoczy :D.
Czas mi sie skasował w czasie jazdy, więc nie będę zgadywał ;).
Nic nie zapowiadało, że w końcu ruszę pojeździć - pogoda była bardzo niestabilna - raz lało, raz padało...
Dzień zaczął się jednak nieco inaczej. O 7 ruszamy z ojcem, oczywiście samochodem, na zwiedzanie pobliskiego Użhorodu. Na granicy szybko - tylko po pół godziny u Słowaków i Ukraińców. Miasto zapuszczone, pełno bruku, katedralnyj sobor ciekawy:
Zakupy i ruszamy z poworotem. Na przejściu masakra - u Ukraińców tylko 20 minut, a u naszych południowych "przyjaciół" 4 godziny 25 minut... Nie będę w tym miejescu przeklinał na ich lenistwo i widoczne chamstwo, bo nie śpieszyli się i przeszukiwali samochody na dziesiątą stronę, szukając nie wiadomo czego.
Jedynym plusem była poprawa pogody - w końcu na plażę, Sirava:
Jako, że siedzenie bez przerwy na plaży nie dla mnie, ruszam na rekonesans, do opuszczonego ośrodka wczasowego położonego prawie dosłownie na plaży:
Potem pokręcić. Było późno, więc ruszam na podjazd za Vinnianske Jazero - 7,6 km pod górę, ale nie jest jakoś bardzo ciężko. Zjazd masakra - ponad 70 km/h bez dokręcania i hamowanie przed kończącym zakrętem, nie wiedziałem czy wejde tam tak szybko. I dalej nie wiem ;p.. Od strony Porubki (od sklepu), tylko 2,65 km, ale mega stromo. Zjazd do Vinnego beznadziejny - w lesie ciemno, na dodatek za połową duże dziury. Tuż nad samym Jazerem przeskakujew mroku jakaś sarna. Hehe, byłoby miło ;p... Potem tylko nad Shirave - świerszcze dają piękny koncert.
Takie tam ważne sprawy z Domi Podjazd zakrętami, z powrotem przez krakowskie, chyba najlepsza opcja wg mnie, 63 km/h bez składania zupełnego i pedałowania, szkoda, że na dole ten mostek zryty ;).