Wpisy archiwalne w kategorii

>50 km

Dystans całkowity:3954.62 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:166:23
Średnia prędkość:23.77 km/h
Maksymalna prędkość:89.02 km/h
Liczba aktywności:57
Średnio na aktywność:69.38 km i 2h 55m
Więcej statystyk

VIII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca: Płacz i zgrzytanie zębów

Piątek, 17 września 2010 · Komentarze(1)
Płacz był. Oj był. Niebo płakało jak nigdy.
Zgrzytanie zębów też było. Oj było. Jak się nie bierze z lenistwa nogawek, to tak zazwyczaj jest.

Nie no, lać długo nie lało. Tylko przez ostatnie 75 km, stukilometrowej trasy... ;p

Dziś dzień konfliktów. Jedni chcieli tędy inni tędy, i kogo tu słuchać?! Do Strachociny, miejsca urodzin Andrzeja Boboli docieram ze szwagrami, mamy sporą przewagę czasową.


Tak się trawę kosi!







W oczekiwaniu na resztę zwiedzamy kościół i pobliskie toalety, gdzie udaje mi się podsłuchać ciekawą rozmowę dwojga małżonków, w przyległych toaletach.

- Obsikałem deskę.
- yhym
- To trochę nieelegancko.
- yhym
Tylko nie pytajcie, który z małżonków obsikał tę deskę. Dociera reszta grupy i wysłuchujemy ciekawego wykłady księdza proboszcza, któremu ponoć ukazał się Bobola i nakazał oddawać mu cześć w tym właśnie kościele :).

Dalsze km zahaczają aż o Sanok, by tam mogło się rozpadać na dobre. Gdzieś dalej Aniasz urywa linkę, kogoś tam auto spycha do rowu - jest wesoło...

Potem tylko zimno, mokro, zimno i zimno, pierniczki w Szczawnem za 1,60 zl i zimno. Zero zdjęć, zero przyjemności z jazdy.


Rok temu było tu piękne słońce...


Spojrzenie pełne miłości - Ania i Marta ;p.


"Mariusz, co Ty pier******?!

O północy tradycyjnie wizyta w piekarni w Jaśliskach:








Wskutek tego ktoś zamyka mi drzwi i noc spędzam w jadalni na karimacie (i dzięki dziewczynom) z kocem i poduszką. Rano budzę się a nade mną rama z suszącymi się butami i ubraniami... Dlatego tak dobrze się spało... ;p.



< Dzień poprzedni Dzień następny >

VIII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca: Passo de Orzechówka

Czwartek, 16 września 2010 · Komentarze(0)
Ranek przywitał nas słonecznymi promieniami odbijającymi się od malowniczych, betonowych ściany kościoła Matki Bożej Saletyńskiej. Ah! Ah! Wystarczy mi tego widoku raz w roku... ;p

W tym roku wiele osób wykruszyło się tuż przed wyjazdem, z różnych powodów, mam nadzieję zobaczymy się za rok! W tym miejscu pozdrowienia dla Karoliny i Pawła, który zdołał dotrzeć chociaż na odjazd.



Msza, a po mszy uroczysty wyjazd z Rzeszowa. W tym roku bez większych incydentów na ścieżkach, szybko wpadamy na podjazd od Przylasku. Tam pierwszy i ostatni wspólny postój grupy górskiej i szosowej. Wygłupy w lesie:



Kilka spraw organizacyjnych i obie grupy rozjeżdżają się na wieki wieków, amen.
Dzisiejsza trasa to same podjazdy i zjazdy, niestety dobry asfalt jest tylko na tych pierwszych. Grupa na jednej z górek:



Na jednej z dziurawych serpentyn, na drugim tego dnia większym zjeździe gubię bidon, co skutkuje tym, że w końcu zaginam lepiej te pierońskie koszyki. Na trzeciej ściance skutecznie hamuje mnie ostry zakręt w prawo - jakieś nieżyczliwe te zjazdy dziś.


Drugi postój pod sklepem.

Dość stromy podjazd, krótki odcinku po płaskim znów dłuższy podstój - ogólnie tempo i częstotliwość postojów "pielgrzymkowa", tj. każdy daje radę ;). Następna górka to już nie przelewki - nachylenie ładnie trzyma w napięciu - razem z Leszkiem idziemy ostro pod górę i poświęcamy żyłkę rywalizacji dla wspólnego zdobycia podjazdu. Niebo ze szczytu wygląda niewesoło:



Zjazd byłby przyjemności, gdyby nie czołowy wiatr, no i końcowy skręt - co najmniej 120 stopni, nie wszyscy o nim pamiętali ;p. Godzina pod sklepem i największe wyzwanie dnia dzisiejszego czyli odcinek za Hłudnem. W między czasie jeszcze jakaś większa górka ale jej nie pamiętam ;p. Tutaj każdy idzie swoim tempem, ja czuję potrzebę, żeby nieco się rozruszać i lecę trochę szybciej. Stromo całe 2,8 km. Z góry fajne widoki - na m.in. serpentyny, którymi za niedługo przyjdzie jechać.



