Wschodnia Słowacja 2009: Zemplinska Sirava

Niedziela, 5 lipca 2009 · Komentarze(0)
Gorlice - Konieczna - Svidnik - Stropkov - Domasa - Vranaov nad Topl'ou - Strażske - Michalovce - Medvedia Hora - Vinne

Wyjazd z rodzinką na urlop, czyli szykuje się mała wycieczka :) Oczywiście zachwyceni nie byli, ale nie utrudniali. Miałem jedno miejsce dla jakiegoś towarzysza podróży, bo trasa miała być dość długa. Tomek się zgodził, nadarzała się okazja do przetestowania nowych sakw (CROSSO) przed "wyprawą".

Wyjazd zaplanowaliśmy na 8,45 w niedzielę, po kościele ;p Jak to ja, zaspałem pokazując swoje niechcące lekceważenie dla wszystkiego. W końcu na drogę wytoczyliśmy się o 9,30(?). Do granicy jazda jedną z moich ulubionych tras krótkich, zdobyliśmy Magurę i zaczął się mój "dziewiczy" wjazd na Słowację. Beherov powitał milutkim parokilometrowym zjazdem po drodze, która mogłaby śmiało występować o miano asfaltu terenowego. W Zborovie skręciliśmy na Svidnik, przecinając w poprzek liczne, mniejsze i większe góreczki. Po paru km spotkaliśmy dwóch starszych kolarzy jadących na spotkanie z następnymi dwoma kawałek dalej. To była jazda! 38-42 km/h do samego Svidnika, niestety skręcili, a dwuosobowa grupa wycieczkowa zrobiła postój pod Tesco. Pomimo pozornie morderczego tempa mieliśmy dużo sił i wyjechaliśmy na dalszą drogę autostradą w budowie (były drogowskazy na Rzeszów) do Stropkova. Trzymaliśmy tempo 33-38 km/h, jechało się naprawdę szybko i przyjemnie. Pierwszy większy podjazd na Słowacji czekał nas na Domasą, jednak jazda w cieniu drzew nie była bradzo uciążliwa. Widać było skutki lipcowej pogody - Domasa zalała pobliskie lasy i przybrzeżne łąki. Podczas o odpoczynku w chłodnym lesie kilkanaście km dalej, podjęliśmy decyzję o odwiedzinach Vranov, gdzie znajdowało się najbliższe Tesco, a zapasy powoli się kończyły. Nasze poszukiwania sklepu w tym mieście to materiał na osobną historię.
"Gdzie tesco?"
"2 km i w lewo"
No to jedziemy - tabliczka po 500 m - Tesco 2,1 km. Potem 1,5 km. I nic. Po przejechaniu 4 km pytamy i wskazują to samo miejsce:
"Za Billą 200 m i w prawo"
I jest! Tabliczka. Od drugiej strony skręt był nieoznakowany i stąd zwiedzanie Vranova pod wiatr. Ale nic, pół godziny pod sklepem i tniemy wreszcie do Michalovców. W Strażske napotykamy przejazd kolejowy. Czerwone światło, ale nic nie jedzie.
Tomek:"Jedź! Stój!"
Całe szczęście nie posłuchałem go i nie zatrzymałem się na środku, uciekłem przed opadającym szlabanem i jakoś to poszło. Do Topolczan płasko, zresztą jak przez większość trasy i skrótem, mijając miasto wyjechaliśmy koło Kauflandu. Szybki spojrzenie na mapę i dwupasmówką nad jezioro. Przepiękna okolica, wzgórza z winnicami, cypel, woda słońce i ...wątpliwości, gdzie tak naprawdę mamy dojechać. Postanowiliśmy spróbować Kaluży. Tomasz zamoczył się w jeziorze, a ja dowiedziałem się, że Vinne to nasz cel i trzeba się kawałek wrócić.
Tempo kosmiczne, około 28 km/h, na oko. Tomek przez całą trasę krzyczał: "za szybko!" Na 100 km 3h 35 minut :). Świetna sprawa :)
Na miejscu odpoczęliśmy i mimo musowego powrotu mój towarzysz poszedł spać dopiero o pierwszej. Szczerze mówiąc podziwiam siłę, jeśli wróci ;p

Wielkie dzięki xD


Tomek w pełnym uzbrojeniu :D


Kapliczka w Koniecznej.


