Kąśna

Czwartek, 1 lipca 2010 · Komentarze(5)
Kategoria >100 km
Wyjazd przed 14, dość duży upał, znowu samotnie, co raz mniej się chce jeździć jak za towarzystwo ma się dwa banany i licznik...



Na Górze Zborowickiej ogarniają mnie postoje i niepewności. Tylna opona ma dosyć, czuje jak mnie lekko nosi, chyba, że rozgrzany asfalt na to dodatkowo podziałał, niemniej jednak do wymiany. Klocki chyba też czeka to samo, raz czy dwa zebrał aluminium z obręczy i musiałem chwilę się bawić, żeby to jakoś lepiej ustawić. Na szczęście były to dziś ostatnie problemy tego typu. Przy tej niezwykle smutnej okazji mała panoramka okolicy:






Serpentynki.

W Ciężkowicach skręcam, w celu zbadania nieznanej drogi, na Kąśną Dolną. Powiem szczerze, że przyjemnie się nią jechało, ale naprawdę pięknie jest dopiero za Jastrzębiem:






Uprawy chmielu?

Za mostem w Zakliczynie, na Wojnicz i mało przyjemna jazda wśród tirów. Odpoczynek na BP, zakupy w Wojniczu i nagle dostrzegam coś między drzewami. Okazuje się, ze jest to zaniedbany dworek w parku. Wygląda to na jakiś neogotyk, a więc coś co lubię ;).


Nie miałem dziś sił do jakiegoś cudowania, a ładnie by to wyglądało w HDRze ;).

Wjazd od Tarnowa przyjemną dwupasmówką, szczęśliwie mijam centrum, nawet światła są dziś po mojej stronie. Klucze wsiami i udaje się dotrzeć do drogi do Tuchowa. Tymczasem mijam osuwisko, trochę nietypowe, bo nie droga a tory:





Podjazd z Poręby Radlnej ładnie wchodzi, zjazd prawie 70 km/h, bez dokręcania. Na dłuższych trasach szkoda mi sił na szarże. Dalsze km przebiegają dosyć nudno, mijam tylko kolejne ślady powodzi:



Setka pęka w 3:33, czas dobry, chociaż jakoś specjalnie się dziś nie wysilałem, po prostu trasa była łatwa ;). Z Ciężkowic wybieram wersje Ostrusza - Kwiatonowice. Już wiem czemu nie lubię tej wioski. Bo się nie może skończyć, tylko tka cholernie wolno pnie się do góry, porządny podjazd dopiero za nią. Przyjemnie się jedzie grzbietem gór, w ostatnich promieniach słońca ;). Zjazd do Zagórzan chropowaty i kręty, spokojnie się toczę. Biecka (teraz) rulezzzz.

cały album

Sakwy przyszły!

Miasto

Czwartek, 1 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria do 50 km

"Magura to płaska góra"

Środa, 30 czerwca 2010 · Komentarze(0)


Na początek uderzenie na Krzyż w Ropicy, ale drogą od wodociągów. Oj stromo tam, nie wiem czy stromiej niż drugim podjazdem, ale takie nachylenie chyba dłużej trzyma, no i nie ma cienia ;).


Spojrzenie wstecz ;).


Końcówka.


Odpoczynek na szczycie.

Chwile później spotykam Tomka, na pięknej niebiesko - karbonowej Orbei. W trakcie interesującej rozmowy o tym i tamtym, dojeżdżamy na Magure, mijając powoli kolejne podjazdy. W sumie nawet się ciesze, że wolno jechaliśmy, trochę mięśnie się zregenerowały.

Na zjeździe spotykam Aniasza, więc na dole żegnam się z Tomkiem i z powrotem na górę ;). Czekamy na Kingę, która dziś tu trenuje. Potem zjazd i podjazd z od strony Gładyszowa i ładnym tempem z Aniaszem do domu ;).
Jak to mówi stare, ludowe przysłowie: "Magura to płaska góra". Dziś zdobywam ją ze wszystkich stron szosą ;).

Dzieki xD

Leśnica

Poniedziałek, 28 czerwca 2010 · Komentarze(8)
Kategoria >200 km, >70 km/h
W końcu udało się zrealizować to na co czekałem już od pewnego czasu. Pogoda trafiła się prawie idealna, ale przejdźmy do rzeczy.

