Wpisy archiwalne w kategorii

>50 km

Dystans całkowity:3954.62 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:166:23
Średnia prędkość:23.77 km/h
Maksymalna prędkość:89.02 km/h
Liczba aktywności:57
Średnio na aktywność:69.38 km i 2h 55m
Więcej statystyk

sweet home Izby

Środa, 11 maja 2011 · Komentarze(5)
Kategoria >50 km
[*] Wouter Weylandt [*]

Z powodu tego wypadku zrezygnowałem z jazdy przez Uście, chociaż warunki były dobre na dużą prędkość, ale jakoś nie miałem nastroju do szaleństw.

Trasa:


Podążyłem do moich ulubionych Izb, dojeżdżając jednak do Ropy zdecydowałem sprawdzić podjazd wiodący na Suchy Wierch. Nachylenie masakryczne, prawie 2 km, nie wiem ile mogło być - czy 20 czy 30 %, nie mam czym zmierzyć, ale umęczyłem się niewąsko - jeden z najgorszych jakie w życiu podjeżdżałem.


To ta cienka linia, ponad tym domem z lewej.


Początek mordęgi.


Trochę wyżej.


Spojrzenie wstecz na Chełm, Ropę i podjazd do Wawrzki, którym potem jechałem.




Widok na Ropską Górę, z tej perspektywy jest większa niż mi się wydawało ;).


Widok na Maślaną ze szczytu podjazdu.



Zjazd nielepszy, pełno syfu na asfalcie, podjazd do Wawrzki wydaje mi się łatwy przy tym co przed chwilę się wytaczałem.



Aż do Izb pomaga mi wiatr, i ciężki odcinek w górę rzeki mija na podziwianiu widoków. Mosty naprawiają, chociaż asfalt jeszcze niewylany.




To był pierwszy widok uwieczniony przeze mnie jako HDR, rok temu, dziś nieco lepiej to wyszło.

Izby:







W Banicy oczywiście piekielna ścianka nad cerkwią:


Jeśli tego zdjęcia nie pokazują podjazd w Ropie jest jeszcze bardziej stromy.


Jeden z moich ulubionych widoków - Lackowa, Banica i Izby ;).


Czemu ten dom ktoś tu zbudował :(! Swoją drogą ładne ma widoki z okna...

Dalsza trasa już łatwiejsza. Przed Berestem stawiam świeczkę nad licznikiem Mateusza i śmigam na Berest. Stamtąd ciągły wiatr do Grybowa, ale jest w dół, więc jakoś to przepycham. Ropska też jakoś wchodzi, na zjeździe boczny wiatr, próba złożenia kończy się, nie nie wyłożeniem, a rozłożeniem do pozycji normalnej. Na dole robią mostek. Droga przez Ropicę - męka - wiatr + debile na drogach, ale byłem zbyt zmęczony żeby dzwonić na 112. Następnym razem - no mercy - niech się nauczą co to metr przy wyprzedzaniu.


klik

krótkie odprężenie

Wtorek, 3 maja 2011 · Komentarze(2)
Kategoria >50 km, z Maćkiem
Jeszcze tylko matury i już zupełnie sezon się zacznie, tymczasem łatwa trasa na jakieś rozkręcenie i odprężenie przed jutrem (nie wiem czemu matura to egzamin dojrzałości - nawet niedojrzałe osoby mogą go dobrze zdać :P)



Traskę machnąłem razem z Maćkiem. Generalnie pod wiatr, albo czołowy albo boczny - tylko od Folusza, ostatnie 20 km, prawie cały czas z wiaterkiem.

Nieprzyjemna sytuacja w Skołyszynie, jakaś paniusia prawie potrąca Maćka Skodą i jeszcze jej się coś nie podoba - miało to miejsce na wysokości wysepki - z drugiej strony dziury po kolana, a ona się pcha, bo myśli, że wszystko wolno, a rowerzysta nic nie znaczy.

Za Dębowcem w końcu wychodzi słońce i towarzyszy, aż do końca.

Jasło - vśr 30 km/h
Folusz - vśr 27 km/h
Gorlice - vśr 28 km/h

Syfilis

Sobota, 16 kwietnia 2011 · Komentarze(3)
Kategoria >50 km, >70 km/h
Trasa standardowa, klasyczna i tym podobne określenia.



Syfilisem można nazwać łatanie dziur na Magurze - lepiej było jak ich nie łatali i sobie były. Teraz droga w obie strony zapaprana żwirem - nie polecam serpentyn z czymś takim.