I'm on the highway to hell!


Cerkiew w Stropkovie.


Domasa :)


"Jedź! Stój!"


A to już cel - Zemplinska Sirava :)


"Żeby nie było - nogi zamoczyłem" :)



click for more

Dzień następny >

Tour de sam

Środa, 1 lipca 2009 · Komentarze(0)
Wycieczka planowana od dawna, szkoda, że nie w miłym towarzystwie, no ale wszyscy ROBIĄ :) Ja też niedługo zaczynam, ale póki co trzeba było odwiedzić przyjaciółkę z dalekich stron.
Do Sącza elegancko się jechało, nawet popuściłem granda i ze zjazdu w Cieniawie jechałem 70 km/h. Oczywiście zapas jeszcze był, no ale nie lubię niepotrzebnego ryzyka :) Szybko znalazłem drogę na Limanową i zacząłem męczyć tą straszną jak dla mnie górę wznoszącą się ponad miastem. Jakieś pół godzinki i byłem na szczycie. Modliłem się żeby (o dziwo) nie było jakieś długiego zjazdu, gdyż to by oznaczało, że z powrotem znowu trzeba będzie wydrzeć na sam szczyt :) Niestety (:P) był dość miły i po niedługim czasie znalazłem się u celu podróży. W Limanowej znalazłem Ośrodek Sportowy i spędziłem miłą godzinkę z Agatą :) Obiad nawet dostałem za free :) Teraz czekał mnie powrót.
Od tej strony do Sącza jedzie się łatwiej zdecydowanie(no chyba, że od tego obiadu i godziny w bardzo miłym towarzystwie ;p). Pod górkę mijały mnie liczne service - cary grup kolarskich. Jeden nawet na mnie zatrąbił, gdy na poboczu robiłem zdjęcie czegoś wyjątkowo pięknego.(Pewnie uznał mnie za tego zagubionego członka swojej grupy ;p). Stoczyłem się do Sącza i tam nastąpił kryzys ;/ Minął dopiero po odpoczynku i lodzie na stacji/sklepie na wzniesieniu w Ptaszkowej/Cieniwie. Do Grybowa w dół, także poszło szybko i czekała mnie jeszcze tylko Ropska, która okazała się nieco dłuższa niż przewidywałem, ale jakoś sobie poradziłem. O dziwo od Szymbarku do domu byłem w stanie cisnąć ponad 32 km/h dochodząc nawet do 42. Było to niezwykle pozytywnie zakończenie tej niezwykle pozytywnej, aczkolwiek męczącej wycieczki :)


Kościół na serpentynach :)


U celu podróży :)


Na rynku.


Ten krzyż to jedna z głównych "atrakcji" Limanowej. W zimie ponoć można jeździć na nartach.


Ostatnia serpentyna przed Sączem.


Dworek obronny w Szymbarku :)


A tu się prawie zgadza ;)

click for more

Z rana

Poniedziałek, 29 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria z Kingą, do 50 km
Na truskawki again :) z ciekawszych rzeczy to miła podwózka w Libuszy za MZK :)

Dzięki xD

Pokibicować

Niedziela, 28 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria do 50 km, z Kingą
O 13,30 zaczynał się maraton (coś w ten deseń w każdym razie) w Foluszu. Kinga startowała, więc pomyślałem, że warto by się przejechać i zobaczyć ją w akcji :) Byłem tam około 14,20, a tu się okazuje, że specjalnie dla mnie przesunęli start :) Okazało się również, że dziewczyny (dokładnie t r z y) powyżej lat 16 (?) pojadą na trasę 2,5 km <ściana>.
No nic. Kinga wystartowała i po około 7(?) minutach przyjechała w swojej kategorii jako pierwsza oczywiście :) Jako, że trochę polewało i grzmiało nie zostałem na dekorację, tylko ruszyłem w drogę. Miałem ochotę sprawdzić drogę na Jasło i Dębowiec, ale ciemne chmury i ściany deszczu w oddali nakłoniły mnie to powrotu tą samą drogą w szybkim tempie.
Gratulacje Kinga !:)


Zwyciężczyni Kinga i Sylwia z Jasła (2 miejsce) :)


