Wyrwana śruba w lewym SPD i jej brak w sklepie rowerowym ;/ Nie ma szans, bloki za 33 zł. Postanowiłem zaglądnąć do sklepów metalowych. Jakąś znalazłem i póki co działa... W trakcie tej jazdy krótka przejażdżka Grandem. Co za różnica :D
Wieczorem krótka przejażdżka z Maćkiem na Zamkową i do Bystrej, jednym słowem górki niemałe. Dalej przyjemna droga i wypadamy przed Szymbarkiem i tam wreszcie przykręcam ostro śrubę - 37,5 - 44,5 km/h na prostej (generalnie +40 km/h). To jest właśnie jazda na Giancie - niebo lepiej niż na Grandzie. Średnia wieczornego wyjazdu to ~26,6 km/h po sporych górkach na początek (w tym jedna po kamieniach).
Ostatnio mam dziwny zwyczaj stołowania się wszędzie tylko nie w domu ;)
Domi z Maćkiem wracali z Rzeszowa z nowymi butami, więc miła sprawa wyjechać i tak też zrobiłem. Do Jasła średnia 32 km/h i po nieśpiesznym spotkaniu jedziemy w stronę Biecza. Tempo nieco niższe, z uwagi na sakwy i takie tam różne, ale co tam, przecież nie to się liczy. Przed czy już nawet w, skręcamy do Sitnicy, bo tam właśnie mieszka Dominika ;) "Chodźcie na taras! Kawa czy herbata?" Wyszło, że kotlety ;p Smaczne bardzo, podziękowania dla kucharki, ktokolwiek to był xD Zasiedzieliśmy się strasznie, a Domi pewnie chciała iść spać więc ruszamy i od początku ostre tempo do Gorlic. Po mieście 40-50 km/h na liczniku. Jest moc xD
Jeden jedyny minus - wyrwało śrubkę w bloku ;/ Miejmy nadzieję, że będą taką mieli w Rowexie. Jak nie pozostaje tylko tokarka Maćka :)
Dzięki za super towarzystwo i świetnie spędzony czas :)) I dzięki tobie, wietrze, żeś sobie dał na wstrzymanie choć raz ;)
Pierwsze "kroki" na nowym Giancie :) I nauka zapinania i wypinania z SPD :) To była zabawa :) Postanowiłem pojechać rundę honorową w Maratonie MTB, rozgrywanym nieopodal, na stadionie w Gorlicach. Startował w nim dzielny Maciej na Salamandrze :)
Na samym początku jazdy trafiłem na sam koniec peletonu, wskutek czego zamykający stawkę organizatorzy pytali czy mam już dość (po 0,5 km ;p). Ale jak już się rozbujałem i w miarę wchodziłem w SPD pomknąłem w kierunku rynku i wyprzedzałem wszystko i wszystkich po kolei. Na tym rowerze to jest jazda! Pod górkę 5-6 km/h szybciej niż na Grandzie :)
Dojechałem aż do końca asfaltu na Łysulę w Dominikowicach, wyprzedzając zawodników, aż miło. Mój błąd, wjechałem w rozmokłą drogę polną i podczas zawracania podeszwy moich butów napełniły się niepomiernymi ilościami błoto, które uniemożliwiało wpięcie. Musiałem bawić się kamykami, patykami, a potem 40 minut w domu ;/
Wrażenie z jazdy piorunujące, aczkolwiek spodziewane. Górki zdobywa się łatwiej szybciej, ogólnie 5-6 km/h do przodu :) Zębatek z tyłu aż 9, jest w czym wybierać :) No i przy +40 km/h jest czym pedałować spokojnie ;)
Gratulacje dla Maćka ;) Ostro pojechałeś :) i gratulacje, że się dorobiłeś takiego supportu :) Pozdro dziewczyny :)
Podjazd na Łysulę :) "Nie te opony! :D" Ano nie te. Koniec asfaltu, buty toną, rowerzyści patrzą jak na kretyna wszyscy do góry, jeden na dół ;p
Po wymianie zdjęć z Maćkiem postanowiliśmy się, gdzieś przejechać. Dołączyła do nas Kinga. Nie mając określonego wcześniej celu, zgodziliśmy się na propozycję odebrania siodełka w Szalowej. Po pokonaniu górki przed Bieśnikiem, jechałem kolejną drogą którą "więcej nie jadę". Dziura na dziurze. Po odebraniu siodełka do Mszanki i stamtąd przez Glinik (odwieźć Kingę) i na opr do domu ;p (Była 22:25, a miałem być z powrotem przed 22) Dzięki xD