Wspomniane serpentyny:






W Starej Wsi uderzamy jeszcze do jakiegoś sanktuarium, pielgrzymka jest - TRZA SIĘ MODLIĆ ;p!

Niestety w remoncie, żałuję, że w zeszłym roku zdjęcia nie zrobiłem.




Coponiektórzy dają mocno ognia pod wille jezuitów w Orzechówce, co by dobre miejsca sobie zająć, ja nie muszę - i tak trafię do pokoju z kimś, kogo nie znam ;). I na koniec widok z tarasu willi:



I krótki wypad na zachód ;p:


Dzięki xD



< Dzień poprzedni Dzień następny >

Niespodziewany finisz

Wtorek, 10 sierpnia 2010 · Komentarze(9)
Z rana udałem się do Tęgoborza, co by zaliczyć praktykę, jeśli chodzi o kurs na patent sternika młodszego. Bardzo przyjemnie się pływało, wszystko zaliczone bez trudu.





I przyszedł czas na powrót, tym razem wiatr w plecy, więc szło sprawnie. Aż do Cieniawy na szczycie zjeżdżając z hopki na sekunde straciłem koncentrację, a że jechałem przy krawędzi jezdni ( z uwagi na duży ruch), koło spadło z asfaltu i ślizło się wzdłuż jego krawędzi (a różnica między poboczem a jezdnia to dobre 10 cm), a ja poleciałem na wprost. Mocno przywaliłem prawym bokiem, chyba z minutę nie mogłem złapać tchu, już myślałem, żebra złamane... Ale załamałem się dopiero na widok roweru - przednie koło powyginane w ósemkę ;/... Aż sobie usiadłem... Przez 5 minut pomimo moich sygnałów, żaden kierowca nie zatrzymał się, więc zadzwoniłem po karetkę. Przez kolejne 10 minut też nikt nie stanął. Durna rejonizacja i ambulans z Grybowa zawiózł mnie do Sącza, zamiast do Gorlic. Debilizm. Na szczęście nic nie złamałem... Ale jutrzejszy kurs na Ratownika WOPR poszedł się... Dobrze, że obyło się bez mandatu...

Trzeba sprawić nowe kółko - w pozytywnej opcji piasta i pare szprych do odratowania... Jakie wnioski? Może przed wyjazdem lepiej się wysypiać..? I na pewno olać kierowców i jechać w nieco bezpieczniejszy sposób?

Pamiątkowe zdjęcie ze zdjęciem xD

Wschodnia Słowacja 2010: Morske Oko

Piątek, 30 lipca 2010 · Komentarze(0)
Po całym dniu plażowania potoczyłem się nad Morskie Oko. Słowackie Morske Oko. Jest to ładne, górskie jeziorko położone na wysokości 610 m.n.p.m. Początek szybko, aż do skrętu na właściwą drogę, przez Remetskie Hamre. 12-13 km lekkiego podjazdu, wyciąga ze mnie całą chęć jazdy. Porządne nachylenie dopiero na ostatnich 800 m... Parę fot i ruszam dookoła jazera. Znajduję drogę, która zdaje się zamykać pętlę. Po km moim oczom ukazuje się TEREN! Aaa! Nie zrażony ruszam, wystraszając po drodze sarną, która chciała przekroczyć ścieżkę. Końca nie widać, ja nie mam lampki, więc wracam tą samą drogą. Aż do Kaluży tempo ekspresowe - pół drogi grubo ponad 40 km/h. Wpadam elegancko przed 22, a jutro (samochodem) do Rumunii ;).


Morske Oko.



<< Dzień poprzedni Dzień następny >>

Włóczykijstwo

Piątek, 16 lipca 2010 · Komentarze(0)
... czyli zwiedzanie pobliskich wsi - od Kobylanki, prze Lipinki i Wójtową, aż po Głęboką i Grudnę Kępską. Krótka wizyta na betonach w Korczynie, w Libuszy na starym moście kolejowym. Na koniec Zagórzany z pięknym zachodem + Moszcznica z następna jego fazą ;). Odwożąc Aniasza, zasiedziałem się u kumpeli do 23, nie ma to jak niespodziewane spotkania :D.