Przed startem :)

click for little more

Byle na górę

Sobota, 27 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kolejny dzień na truskawkach, znowu spóźnienie i gonitwa do Korczyny za uciekinierami ;p Zbiory pod znakiem rzepaku i ucieczki w kierunku góry pola. Trochę się baby darły na nasze kanty, ale olać to. Powrót znowu z wietrzykiem w plecki, chociaż już nie burzowym :)

Dzięki xD

Wojna z truskawkami

Czwartek, 25 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Rano trzeba było się zerwać (i spóźnić <ściana>), ale warto było. Na początku dojechaliśmy do plantacji(?) truskawek w Korczynie. Coś tam człowiek zarobił, a śmiechu była co nie miara. Jedna starsza kobieta była wybitnie dowcipna i na polu nr 2 nieźle śmialiśmy, zbierając ("Jak byłam w waszym wieku to ptaki dupą łapałam" xD). Kinga oczywiście zebrała prawie tonę, my z Tomkiem solidarnie tyle samo (niewiele pewnie więcej od Kingi :P). Na polu nr 3 zostaliśmy prawie całkiem sami, ale to sprzyjało BITWIE NA TRUSKAWKI :D Całkiem dobrze fruwają.
Powrót cudowny - wiatr burzowy w plecy i od Libuszy do do Argo nie schodziliśmy poniżej 40 km/h. Na zakręcie autostrady przed Parkiem, wjechał gość skuterem. Wystarczyło mocy żeby go wyprzedzić. Za pare metrów wyprzedza mnie on z Dudkiem na kolo (co było oczywiste, bo jakby inaczej, w sumie sam o tym myślałem :)). Dom.
Dzięki wielkie xD

Po górach

Środa, 24 czerwca 2009 · Komentarze(1)
Kategoria >100 km
Miałem dziś ochotę na Bardejów, ale Tomek zaproponował to na jutro, więc postanowiłem tylko zdobyć Magurę, co miałem w planach od dawna. 14 minut to nie było to na co się nastawiałem, chciałem zejść poniżej 11, no ale mówi się trudno.
Stamtąd wybrałem drogę do Przysłupia, więc w sumie około 20 minut albo więcej, cały czas pod górę. Średnia niska – 19,32 km/h. Zjechałem na dno dolinki miłym parokilometrowym zjazdem, tylko po to by wtoczyć się na kolejny grzbiet 10% (na oko) stokiem. Znalazłem się w Odernym. Jadąc znów na dno dolinki, ujrzałem asfaltowego węża wijącego się pionowo pod kolejną górkę. I tym wężem wypadło mi jechać. 12%, a w niektórych miejscach pewnie z 15% jak nic. Dalej osiągnąłem Uście Gorlickie, zjeżdżając osławionym zjazdem, na którym osiągnąłem 2 lub 3 lata temu pierwszy rekord prędkości – 66km/h i wbiła mi się wtedy osa do kolana Teraz czasem jadę tyle bez pedałowania ;p W miasteczku krótki postój przy centrum i dalej do Wysowej i z powrotem. Ta droga to prawdziwa przyjemność, jeśli tylko jedzie się nią w kierunku Wysowa – Uście. Potem odwiedziłem koleżankę w Łosiu i stamtąd do domu. W Ropicy pociągnęła mnie ciężarówka, aż do świateł na Kościuszki. 90 km na liczniku, postanowiłem docisnąć do setki i dojechałem do krzyżówki w Zagórzanach i wróciłem przez Chopina. Na Bieckiej dorwałem busa, a od stacji PKS o własnych siłach wróciłem do domu.

P.S. Mam nogawki xD


No to się zaczyna - Magura


Na szczycie :)


W tej puszczy kiedyś się na nartach śmigało - za starych niekoniecznie lepszych czasów :)

Kościół w Nowicy(?)


15% pod górę miejscami na oko (noszę okulary ;p)


Ulubiony przekaźnik w okolicy ;p W prawo po rekord prędkości, w lewo do lasu ;p


Grand - ścigacz jakich mało, a w tle Uście Gorlickie i Klimkówka.


Cerkiew(?) w Wysowej


Wspinaczka za Uściem


I na koniec postanowiłem zrobić rundkę do Zagórzan i sfotografować ów znak: dwie pierwsze pozycję zdobyte, teraz kolej na dwie ostatnie :)


Jechałem czasem zadupnymi drogami, nie wszystkie znalazłem na tej mapce co tłumaczy dystans oraz jechałem to ponad 2 miesiące temu ;).