Start po 6, ciężko się jechało początkowo. Chęć do jazdy wraca dopiero na podjeździe w Bereście - 6,71 km (od cerkwi), leśne serpentyny, średnie nachylenie - uwielbiam to.


Początek wspinaczki w górę rzeki Białej.


Fragment właściwej wspinaczki.

Do Krynicy bardzo szybko - ponad 70 km/h - a stromo nie jest, to wiatr pomaga. Przez miasto przejeżdżam szybko, nie ma dziś casu zatrzymywać się wszędzie, tylko pare fotek.



Do Muszyny ładnie idzie, chociaż na razie widoczki takie sobie. Sama Muszyna mnie bardzo zawiodła, niby uzdrowisko, a nie wygląda to zachęcająco. Rynek:



Za miastem pierwsze spotkanie z Popradem, który w ostatnich tygodniach pokazał, jak groźny i niszczycielski potrafi być - cała dolina usiana jest osuwiskami. Mijam zakłady butelkujące Muszyniankę (zdjęcie w Picassie) i zaczyna się mordęga tą całą doliną. Nie chodzi nawet o to, że wcale nie jest lekko w dół jak się spodziewałem, tylko wieje straszliwie w twarz. Krajobrazy tymczasem słabe, jakoś trzeba przepychać dalej. Wspomnienia z toalety:



Im bliżej Żegiestowa, tym lepsze widoki się ukazują:






Samo uzdrowisko sprawia wrażenie wciśniętego w zbocze - wąsko ciasno, jeszcze ten kościółek położony na skarpie kilka metrów nad jezdnią:




Zakole Popradu za uzdrowiskiem.

Jest wreszcie koniec tej piekielnej doliny (wiatr mnie zniechęcił ;p), docieram do Piwnicznej - Zdrój. Msza + wizyta w parku zdrojowy pozwalają zregenerować siły ;).






Ogólnodostępne ujęcie Piwniczanki, pyszna, polecam :).

Kilkaset metrów bruku do Mniszka nad Popradem, położone zostało wręcz z ułańska fantazją, nieźle trzęsie ;). Podjazd do granicy mocno zaskakuje - wąziutka droga w lasku. I zaczyna się - ponad 10 km podjazdu. Nachylenie rośnie powoli, najpierw w górę strumienia, potem już rzeczywiście widać, że pod górę, a na koniec Słowacy próbują zatrzymać mnie ich ulubionym 12 % (jest tego tam ponad km), ale nie udaje im się ten niecny plan ;).






To już nie przelewki.



Wysiłki zostają wynagrodzone, ze szczytu roztacza się piękny widok, m.in. na Tatry.




Szeroka panorama na okolice bliższą i dalszą ;).

Zjazd bardzo chropowaty - niby jest to 75 km/h, ale zero przyjemności jak tak tłucze. W mieście szybkie rozeznanie i ruszam na zamek. 2 km ostrego podjazdu w słońcu i jestem ;). Zamek wygląda dość ciekawie, a w złotówkach płacić można, dlatego decyduję się wejść do środka:













Mam szczęście - trafiam na pokaz młodego sokolnika. Co prawda nie mam czasu, żeby wszystkiego wysłuchać, ale chociaż zobaczyłem podstawowe komendy i pare ciekawych stworzeń latających ;). Więcej zdjęć z pokazu na picassie.






Wdrapuje się jeszcze na najwyższą wieżę, zamku. Łażenie w spdach po kręconych schodach - niezapomniane wrażenia ;).


Stara Lubovnia ;).

Widoki z góry:




Kilka km za Lubovnia skręcam w kierunku granicy i tu łapie mnie delikatny kryzys - lekko pod górę (nie znoszę tego) + głód + sakramencki wiatr = zamulanie na maxa. Tu ratuje się tajną bronią, oto jeden z naboi:


Kończę podjazd i moim oczom ukazuje się granica słowacko - polska, już niedaleko.


Nad Velkim Lipnikiem wznosi się potężne wzgórze - to właśnie podjazd od Leśnicy, mój dzisiejszy cel. Nie zawiodłem się - widoki są takie, że nawet nie zwracam uwagi, jak stromo tutaj jest.


Spojrzenie wstecz, z drugiej serpentyny.

