Wpisy archiwalne w kategorii

z Domi

Dystans całkowity:1884.68 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:86:28
Średnia prędkość:21.80 km/h
Maksymalna prędkość:83.95 km/h
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:110.86 km i 5h 05m
Więcej statystyk

Bieszczady 2010 - Nie samą jazdą żyje człowiek

Piątek, 9 lipca 2010 · Komentarze(0)
Jak w tytule ;). Czyli kajaczki i pluskanie w ciepłych wodach Soliny. Nad przystanią obiad za 14 zł, zupa + drugie, gorąco polecam.

Pare fotek:


Domi i Maciej ;)


Patryk i Ośka ;).


Ja i Aniasz, która dołączyła do nas rankiem, dnia drugiego ;).

Oj opornie szło to wiosłowanie, nie mój sport chyba ;p. Pare kadrów z pływania:






Jest bestyja...

Impreza 5 metrów od naszego namiotu nie pozwoliła zasnąć, dołączyć też nie bardzo, więc udaliśmy się z Maciejem na przystań sporóbować szczęścia w zdjęciach nocnych:


Niestety nie zdążyłem na samowyzwalacz, brakło 1 sekundy ;p.

I na koniec moment po zachodzie:



< Dzień poprzedni Dzień następny >

Bieszczady 2010 - Nad Solinę

Czwartek, 8 lipca 2010 · Komentarze(1)
Seria mniej lub bardziej fortunnych zdarzeń, pomieszanie z poplątaniem i szczęśliwe ląduję z super ludźmi w Bieszczadach ;). Jak to do tego doszło? Długo by tu mówić, nie czas, nie miejsce, przejdźmy do rzeczy.

Już pobudka jest ostra:



Na szczęście oglądam to tylko z okna, wyjeżdżamy koło 7. W tym momencie należy wymienić startowy skład. Maciek, Ośka, Domi, Patryk, no i ja ;). Kupiłem niedawno sakwy, tak się prezentuje obładowany Giant pod Smutkiem ;p:



Pierwszy postój w Nowym Żmigrodzie. Poziom rozjeżdżenia jest bardzo różny stąd tempo też jest różne, nie śpieszymy się ;).



Do Dukli z ruchem wahadłowym, do Miejsca Piastowego z ruchem tirowym. Pierwszy większy podjazd, taką wydłużoną hopkę, napotykamy przed Rogami, wszyscy dają radę.




"Panie co to w ogóle było?!"


Domi


Ośka też zasuwa.

Zjazd w dół pod wiatr, tylko 66 km/h, odwiedzamy ciekawą bazylikę w Miejscu Piastowym i lecimy na Sanok z kilkoma przerwami, mniej lub bardziej stosownymi ;p.


Tak się czyta mapę w towarzystwie wiatru ;).


Wspomniana bazylika.


Jeden z witraży ;).

W Rymanowie sztywno na rynek, oj sztywno, ale z rynku 11 %, jest zabawa :D. Kilka dalszych km to jedno z najpiekniejszych miejsc na dzisiejszej trasie:







W Zagórzu postój na stacji benzynowej, Maciek i Domi zamieniają się rowerami ( i zostaje tak praktycznie do końca wyjazdu) i zdobywamy serpentynki nad miaste, dość ciekawe swoją drogą.


Jak widać na załączonym obrazku na jezdni pusto nie było...


Patryk pod koniec podjazdu.

Zjazd bardzo przyjemny, chociaż z sakwami tak nie pocisnę, jak na pusto, bo delikatnie rzuca mi tyłkiem. Niemniej jednak sta pada vmax wycieczki, prawie 70 km/h. Aż do Hoczewa mało ciekawa droga, oprócz przykładu geniuszu naszych dróg. Otóż za Leskiem jacyś magicy naprawili drogę smołą i drobniutkim żwirem. Przypiekło, przysmażyło i mamy prysznicy tym syfem, po 3 km postój na czyszczenie opon ;/. Po skręcie na Polańczyk bardzo strome hopki, trochę się urywam reszcie, mam kilka chwil przed Myczkowem.