Dzięki xD!


Zagórzany...


I nad rzeczką...


A to już Moszczenica...


Na szczycie podjazdu, już w Gorlicach, pod cmentarz wojskowy, niebo wprost płonie ;)

Bieszczady 2010 - Serpentines' day

Sobota, 10 lipca 2010 · Komentarze(0)
Po całym dniu moczenia tyłków nad Soliną, na wszelkie możliwe sposoby czas wreszcie coś popedalić. Dziś czeka nas tylko 90 km, ale trasa nadrabia nieszczególną długość przewyższeniami ;).



Już na pierwszym podjeździe atrkacje - pod Domi pęka guma... Maciej zabiera się za wymianę:



Opona tania i do tego nowa, nie chce się dobrze ułożyć, bije mimo wielu prób, włącznie z kompresorem na stacji ;/. Grupa dzieli się na dwie, ja ruszam z reszta pilnować, co by nie było więcej atrakcji.


Gumowa serpentynka ;p.

Kilka km dalej spotkanie z zielonym (przynajmniej w tmy miejscu Sanem):





Na szczycie podjazdu koło Sakowczyka wjeżdżamy to Parku Krajobrazowego Doliny Sanu:



Do Olchowca kolejny spory podjazd, ale wszyscy dają radę swoim tempem. Dopiero tutaj pojawiają się jakieś zadowalające mnie widoczki ;).



Dopiero albo już w Polanie dogania nas serwis ogumienia i właścicielka. Od tej chwili już razem, mimo bijącego koła. Dłuższa przerwa pod sklepem i ogień na kolejne serpentyny, chyba dziś najlepsze. Oj idę tu mocno, goniąc od końca stawki na sam początek - pościg zakończony sukcesem :D.




Jej odebrałem prowadzenie ;p.


Ania też szybko wjechała ;).

Na końcu zjazdu skręcamy:



Na kolejnym, niestety pozbawionym serpentynowego klimatu podjeździe, podejmuję próbe pobicia rekordu najmniejszej prędkości. 2 km/h, i mimo, że zwolniłem licznik przestał mierzyć i pokazał 0 km/h ;p.


Toczymy się z Domi ;).

Na punkcie widokowym mamy małe problemy z "orientacją w terenie", ale na szczęście wychodzimy z tego cało ;p. Tymczasem pierwsze sensowne spotkanie z Bieszczadami:


Jest Tarnica, najwyższy szczyt okolicy i całych Bieszczadów - taki podwójny szczyt, jeśli ktoś ma dobry wzrok to zdoła wypatrzyć ;).


All of us. Almost ;).

Do Ustrzyk Górnych jest wbrew pozorom 20 km, a nie 10 km jak niektorzy twierdzili!


sweet fociak m@ciusia, tylko gdzie ten dziubek?!

We wspomnianych Ustrzykach świat maleje w zatrważającym tempie, ale na szczęście uciekamy, zanim całkiem nas tam zamknie ;p. Na koniec dwie przęłęcze - Wyżna ma ponad 700 m n.p.m. Podjazd na nią prowadzi niedaleko Połoniny Caryńskiej, co wcale nie oznacza ładnych widoków. Dopiero na parkingu roztacza się na nią widok, pięknie skąpaną w zachodzącym słońcu ;).





Chwila wygłupów i trzeba sypać, bo nas noc zdybie na zadupiu, jakże pięknym, ale jednak zadupiu. Krótki zjazd i tym razem ładne serpentynki, któr przypominają mi Leśnicę, tyle, że tam ładniej, no i za dnia.


Caryńska, jeszcze ją widać.


Na szcycie niebo płonie pięknymi barwami ;).

Bieszczady to kraina serpentyn, tutaj nie ma większej góry bez tego. I dobrze! Pasuje mi to, cieszy mnie to i do zdjęć się nadaje, a po za tym pierwszy raz tak blisko połoniny na kołach ;). Oj ciężko dziś było.

Dzięki xD

< Dzień poprzedni Dzień następny >

"Magura to płaska góra"

Środa, 30 czerwca 2010 · Komentarze(0)


Na początek uderzenie na Krzyż w Ropicy, ale drogą od wodociągów. Oj stromo tam, nie wiem czy stromiej niż drugim podjazdem, ale takie nachylenie chyba dłużej trzyma, no i nie ma cienia ;).


Spojrzenie wstecz ;).


Końcówka.


Odpoczynek na szczycie.