A tu z trzeciej:




Detale z panoramy ;):




I końcówka góry:




Na szczycie spotykam wielu rowerzystów, w tym grupkę z Nowego Targu. Niestety ich tempo nie pozwala mi jechać w grupie, za dużo mam jeszcze km przed sobą.


Strona polska, Pieniny.


Przełom Dunajca.

Zjazd dziurawy, potem jest tylko gorzej, bo ścieżka wzdłuż Dunajca zapchana na maxa spacerowiczami i niedzielnymi bikerami. Za to widoczki przednie:




Dunajec w Szczawnicy.

W Krościenku obiad (bar Pstrąg naprzeciwko delikatesów Centrum, polecam!) i but do Sącza. Lekko w dół i jakoś idzie, trzymam 28-31,5 km/h. Wiatr zelżał, ale droga już nie tak ciekawa, a ruchliwa niesamowicie. Krótki odpoczynek w Starym Sączu, męcząca jazda miejska w Nowym, i ruszam na Cieniawę, a tu "trza być twardym..." wersja hard, czyli ulewa. Nie ma sensu czekać, aż przestanie, więc toczę się w strugach deszczu i nie tylko. Na szczęście kierowcy omijają ładnym łukiem. Przed Ropska wyjeżdża rodzinka, zabierają i tak lekki plecak, a ja zabieram się za Ropską. Weszła niesamowicie - lepiej niż nie raz po setce. Miło zaskoczony docieram do Gorlic ładnym tempem - chyba mój najmocniejszy odcinek na całej trasie ;). Co mnie dziwi najbardziej - prawie nie bolę mnie nogi! Forma rośnie ;p?



Trochę więcej nieopublikowanych fot

pzdr!

trza być twardym a nie mientkim

Piątek, 25 czerwca 2010 · Komentarze(11)
Kategoria >100 km, >70 km/h
Pogoda od jakiegoś czasu (odkąd mam wreszcie czas na jazdę) nie zachęca do jazdy, ale dziś zdecydowałem się w końcu gdzieś przetoczyć. Koszulka z długim rękawem + podkoszulek i można jechać. Trasa, trudna, bardzo dużo gór i góreczek, ale warto był ;).


Ruszam o 12:45. Pod Bieśnik stromo, oj stromo, i nie dość, że stromo to zjazd dziurawy. Jego początek:


Dopiero w Stróżach zaczyna się dobra nawierzchnia. Od Wilczysk wiatr w pysk, czekam na jakąś porządną górę, żeby od niego odpocząć a tu jak na złość dopiero w Łęce:


Następny większy podjazd w Librantowej, potem szybko docieram do Nowego Sącza i skręcam w stronę Jeziora Rożnowskiego. Niemiła niespodzianka: zaskakuje mnie korek, który miejscami na dodatek trudno ominąć. Chcąc nie chcąc spędzam trochę czasu w spalinach. Z daleka widzę wysoko położone osiedle, wyglądające niczym twierdza i ciekawą dróżkę do niego. Postanawiam to zbadać. Stromo, oj stromo. Gdy chciałem zrobić zdjęcie osiedla, odezwał się głos przez malutki megafonik na latarni, "proszę nie robić zdjęć". No cóż, naprawdę straszna perspektywa ;). Jak się potem okazało jest dom Korala, właściciela firmy produkującej lody, a są tam 2 domy (+dom dla służby), a nie całe osiedle ;). Podgrzewany asfalt i takie tam inne bajery...


To te zabudowania u góry... Ponoć kupił całe wzgórze...

Zaczynam podjazd zamkniętą drogą z Dąbrowej. Nie jest ciężko, ze 2-3 km, kilka serpentyn, naprawdę fajnie się to przedstawia ;).



Widok na Wielogłowie i Dunajec:


W lesie okazuje się, że na mojej drodze stanęło potężne osuwisko, dlatego droga była zamknięta. Udaje mi się przejść, nie ma co opisywać, zobaczcie sami:


Pare km dalej wreszcie ukazuje mi się Jezioro. Brunatna woda nie zachęca raczej do kąpieli. To co zobaczyłem potem, czyli stosy śmieci na brzegach, gdy zjechałem niżej całkiem mnie zniechęciło.







Droga wiedzie cały czas po hopkach, dopiero przed Rożnowem pojawia się spory podjazd, wchodzi ładnie na górze chwila odpoczynku i drugi bananek ;).