Nowy nabytek ;).





Km, może dwa i docieramy wreszcie do naszego celu - Polańczyka. Zjeżdżamy na cypel w poszukiwaniu pola namiotowego, co skutkuje kolejnym km podjazdu z powrotem, dziewczyny były wniebowzięte ;p. Samo jezioro jest ładnie wkomponowane w otaczające wzgórza, woda jest ciepła i w miare czysta.


Solina po raz pierwszy.


Zapora w Solinie.


Pamiątkowe foto nad jeziorem ;).

W końcu po małym wywiadzie docieramy na pole namiotowe, właścicielka bardzo miła, prysznice niestety nie bardzo - żreją żetony, ale nie leją ;p. Świetny dzień, zachodzik na koniec:



Dzięki xD!



Dzień następny >

Dziupla

Niedziela, 4 lipca 2010 · Komentarze(3)


Dziś wyjechałem po Maćka i Domi, wracających z Krakowa, z różnych powodów, ale drogą tą samą ;). Do Lipnicy Murowanej (no prawie ;p) straszny ogień pod wiatr, średnia 29,3 km/h. Jeszcze mi tak noga w tym sezonie nie podawała, rekord jazdy bez przerwy, 67,84 km. Potem do Sitnicy już spokojnym tempem, z kilkoma przerwami, m.in. w Gromniku:


Tu oto prezentuje mój ulubiony strój, ustawiony na poziomie medium :D. Jak się większa górka trafia, poziom hard, zamek do pępka, jest chłodzenie, można się toczyć :p.


Przytulna toaleta w dziupli ;p.


Wnętrze przewyższające klasyczne toi toie pod względem estetycznym :D.

Pole między Zakliczynem a Gromnikiem:


W Sitnicy oczywiście gościna królewska, dzięki! Do Gorlic ogień po hopkach, ponad 36 km/h na szczycie, zewsząd otaczały nas groźne chmury:







Dzięki xD

VII Górska Pielgrzymka rowerowa z Rzeszowa do Dębowca 2009: Odpustowe zabawy

Niedziela, 20 września 2009 · Komentarze(0)
Pobudka przed 6 i wyjazd o 7. Na sam początek Przełęcz Hałbowska, około połowy podjazdu staje na pedałki i finisz ;). Zjazd ciekawy, po serpentynach, ale niezbyt szybki, do 70 km/h raczej dość bardzo trudno. A tu niespodzianka! Pod górę pedali dudek. Cóż za spotkanie! Niby wiedziałem o tym, ale w trakcie wyjazdu "pielgrzymkowy" nastrój wybił mi to z głowy. Dalej toczymy się wolnym tempem aż do Dębowca i tam zdjęcia grupowe, rozmowy etc., w oczekiwaniu na bliźniaczą pielgrzymkę pieszą. Potem 1:1 i toczymy się przed nimi do sanktuarium i tam uczestniczymy w dłuugiej mszy odpustowej z niestety niezbyt ciekawym kazaniem.

Potem czeka nas 6 - osobowy powrót do Gorlic. Kinga proponuje przyjemną traskę przez Osobnicę i tamtędy też jedziemy, w końcu docierając do Gorlic ;).

Dzięki wielkie, naprawdę było z a j e b i ś c i e!
;*** :)


Rankiem...

Zjeżdżając z Hałbowskiej...


Spodziewana niespodzianka :) Tomek


To było śmiganie xD.


Małe a cieszy :D.


Gruppenfoto :D.


Ciekawy patent


5 minut później xD.


Odpustowa panorama :).