Po siodełko

Czwartek, 18 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Po wymianie zdjęć z Maćkiem postanowiliśmy się, gdzieś przejechać. Dołączyła do nas Kinga. Nie mając określonego wcześniej celu, zgodziliśmy się na propozycję odebrania siodełka w Szalowej. Po pokonaniu górki przed Bieśnikiem, jechałem kolejną drogą którą "więcej nie jadę". Dziura na dziurze. Po odebraniu siodełka do Mszanki i stamtąd przez Glinik (odwieźć Kingę) i na opr do domu ;p (Była 22:25, a miałem być z powrotem przed 22)
Dzięki xD

Windows out

Wtorek, 16 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria do 50 km
Do kolegi, oddać płytkę z Windowsem. Czułem w nogach jeszcze niedzielną przejażdżkę :P

Maraton MTB w Sanoku

Niedziela, 14 czerwca 2009 · Komentarze(1)
10 po piątej wyjechaliśmy z Gorlic, ja i Maciek. Kierunek Sanok, przez Duklę i Miejsce Piastowe. Planem było zdążyć na 10 na start maratonu. Jechało się elegancko; zaliczyliśmy miłą górę za Duklą i cudowne proste przed Sanokiem : 35-37 km/h, czasem nawet do 42 :). Na miejscu okazało się, że tak naprawdę Sanok to nie mała wieś z jedną drogą, a miasto, i na dodatek nikt nie wie gdzie maraton jest rozgrywany... Próżne poszukiwania zakończyliśmy telefonem do domu i w końcu trafiliśmy ;) W sam raz dla nas przesunięto start o 15 minut, wiedzieli, że ich szukamy. Krótka rozmowa ze znajomym Bartkiem z Gorlic i ruszyli. Przegoniliśmy pół stawki i na rynku odłączyliśmy się na zaczynającą się msze ( do komunii w stroju kolarskim). Potem informacja turystyczna i miły przewodnik (zaofiarował toaletę) i dłuższy postój na ławeczce na rynku. Zaplanowaliśmy trasę i ruszyliśmy dalej. Do Zagórza szybko i do Komańczy męka. Wiatr po twarzy (25 km/h na zjeździe - osiągnięcie) i droga głównie pod górę (nie było tego widać) dały popalić. Potem przemiły wjazd na dach świata - pół godziny jazdy pod górę, która wreszcie było widać, potem zjazd w 7 minut, serpentynami. Dalej, w wielkich mękach osiągamy Komańczę, spotykamy dwóch kolesi objeżdżających Polskę i ruszamy na Tylawę i Krempną. Tu już jechało mi się lepiej, a po morderczym podjeździe w Mszanie (asfalt terenowy) i wyścigu z chłopaczkiem na "składanej" kolarce ujrzeliśmy Dudka mknącego w dół na Scocie :) Radość! Przywiózł siły, szkoda, że nie jedzenie :P Dotaczamy się do Krempnej i tam moczę SPD Tomkowi wodą z kukurydzy. Zdobywamy Przełęcz Halbowską i mkniemy serpentynami w dół. Dalej do Żmigrodu wyścigi z jakimś kolarzem, jeszcze było dużo sił więc dogoniliśmy go i zatunelowanego za nim Tomka. Od Żmigrodu spokojnie do domu, za samochodem taty, który niespodziewanie zaofiarował się jako service car :) Spotkaliśmy Rozdzielu jeszcze Aniasz, która również po nas wyjechała.
Ogólnie forma super, jeszcze sił wieczorem zostało trochę, dużo kolarzy w trasie było, żaden w naszą str (oprócz jednego w Mszanie)
Dzięki wielkie xD


Wierny towarzysz podróży, Maciek


Na fali :D Niestety, w bluzie, bo rano było chłodno :)


Miły podjazd przed miejscem piastowym :)


Pod górę :)


A potem jeszcze milszy zjazd, 65 km/h na luzie :)


Wygląda znajomo :)




Start Maratonu


Rynek w Sanoku


Odpoczynek :D


Cerkiew na trasie pamiętnego, 7-minutowego zjazdu :)


Tam musieliśmy się wcześniej wdrapać :) 30 minut wjazdu...


Gdzieś za Polanami Surowicznymi :)

click for more