Samowyzwalacz człowieka nie zastąpi, nieostre ;/

W Rożnowie z hopki koło kościoła wysikam 77,06 km/h, ale dalsza jazda tą wsią to katorga. Asfalt t r a g i c z n y! Do tego jeszcze te urocze mostki:



Następne km szybko lecą drogą główną Sącz - Kraków. Dopiero tu jest porządna nawierzchnia i trochę płaskiego. Jak zazwyczaj tego nie lubię, tak teraz przyjąłem to z radością ;). Podjazd pod Just wolno, znak, że czas na przerwę nie tylko na jedzenie, ale i dla mięśni - pomogło jedzie się wyraźnie lepiej.


Przerwa na szczycie Justu.


Strome serpentynki do Sącza (panorama jakości średniej, ręka zadrżała ;/).

W Sączu na takiej jednej ulicy zawsze odcina mi prąd, gdy nie jadę nią od strony Gorlic. Nieprzyjemny zbieg okoliczności. Myślałem, że zaraz zasnę, ale Tiger załatwił sprawę (polecam!). Cieniawa wchodzi jako tako, Ropska też. Miałem nie cisnąc w dół, ale tak mi powiało, że nie mogłem sobie odmówić. Prawie 78 km/h. Na więcej nie starczyło sił i jak się złożyłem w pewnym momencie to dojechałem tak do stacji w Ropie, trochę w amoku, nie bardzo jarząc co się wokół mnie dzieje ;). W Szymbarku mijam 3 - osobowy pociąg, Mateo ubezpieczał tyły ;p. Do Gorlic spokojnie z wiaterkiem.

Średnia słaba, bo gór dużo, pogoda kijowa, co chwile się zatrzymywałem na zdjęcia, jechałem samemu i pare innych równie niedorzecznych wymówek ;p.

zapraszam po więcej

seta na emigracji

Niedziela, 20 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Kategoria do 50 km, kurwa mać
Miało być stówa po okolicy: Św. Krzyż, Dąb Bartek, Miedziana i Barania Góra, Chęciny i inne atrakcje...
Pół wieczoru planowania trasy... Pobudka 6:25, kościół 7, ubranka, plecaczek, bananki, góral wujka (Kellys Scorpio) i co?
Hujnia z grzybnią! Oczywiście deszcz, a że bardzo zimno, musiałem zrezygnować, bo przeziębienie gotowe...
Teraz jak to pisze to nawet kicham ;/...
Wszystkie plany wzięły w łeb!

Wysowa

Czwartek, 17 czerwca 2010 · Komentarze(4)
Kategoria >50 km, >70 km/h
Plany jak to plany... Lubią się nie spełniać...
Wreszcie trzeba było gdzieś ruszyć dupsko, bo na razie marnie!



Praktycznie przez całą trasę towarzyszyły piękne widoki, zaczęło się w Gładyszowie:


Przełęcz na luzie, coś między 11 a 12 minut. Jechałem sam, więc postanowiłem, że zrobię to na co nigdy nie mam czasu w grupie, czyli foto pięknej cerkwii w Kwiatoniu. Jak na złość, słońce zaszło z chmury i zdjęcia nie nadają się do publikacji ;). Na rondzie w Uściu pada na Wysową, gdzie rzadko bywam, bo prowadzi tam 10 km niezbyt ciekawej drogi. Dzisiaj jednak miło mnie zaskoczyła:





Skoro już dojechałem, to żeby nie musieć za szybko wracać, obadałem różne zakamarki, m.in. podjazd do domków "Zacisze" (najlepszy rajd gimnazjum) i Biawenę, dość rozpoznawalny dom wypoczynkowy, pięknie położony na wzgórzu, posiada chyba wyciąg narciarski.




Krótki odpoczynek wśród modrzewi, widok na Wysową spod Biaweny.

Stamtąd udałem się do dziwnie rozkopanego parku zdrojowego, gdzie podziwiałem dom zdrojowy:




Chwilę później spotkałem Józefa, który towarzyszył mi aż do Bielanki. Dzięki wielkie, świetnie się jechało!
Komu w drogę, temu rower. Ruszyłem szybko tempem (bo w dół rzeki) do Uścia i zanim tam dojechałem to skręciłem na podjazd pod Czarną. Oj końcówka ostra! Ale skoro chodza tam +80 km/h (w porywach do 86,5 km/h) to gdzieś to muszą wykręcać. Foty ze szczytu:


Wiernie towarzysz przez całą drogą przy drodze ;)



Kolejnym podjazdem na trasie jest Tania Góra. tym razem wchodzi łatwo, chociaż na decydującej ścianie zmęczenie daje o sobie znać i pęka niezbyt magiczna granica 10 km/h. Zachód na wysokości ściany płaczu:



A tu "nad" Wawrzką.