< Dzień poprzedni

VII Górska Pielgrzymka rowerowa z Rzeszowa do Dębowca 2009: Zjazdowe rozczarowanie

Sobota, 19 września 2009 · Komentarze(1)
Ciężko było się zerwać po nocy spędzonej np. w piekarni, ale dało rady. Na początek pagórki do Tylawy, a stamtąd tragicznym asfaltem terenowym do Mszany, gdzie niegdyś spotkaliśmy z Maciejem dudka wracając z Sanoka. Tam dłuuga przerwa z możliwością odwiedzenia Olchowca i ponoć wartej zobaczenia cerkiewki. Ja byłem bardzo chętny ;). Znowu asfalt terenowy, na końcowy km położyli dywanik jedynie. W sumie cerkiew szału nie robiła, za to robiła przemiły mostek obok niej, z kamiennym łukiem i ogólnie był genialny. Potem 3,4 km pod górę czego to się dla cerkwi nie robi ;). Na górze pierwszy ;). Potem tragedyczny zjazd asfaltem terenowym, z ciekawszych rzeczy rozpędzony na kilometrowym dywaniku wpadam na sztywnym w te dziury. Nieźle potrząsło ;). W Krempnej następowała decyzja czy jechać 3 km na nocleg czy 30 km piękną drogą przez Grab. Proste i jasne - pniemy się pod 12 km podjazdu ;). Wcześniej otrzymałem informacje o ściance w Grabie, z której można ostro pocisnąć - nie trzeba było długo zachęcać. Sam podjazd tragiczny nawierzchniowo, stromizna żadna ;). Zjazd szutrowy, dwaj prowadzący na góralach zaszaleli w dół, ja wolałem oszczędzać sprzęt. Spod sklepu ruszamy na granicę na pusto, w grupie chętnych osób- rzeczywiście - prosty stromy dywan i do tego bez wyjazdów, szeroki nic tylko pruć. Na górze chwila przerwy i but w dół. Zanim dojechałem do finałowe ścianki już czułem, że lipa. Wiatr w twarz i poczułem mięśnie rozgrzane nieustannym butowaniem pod wszelkie górki. 74 km/h i mega rozczarowanie ;(. Nawet kolarz na full carbonie wyciągnął ledwie 79 km/h.
Z tego miejsca ruszała dynamiczna grupa. Dwaj prowadzący na wypasionych góralach i paru śmiałków na tempo +35 km/h. Dla mnie to nie było jakieś super niewiadomoco, no ale niektórzy nie wytrzymali, ostatecznie dojechaliśmy we czterech, dałem dwie mocne zmiany ;). Potem jeszcze krótka przejażdżka - full carbon - pięknie się to niesie, aż żal było z rąk wypuszczać ;).


Opuszczając Bieszczady... :)



Wypad do Olchowca ;).


Podjazd do Grabu.


:)



Full carbon...


:)



< Dzień poprzedni Dzień następny >

VII Górska Pielgrzymka rowerowa z Rzeszowa do Dębowca 2009: Bieszczadzkie łąki

Piątek, 18 września 2009 · Komentarze(0)
Dzisiejszy dzień zapowiadał dłuższą jazdę. Ruszyliśmy po 8, leśną drogą w kierunku szosy. Oj tu podjazd był wymagający, ładny %, na finiszu zwycięstwo ;). Następnie długo po płaskim lub lekko pod górę i drugi większy podjazd, nie umywający się jednak do wczorajszych. Dalej wkroczyliśmy w bieszczadzkie łąki - długie i strome hopki wśród morza traw i odległych wzgórz rozerwały grupę. Gdzieś pomyliliśmy drogę, to znowu zdjęcia na wielkiej kopie siana... Było ciekawie ;). Na rozjeździe w Szczawnym czekał mnie zawód - mijaliśmy dokładnie po lewej górę, którą straszyłem dziewczyny przez ostatnie dwa dni, a jednocześnie miejsce które chciałem odwiedzić po raz kolejny, wielka szkoda, podjazd naprawdę ciekawy - i w lesie i w polu, serpentyny, cerkiew, ogólnie full tunning :D. Kolejne km leciały szybko, bo tylko spore hopki w kierunku Jaślisk, bez jakichś długich podjazdów. Dzień bardzo ładny widokowo ;).


Bikerki :D


Mniej więcej w takiej pozycji pokonywałem zjazdy xD. Kosztowało to trochę roboty, czyli licznik na mostek i lampka na linki xD.


Między tymi drzewami jechaliśmy :).