Chwile później spotykam Tomka, na pięknej niebiesko - karbonowej Orbei. W trakcie interesującej rozmowy o tym i tamtym, dojeżdżamy na Magure, mijając powoli kolejne podjazdy. W sumie nawet się ciesze, że wolno jechaliśmy, trochę mięśnie się zregenerowały.

Na zjeździe spotykam Aniasza, więc na dole żegnam się z Tomkiem i z powrotem na górę ;). Czekamy na Kingę, która dziś tu trenuje. Potem zjazd i podjazd z od strony Gładyszowa i ładnym tempem z Aniaszem do domu ;).
Jak to mówi stare, ludowe przysłowie: "Magura to płaska góra". Dziś zdobywam ją ze wszystkich stron szosą ;).

Dzieki xD

Wysowa

Czwartek, 17 czerwca 2010 · Komentarze(4)
Kategoria >50 km, >70 km/h
Plany jak to plany... Lubią się nie spełniać...
Wreszcie trzeba było gdzieś ruszyć dupsko, bo na razie marnie!



Praktycznie przez całą trasę towarzyszyły piękne widoki, zaczęło się w Gładyszowie:


Przełęcz na luzie, coś między 11 a 12 minut. Jechałem sam, więc postanowiłem, że zrobię to na co nigdy nie mam czasu w grupie, czyli foto pięknej cerkwii w Kwiatoniu. Jak na złość, słońce zaszło z chmury i zdjęcia nie nadają się do publikacji ;). Na rondzie w Uściu pada na Wysową, gdzie rzadko bywam, bo prowadzi tam 10 km niezbyt ciekawej drogi. Dzisiaj jednak miło mnie zaskoczyła:





Skoro już dojechałem, to żeby nie musieć za szybko wracać, obadałem różne zakamarki, m.in. podjazd do domków "Zacisze" (najlepszy rajd gimnazjum) i Biawenę, dość rozpoznawalny dom wypoczynkowy, pięknie położony na wzgórzu, posiada chyba wyciąg narciarski.




Krótki odpoczynek wśród modrzewi, widok na Wysową spod Biaweny.

Stamtąd udałem się do dziwnie rozkopanego parku zdrojowego, gdzie podziwiałem dom zdrojowy:




Chwilę później spotkałem Józefa, który towarzyszył mi aż do Bielanki. Dzięki wielkie, świetnie się jechało!
Komu w drogę, temu rower. Ruszyłem szybko tempem (bo w dół rzeki) do Uścia i zanim tam dojechałem to skręciłem na podjazd pod Czarną. Oj końcówka ostra! Ale skoro chodza tam +80 km/h (w porywach do 86,5 km/h) to gdzieś to muszą wykręcać. Foty ze szczytu:


Wiernie towarzysz przez całą drogą przy drodze ;)



Kolejnym podjazdem na trasie jest Tania Góra. tym razem wchodzi łatwo, chociaż na decydującej ścianie zmęczenie daje o sobie znać i pęka niezbyt magiczna granica 10 km/h. Zachód na wysokości ściany płaczu:



A tu "nad" Wawrzką.

Znowu tylko 76 km/h (70 km/h przekroczyłem 2-3 razy), no ale w lesie ciemno i jakoś nie mogę spamiętać gdzie i jak cisnąć ;). Na drugiej długiej prostej wchodzę po wewnętrznej ścinając zakręt, bo drugą stronę zajęły jakieś panienki, a dzwonka niet... Pozdrowienia dla nich!

Z Łosia do Bielanki dość poszło i potem mnie lub więcej w dół i sweet home alabama ;).

W ogóle miałem wrażenie, że cały czas wiatr w plecy ;)

A na koniec pamiątkowa fota Józefa, który towarzyszył od Wysowej:

Troszkę zaciąga siarką, ale nie szkodzi, zimny chłodny Józef Ci pomoże ;p!
Przy okazji może pare słów na temat Wysowej - Zdrój. Wieś założono w II poł. XIV wieku. W parku zdrojowym znajdują się ogólnodostępne ujęcia wód mineralnych (solanki) Aleksandra, Franciszek, Józef I oraz płatne i dostępne w nowej pijalni wód (zob. Pijalnia Wód Mineralnych w Wysowej-Zdroju): Henryk Józef II, Słone. Z miejscowej rozlewni pochodzi woda mineralna Wysowianka i wody lecznicze Franciszek, Henryk i Józef.

photos

Freedom

Niedziela, 13 czerwca 2010 · Komentarze(8)
Kategoria >50 km, z Tomkiem
W nocy wróciłem z centralnego etapu ogólnopolskiej Olimpiady Losy Żołnierza i Dzieje Oręża Polskiego: od Cedyni do Orszy". 12 miejsce na 41 zawodników, więc nie jest źle - brakło szczęścia (tj. trafienia na to o co akurat zapytali + przewaga doświadczenia niektórych zawodników). Świetni ludzie, pogoda upalna, niezapomniane, "potogenne" przejazdy MZK, trzeba to kiedyś powtórzyć!
W stolicy nie obyło się bez kolarstwa, oto parking przed Centralna Biblioteką Wojskową:









To chyba dla zrównoważenia lusterka, lampek z drugiej strony...