Znowu tylko 76 km/h (70 km/h przekroczyłem 2-3 razy), no ale w lesie ciemno i jakoś nie mogę spamiętać gdzie i jak cisnąć ;). Na drugiej długiej prostej wchodzę po wewnętrznej ścinając zakręt, bo drugą stronę zajęły jakieś panienki, a dzwonka niet... Pozdrowienia dla nich!

Z Łosia do Bielanki dość poszło i potem mnie lub więcej w dół i sweet home alabama ;).

W ogóle miałem wrażenie, że cały czas wiatr w plecy ;)

A na koniec pamiątkowa fota Józefa, który towarzyszył od Wysowej:

Troszkę zaciąga siarką, ale nie szkodzi, zimny chłodny Józef Ci pomoże ;p!
Przy okazji może pare słów na temat Wysowej - Zdrój. Wieś założono w II poł. XIV wieku. W parku zdrojowym znajdują się ogólnodostępne ujęcia wód mineralnych (solanki) Aleksandra, Franciszek, Józef I oraz płatne i dostępne w nowej pijalni wód (zob. Pijalnia Wód Mineralnych w Wysowej-Zdroju): Henryk Józef II, Słone. Z miejscowej rozlewni pochodzi woda mineralna Wysowianka i wody lecznicze Franciszek, Henryk i Józef.

photos

Freedom

Niedziela, 13 czerwca 2010 · Komentarze(8)
Kategoria >50 km, z Tomkiem
W nocy wróciłem z centralnego etapu ogólnopolskiej Olimpiady Losy Żołnierza i Dzieje Oręża Polskiego: od Cedyni do Orszy". 12 miejsce na 41 zawodników, więc nie jest źle - brakło szczęścia (tj. trafienia na to o co akurat zapytali + przewaga doświadczenia niektórych zawodników). Świetni ludzie, pogoda upalna, niezapomniane, "potogenne" przejazdy MZK, trzeba to kiedyś powtórzyć!
W stolicy nie obyło się bez kolarstwa, oto parking przed Centralna Biblioteką Wojskową:









To chyba dla zrównoważenia lusterka, lampek z drugiej strony...


What's that?!

Ale do rzeczy. Konkurs za mną, jeszcze 4 dni szkoły, ale wolność już się zaczęła.


Małe nieporozumienia z Tomkiem i trochę nadprogramowych km. Od Stróżówki śmigamy razem. Do Ciężkowic mniej lub bardziej pod wiatr. Zjazd do Bobowej dziurawy, przy 60 km/h blokuje mnie bus, Tomek siada mu na koło i wyciąga te 7 dych. Nie wiedział jaki jest stan nawierzchni ;p. Na rynek do Ciężkowic wcześniejszym zjazdem. Od tego podjazdu zaczyna się ogień na hopach. Z zanotowanych danych: na jednej trzymałem pod górę 33 km/h, a w Gorlicach na światła na Stróżowskiej nawet 35 km/h.
Średnia mimo tego słaba, ale na połowie trasy asfalt był tak tragiczny, że na zjazdach nie nadrabialiśmy czasu straconego pod górę, na zmiany tez opcji nie było...

Dzięki, było ostro xD

P.S. Jak to dziwnie nie dodać ptaszka przy kategorii +70 km/h, dawno tego nie grali :D. Prędkość maksymalna taka, że wstyd dodawać ;).
P.S.2 Zerwana jezdnia przed Zborowicami:

Blue screen

Wtorek, 8 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria do 50 km
Po zamienną klawiaturę i myszkę - może ciągłe awarie to wina 2 - miesięcznej myszki lub ośmioletniej klawiatury ;).

sprint na Sadową

Poniedziałek, 7 czerwca 2010 · Komentarze(3)
Kategoria do 50 km
Do kolegi, podjazd pod Sadową z blata na stojąco ;).


Tęcza ;).