Miły uśmiech i od razu 5 km/h więcej na liczniku ;p.

Dynamiczna grupa zostaje z tylu zabawić się na sianie xD.


Bieszczadzkie łąki ;).


Postój w Rzepedzi :D.


W piekarni w Jaśliskach :D.



< Dzień poprzedni Dzień następny >

VII Górska Pielgrzymka rowerowa z Rzeszowa do Dębowca 2009: Potrójna premia górska

Czwartek, 17 września 2009 · Komentarze(2)
Ruszamy mozolnie rano spod Parafii Motki Bożej Saletyńskiej w Rzeszowie i już pierwsze kilometry zapowiadają charakter jazdy na pielgrzymce: po płaskim się ledwo toczymy, a na długim, aczkolwiek płaskim podjeździe do Przylasek jedziemy prawie z taką samą prędkością jak wcześniej. Tam następuje pierwszy postój i wstępne ustalenia co do jazdy i krótka modlitwa. W końcu jestem na pielgrzymce ;). Dalej kolejna górka w Straszydle, nieco stromsza, ale też cudów nie ma. Po każdym większym podjeździe długa przerwa pod sklepem. Ja to rozumiem bo jedziemy z naprawdę różnymi rowerzystami i pod względem sprzętowym i kondycyjno - wiekowym, ale przerwy były nieco za długie. Nie było za ciepło i pod rozgrzewce marzłem i musiałem ubierać kurtkę. Na leśnej górce za Kąkolówką zapowiedź kolejnych premii górskich, czyli hop na stojąco i kto pierwszy na górze. Tym razem ja ;). Za mną wtoczył się "kolega z niebieskiego Treka", jak się okazało nie był to najlepszy rower tej pielgrzymki, choć takie wrażenie robił. Oczywiście na szczycie przerwa i najkrótszy postój mieli paradoksalnie najwolniejsi... Ruszamy dalej i zatrzymujemy się na niemal godzinną przerwę pod sklepem, ponoć przed 5 - kilometrowym podjazdem. Niektórzy ruszają wcześniej, ja zabieram się z większością peletonu na końcu. Nadal ogień do góry, wyprzedzam towarzystwo i czekam lekko za szczytem razem z szosowcami, którzy wyjechali spod sklepu nieco wcześniej. Ten podjazd pokazał już zacny %, ale widziałem przyjemniejsze ;). Zjazd do Brzozowa pełen zdradliwych zakrętów i dziur, na serpentynie ledwo mijam się z autobusem, biorącym zakręt po całości. Pod willę Jezuitów w Orzechówce zaliczamy ostrą ściankę, na okrzyk pana ze starej kolarki z różową owijką: "Wyrzucać bidony" czołową grupą ruszamy do finiszu na obiad. 1st place :D.


Wyjazd spod kościoła ;).


Pantani ;).


W lasku w Podlasku ;).


Przewodniczący Ząbek i kleryk Kuba na kole i pielgrzymi :D.


Oczojebna kolarka :D.


Jazda na jednym kole + pedałowanie jednym spd, czyli sztuczki cyrkowe Ząbka :D.



Naprawdę zakręcone serpentyny :D.


Pokój dziewczyn...



< Dzień poprzedni Dzień następny >

VII Górska Pielgrzymka rowerowa z Rzeszowa do Dębowca 2009: Warzyce szału nie robią

Środa, 16 września 2009 · Komentarze(1)
W czwartek zaczynała się VII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca, więc trzeba było dostać się do tego Rzeszowa ;). Wyjazd około 12 i standardową trasą do Jasła i tam skręt na Warzyce - osławiony podjazd w drodze do stolicy województwa podkarpackiego. Jak napisałem "szału ni ma"; stromizna nie powala, jedynie irytujący może być fakt, że podjazd ma około 3 km. Liczyłem na zjazd, że może 80km/h, jakiś tir, furmanka, karoca - na koło i 90 km/h... Nic... Ledwie 72 km/h. Dalsza droga bez historii, jedyne co się zaznaczyło w mojej pamięci to przemiłe hopki za Strzyżowem. No i te ścieżki rowerowe w Rzeszowie... Tragedia na bruku... Ogólnie tempo dobre jak na opowiastki o tempie niektórych ;p.
W takim miasteczku przed Rzeszowem rekord na prostej bez wspomagania - 56 km/h - rekord z Florynki nieaktualny, tam było w dół.
Z ciekawszych rzeczy to dziewczyny zgubiły mnie w Rzeszowie, bo coś im się pokiełbasiło ;p


Widok z Warzyc :D.