What's that?!

Ale do rzeczy. Konkurs za mną, jeszcze 4 dni szkoły, ale wolność już się zaczęła.


Małe nieporozumienia z Tomkiem i trochę nadprogramowych km. Od Stróżówki śmigamy razem. Do Ciężkowic mniej lub bardziej pod wiatr. Zjazd do Bobowej dziurawy, przy 60 km/h blokuje mnie bus, Tomek siada mu na koło i wyciąga te 7 dych. Nie wiedział jaki jest stan nawierzchni ;p. Na rynek do Ciężkowic wcześniejszym zjazdem. Od tego podjazdu zaczyna się ogień na hopach. Z zanotowanych danych: na jednej trzymałem pod górę 33 km/h, a w Gorlicach na światła na Stróżowskiej nawet 35 km/h.
Średnia mimo tego słaba, ale na połowie trasy asfalt był tak tragiczny, że na zjazdach nie nadrabialiśmy czasu straconego pod górę, na zmiany tez opcji nie było...

Dzięki, było ostro xD

P.S. Jak to dziwnie nie dodać ptaszka przy kategorii +70 km/h, dawno tego nie grali :D. Prędkość maksymalna taka, że wstyd dodawać ;).
P.S.2 Zerwana jezdnia przed Zborowicami:

korona klimkówki

Niedziela, 6 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Woda opadła, w miarę posprzątane, życie powoli wraca do normy... Dzień po wielkiej wodzie.

Tą traskę można by nazwać koroną Klimkówki - wszystkie najtrudniejsze podjazdy w okolicy, brakło mi tam tylko Czarnej, jak któryś pominąłem to niech krzyczy ;).



Przed pięcioma dniami nicnierobienia w drogę wybrał się ze mną dudek. Mieliśmy mało czasu, więc do Ropy staraliśmy zrobić dobry czas, żeby mieć co tracić na podjazdach ;). Udało się - średnia ponad 35 km/h.

Wawrzka wchodzi ładnie, jedziemy równo 14-15 km/h. Bez szaleństw, bo dziś czekało nas mnóstwo gór. Wszędzie obecne ślady powodzi:


Końcówka bardzo malownicza:




Widok na Łosie:


Zjazd stromy, ale kręty i przez wioskę, na dodatek na samym końcu oberwana droga. Pod Tanią Górę, od połowy straszna piła, testuje możliwości mojego stroju (jednoczęściowy) - zamek sięga pępka ;p. Dziurawy asfalt też nie zachęca. Zjazd po dywanie, mój pierwszy w tą stronę, także zachowuję umiar i nie przesadzam z prędkościami - coś ponad 76 km/h. W Łosiu odwiedzam koleżankę - powodziankę i decydujemy się na przejście ścieżką ponad tamą. dudek oczywiście śmiga scottem po terenie (treking bez amora), ja ide z amorem, nie mam takiej równowagi jak on, wolę nie ryzykować ;).

dwa hdr-y:

Tama w Łosiu, słabo wyszło, ale jedynie zdjęcie tamy jakie mam ;).


Klimkówka.

Hopki na jeziorem mocno, postój pod centrum w Uściu i ruszamy na oderne. Ciężki podjazd, chociażby dlatego, że w dół idzie się grubo ponad 80 km/h ;). Tomuś oczywiście nie byłby sobą gdyby nie jego cyrkowe sztuczki:

Podobno tak się łatwiej podjeżdża ;p.

Które kończą się czasem tak:

Akurat robiłem zdjęcie jeziora jak jeszcze leżał ;p.

Widoczki towarzyszyły nam tam nieziemskie ;):

Jezioro z drugiej strony.



Do Kunkowej vmax wycieczki, odpuściłem przy znaku ograniczenie do 60 km/h ;p, przed ostatnią prostą bo nie wiedziałem, czy na mostku nie będzie full piasku. Pod Leszczyny kolejna piła dnia. Na zjeździe do Bielanki, złożony osiągam 70 km/h jeszcze przed znakiem skrętu na Łosie, potem ~72 km/h. Do domu już bardzo szybko cały z biegiem rzeki.

Dzięki xD


not much more