10 po piątej wyjechaliśmy z Gorlic, ja i Maciek. Kierunek Sanok, przez Duklę i Miejsce Piastowe. Planem było zdążyć na 10 na start maratonu. Jechało się elegancko; zaliczyliśmy miłą górę za Duklą i cudowne proste przed Sanokiem : 35-37 km/h, czasem nawet do 42 :). Na miejscu okazało się, że tak naprawdę Sanok to nie mała wieś z jedną drogą, a miasto, i na dodatek nikt nie wie gdzie maraton jest rozgrywany... Próżne poszukiwania zakończyliśmy telefonem do domu i w końcu trafiliśmy ;) W sam raz dla nas przesunięto start o 15 minut, wiedzieli, że ich szukamy. Krótka rozmowa ze znajomym Bartkiem z Gorlic i ruszyli. Przegoniliśmy pół stawki i na rynku odłączyliśmy się na zaczynającą się msze ( do komunii w stroju kolarskim). Potem informacja turystyczna i miły przewodnik (zaofiarował toaletę) i dłuższy postój na ławeczce na rynku. Zaplanowaliśmy trasę i ruszyliśmy dalej. Do Zagórza szybko i do Komańczy męka. Wiatr po twarzy (25 km/h na zjeździe - osiągnięcie) i droga głównie pod górę (nie było tego widać) dały popalić. Potem przemiły wjazd na dach świata - pół godziny jazdy pod górę, która wreszcie było widać, potem zjazd w 7 minut, serpentynami. Dalej, w wielkich mękach osiągamy Komańczę, spotykamy dwóch kolesi objeżdżających Polskę i ruszamy na Tylawę i Krempną. Tu już jechało mi się lepiej, a po morderczym podjeździe w Mszanie (asfalt terenowy) i wyścigu z chłopaczkiem na "składanej" kolarce ujrzeliśmy Dudka mknącego w dół na Scocie :) Radość! Przywiózł siły, szkoda, że nie jedzenie :P Dotaczamy się do Krempnej i tam moczę SPD Tomkowi wodą z kukurydzy. Zdobywamy Przełęcz Halbowską i mkniemy serpentynami w dół. Dalej do Żmigrodu wyścigi z jakimś kolarzem, jeszcze było dużo sił więc dogoniliśmy go i zatunelowanego za nim Tomka. Od Żmigrodu spokojnie do domu, za samochodem taty, który niespodziewanie zaofiarował się jako service car :) Spotkaliśmy Rozdzielu jeszcze Aniasz, która również po nas wyjechała. Ogólnie forma super, jeszcze sił wieczorem zostało trochę, dużo kolarzy w trasie było, żaden w naszą str (oprócz jednego w Mszanie) Dzięki wielkie xD
Najpierw do Tomka po klucz do korby, potem razem z nim do rozjazdu Biecz - autostrada biecka i do Maćka. Dwie godziny i rower działa cudnie, tylko coś niepokoi mnie przerzutnik z przodu - z jedynki wrzuca od razu na trójkę (jak mu każe dwójkę) i na trójkę reaguje, zrzucając łańcuch poza zębatki- tak się odwdzięcza za serwis! Dzięki za klucz, wspólna jazdę, a najbardziej za serwis xD
Miało być z Tomkiem i Maćkiem, więc pojechałem sam :). Do Jasła, godzinka i średnia prędkość 31,29 km/h. Chwilę szukałem rodzinki w Żukowie, spotkałem fajnego dziadka, rozmawialiśmy i śmialiśmy z 15 minut, po czym pojechałem dalej, bo rodziny nie znalazłem :). Krosno zdobyte - zerknąłem na pomnik papieża, mapę na BP i śmigam dalej. Miejsce Piastowe to można powiedzieć prawie najdalszy punkt wycieczki od Gorlic. Zobaczyłem jakiś kościół, bateria w aparacie padła i jadę dalej. Dojechawszy do Iwonicza, stwierdziłem, że lepiej nie przesadzać i wróciłem na rondo w Miejscu i drogą na Duklę. To był najgorszy moment - niemiłe podjazdy + samotna jazda + ubywające siły - nie polecam tego połączenia. No ale dotoczyłem się jakoś do tej Dukli i daję na Żmigród od którego miał ciągnąc mnie Maciek. Jazda z kimś naprawdę pomaga, dojechaliśmy w miarę szybko do Gorlic, potem na działkę, kiełbasa i do domu.
Średnie po każdej godzinie jazdy: 1 - 31,29 km/h 2 - 26,10 km/h 3 - 25,02 km/h 4 - 22,11 km/h 5 - 23,88 km/h ~6 - 22,18 km/h
Trasa krótka, łatwa i przyjemna: Sękowa - Dominikowice - Kobylanka - Libusza Ogniwo i sru do domu. Niespecjalnie sie śpieszyliśmy, tempo więc nie jest jakieś rekordowe. Ale jechało sie przyjemnie. Dzięki xD
Bezsilne próby złapania busa, zakończone, pojechałem do Biecza, a właściwie do Korczyny, odwiedzić przyjaciółkę, z pół godzinki pogadaliśmy i trzeba było sie zawijać. Myślę sobie, objadę obwodnicę i pomyślimy. I na jej końcu, stwierdziłem ze może warto by zadzwonić do Tomka. W końcu odebrał (wcześniej 3 nieudane próby) i mówi, że jedzie z pielgrzymem czyli Maciejem K. w stronę Gorlic i żebym po nich wyjechał. No to ja, żeby się nie zbłaźnić i nie spotkać z nimi w Ropicy, dre ile fabryka i Bozia dała. i udało się! To nie Ropica! A Szymbark... Ale nic, krótka rozmowa i wracamy. Krótki opieprz od Maćka, żebym sie jeździć nauczył (wyprzedzałem Escorta, po zderzaku niby, choć ja nic takiego nie pamiętam :) i wolniutkim, rekreacyjnym tempem odwożę pielgrzyma i Patryka który również go witał :) Potem do kolegi na godzinę i w dom :) Dzięki xD