Na szczycie, od lewej Kinga, Domi, Aniasz i Ośka ;)


Sciachany na cpnie w Strzyżowie ;).


Stary most kolejowy za Strzyżowem ;).

Rzeszów by night ;).



Dzień następny >

Czchowska pętla

Poniedziałek, 24 sierpnia 2009 · Komentarze(1)
Kategoria >100 km, z Domi
300 km nie doszło do skutku przez pogodę, ale mimo to postanowiliśmy się gdzieś rano ruszyć. Od dawna po głowie chodziło zobaczenie jeziora w Czchowie i Rożnowie.

o 8:15 byłem już w Sitnicy, za chwilę pojawiła się Domi. Zjechaliśmy na drogę do Ciężkowic i po pokonaniu paru zjazdów i podjazdów osiągnęliśmy miasteczko. Dalej skierowaliśmy się na Zakliczyn, przez Gromnik i na rondzie skręciliśmy do Jurkowa. Tam na kolejnym tego dnia rondzie pojechaliśmy w stronę Nowego Sącza. W czasie tej niespecjalnie ciekawej jazdy, zauważyliśmy liczne ślady po wodzie, najczęściej w korytach strumieni, czasem nawet zalane częściowo pola.

W Czchowie odwiedziliśmy basztę i zaporę, w której ogromne wrażenie wywarła na nas rozpędzona woda przepływająca przez kompleks. Kilka km dalej stanęliśmy zobaczyć zamek w Wytrzyszczce. Na rozjeździe skręciliśmy kiepską drogą na Rożnów, pokonując pare stromych, a czasem długich podjazdów.

Niestety coś dziś nie miałem dnia do jazdy, może się nie wyspałem. Do tego doszły jeszcze swędzące oczy/powieki etc. Dobrze, że Domi pożyczyła mi okulary bo nie wiem jakbym dojechał. Musieliśmy skrócić naszą trasę nie jadąc na Sącz wzdłuż Jeziora Rożnowskiego, a zmierzając w kierunku Stróż przez Korzenną. Na tym odcinku połowa drogi była pod górę, w tym naprawdę ciężki podjazd, ze stromą finałową ścianką. Z Korzennej pięknym asfaltem do Stróż, skąd znajomą drogą do Gorlic ;)

Ogólnie tempo bardzo spokojne, pogoda beznadziejna, bo przebierałem się chyba z 6 razy, ale ogólnie jestem zadowolony z jazdy w takim towarzystwie :D

Dzięki xD


W oczekiwaniu na moją towarzyszkę - sitnickie pola i łąki ;).


Domi na trasie.


Radość w pełnej okazałości ;p


Baszta w Czchowie.


Nawet udało się nie zrobić kretyńskiej miny :D.


Woda schodzi schodami ;p?


plum!


Panorama jeziora w Czchowie z okolic zapory ;).


Zamek w Wytrzyszczce ;).


A tu Domi i jej okulary ;p



click for more

Pierwsza setka

Wtorek, 5 maja 2009 · Komentarze(1)
Pierwsza setka! Z Tomkiem i Domi :)
Oto trasa: Gorlice - Jodłówka Tuchowska - Gromnik - Ciężkowice - Turza - Biecz - Gorlice.

Tragiczne tempo, ale niedawno zaczęty sezon uwidacznia tego skutki. Za Bieczem padłem, na prostej gdzie normalnie tempo 32-33 km/h ja 19 ;/, ale nic nieważne, jakoś zacząć trzeba ;D

Dzięki xD


Jeźdzcy bez głów xD