Z racji niedorobionego podziału godzin mam trzy okazje, by pojechać rano z Tomkiem do Biecza. Dziś był ten "pierwszy raz" w tym roku szkolnym.
7, statoil. Na krzyżówce łapiemy busa i ustawiamy się we dwóch. Jestem niestety niezbyt doświadczony w jeździe w tunelu i za mostkiem w Libuszy odpadam ;/. Zresztą we dwóch jest nieco trudniej. Wbrew pozorom jazda w tunelu też jest wyczerpująca, ale błyskawiczna. Od tego momentu już spokojnie, poza klasycznie mocnym podjazdem pod Biecz ;).
Powrót miłą drogą przed Strzeszyn ;). Napompowane opony to jest to ;).
Nieprzyjemna pogoda i chmury na niebie popchnęły mnie do Kobylanki i jednej z jej mieszkanek, jak się okazało na spacer. Czego nie rower? "Nie chciało mi się" ;p.
W końcu poszła do swoich zajęć, więc trzeba było ruszyć gdziekolwiek. Zjadłem przepyszne jabłuszko (nie wiem czyja posesja), przeciąłem Kobylankę i w Libuszy skręciłem na podjazd do Korczyny. Kiepska decyzja, gdyż asfalt na zjeździe był tragiczny... Bez większych chęci i sił dotoczyłem się przez Biecz do domu. Następnym razem MA BYĆ LEPIEJ ;).
Dziś przyszedł czas przejechać się z Kingą i zobaczyć jej nowy rower ;). Gdy tak staliśmy na poboczu obwodnicy minął nas jakiś kolarz, jadąc niezbyt szybko w kierunku Glinika. Od razu rozpoznałem (po ramie), że to Yeti z Szymbarku. "Na koń!", można by powiedzieć i ruszyliśmy w pościg. Złapaliśmy go na mostku do Kobylanki za krzyżówką. Bardzo przyjemna jazda, przez Kobylankę, Sokół, Sękową i do Szymbarku odwieźć oboje towarzyszy ;).
Co do sprintu, wyszedł blado, bo tylko 46,21 km/h, coś poszło nie tak... Może źle zmieniłem przełożenie? Brakło mocy? Następnym razem będzie lepiej ;).
Wreszcie po czterech dniach wymuszonego siedzenia w domu mogłem coś popedalić. Wybrałem ciekawą i nie najłatwiejszą trasę wokół Klimkówki. Początek na rozruszanie, zabawa zaczęła się dopiero w Bielance, która od strony Gorlic jest cały czas pod górę. Główny podjazd pojechałem średnio - stromą ściankę na stojąco, 17 km/h, ale na wypłaszczenie brakło sił i zwolniłem. Dalszą część do rozwidlenia również średnio, nie ma się co katować. Na leśnym zjeździe, owszem można bardzo szybko, ale jest niebezpiecznie bo droga bardzo wąska i kręta. W czasie sprintu na "płaskim" w Leszczynach coś uderzyło o asfalt. Nie lubię się w takich momentach zatrzymywać i to jest błąd, bo jak się potem okazało była to tylna lampka ;/. Dość szybko wtoczyłem się na podjazd w Kunkowej i tam podjąłem decyzję o powrocie. Ciemność szybko zapadała, żadna przyjemność, z jazdy, odwiedzę to miejsce niedługo. W końcu się przełamałem i docisnąłem na zjeździe - 74,16 km, ale stamtąd można spokojnie iść więcej. Gdyby była lepsza widoczność i miałbym okulary... 80 km/h mogłoby paść. Dalej tempo nieznane bo ciemno. Szukałem lampki, ale bezowocnie. Wkurzony wróciłem do domu, bo zgubiłem ją ze swojej głupoty. Po za tym wycieczka udana ;) Szkoda, że nie dłuższa, brakło czasu.
Na drodze do Leszczyn
Na szczycie podjazdu w Kunkowej ;)
Zapadający zmrok w Bielance...
Z innej beczki, tak właśnie profesjonalnie obsługuje się głośniki u mnie w domu. Coś w środku nie łączy i trzeba sobie pomagać tymi oto przeuroczymi nożyczkami ;).
Domi ostatnio pożyczyła mi czołówkę i bluzę, przyszedł czas żeby oddać ;). Postanowiłem wypróbować drogę przez Kwiatonowice i dziwnym trafem wyrósł tam przeogromny podjazd, którego tam przecież nie było ;p. Brak rozgrzewki, nachylenie... W końcu wymęczyłem do Sitnicy, no ale...
Oczywiście nie obyło się bez soku i kawy (dobrze, że się na obiad na załapałem, bo bym chyba dziś nie wrócił), czyli tzw. sitnicka gościnność ;p Dziękuje bardzo, ale ostrzegam, to niebezpieczne ;p.
Skierowałem się na ponoć nowy asfalt do Biecza. Rzeczywiście jeszcze nowy, bo kładli go na wakacjach ;). Dodatkowo dostałem średni wiatr tylni (lekko z boku) i jechało się niesamowicie szybko :). 40 km/h na luzie. Co to oznacza? Sprinty na płaskim :D! Pierwszy i już pada rekord - 51 km/h. Drugi rozegrałem chyba koło Binarowej, tam poszedłem 53 km/h. Pare metrów i dogoniłbym "czinkłeczento" ;p. Troszkę odpuściłem do Biecza i tam zostałem zmuszony przyśpieszyć, gdyż zaczęło kapać. Na prostej w Strzeszynie zauważyłem MZK i chciałem się uczepić, co udało się dopiero w Klęczanach. Jechał 40 km/h, niewiele szybciej ode mnie, dosłownie pare km ;/. Oczywiście ostatnia prosta na gorlickiej autostradzie deszcz ;/. Ale nawet bardzo nie zmokłem ;).
Do Kobyloonki do takiej jednej ;p a potem szybki powrót w ciemnościach. Na zjeździe w Sokole niewiele brakło, a wyprzedziłbym ciężarówkę z drewnem ;). Całkiem miły sprincik :D.
...jutrzejszy przegląd... Obym to zaliczył i Giant wreszcie chodził jak należy - jak wszystko dobrze pójdzie jutro sypnę ze 150 km - powrót z Krakowa. Oby!