Droga na odcinku Gładyszów - Smerekowiec jeszcze bardziej dziurawa o ile to w ogóle możliwe.

Od Uścia pod wiatr, hopki nad jeziorem jakoś weszły. Ogólnie jechało się nawet nawet, chociaż Od Ropy nogi jak z waty. I jeszcze jakiś czas tak pozostanie.

Tartak w Uściu Gorlickim:



Pierwsze śliwki robaczywki

Sobota, 2 kwietnia 2011 · Komentarze(7)
Kategoria >50 km
Tytuł miał być na początku: "Matura to bzdura", no ale ostatecznie po dzisiejszych jazach postanowiłem go zmienić ;). Trasa została nie zrealizowana, ze 120 km zrobiło się 80, bo i tak tych 120 bym nie zrobił.



Forma jak się okazuje denna, dodatkowo niezwykle strome podjazdy do Bruśnika i do Jamnej skłoniły mnie do skrócenia trasy i wcześniejszego powrotu. Teraz wszystko mnie boli, a zwłaszcza plecy, które chyba przyzwyczajają się do niższej pozycji :D. Podjazd pod przekaźnik, po serpentynach ze Zborowic jadąc z powrotem z trzema przystankami... Oj ta matura to bzdura...
Po zmianie asfaltu w Zborowicach na serpentynach chyba stromiej, a na pewno lepiej, w zakręty można 40-50 km/h wchodzić ;).

Pare migawek z trasy:


Bruśnik hop do góry.


Przed finałową ścianką Bruśnika.


A oto i ona.



Podjazd do Jamnej w tym stylu co ten powyżej - stromo, stromo i wcale niekrótko.


Wracając do Kąśnych.


Kąśna Dolna

Do zobaczenia może za tydzień :).

Dolinka Białej

Sobota, 13 listopada 2010 · Komentarze(1)
Kategoria >50 km


Aż trudno uwierzyć, że mamy listopad ;).
Miało być nieco dalej, ale chciałem zobaczyć "szanownego" prezesa Kaczyńskiego na żywo, żeby nie krytykować kogoś, jeśli się go nie wysłuchało. I co? Nie damy krzyża, bo tu jest Polska, czyli stare śpiewki z Krakowskiego Przedmieścia plus zwyczajna kiełbasa, która niby ma być innowacyjna i lepsza od tych pozostałych, czyli to co mówią wszyscy. No i średnia wieku na sali 50-60, 70% mohery Ale nie o tym miała być mowa...

Do Grybowa leciałem pod wiatr, więc było opornie, podjazd na Ropską nawet nieźle. Doliną Białej w dół rzeki, wiatr raz przeszkadzał, raz pomagał, ale źle nie było, szczególnie na samym początku i końcu. Rozdziewiczyłem nową nawierzchnię w Zborowicach na serpentynach, miło, miło, choć raz musiałem zejść z roweru przy ruchu wahadłowym i ustąpić staczającym się tirom (niestety w tamtym miejscu drugi pas był doszczętnie rozryty). Zjazd z Sędziszowej do Siedlisk masakra - huragan + tiry = taniec po asfalcie, nawet przy niskiej prędkości rzędu 50 km/h. I tak było na każdym większym zjeździe, gdzie nie wiało idealnie w plecy. W Łużnej coś osłabłem (chyba słabe śniadanie), mała rundka przez Zagórzany i do pana demagoga Jarosława.


Grybów z Rospkiej.


Gnane wiatrem chmury, widok z Sędziszowej.

Ciekawie miałem spotkanie w Szymbarku. Prawie ;). Otóż jadąc na początek kolejki w ruchu wahadłowym, minąłem rowerzystę. Zauważyłem go w ostatniej chwili i pojechałem dalej. Trochę się śpieszyłem, więc postanowiłem nie czekać i po zmianie świateł ostro ruszyłem. A szkoda, bo okazał się to być transatlantyk. Pozdrawiam serdecznie, może następnym razem uda się porozmawiać i przejechać pare km ;).

< alt="" src="

lokalny przymrozek

Czwartek, 14 października 2010 · Komentarze(1)
Kategoria >50 km
Dziś pierwsze spotkanie w polu z panem Mrozkiem ;). Trasa jego treningowa:



Ja bez formy, jeżdżę z reguralnością nie powiem czego, także mimo przewagi sprzętowej (na asfalcie - on jechał na góralu), mniej więcej równym tempem docieraliśmy na górki. Tylko kawałek po terenie odpuściłem, bo szkoda mi roweru na wertepy.

Podjazd w Bartnem robi wrażenie - baaaardzo stromo ;).


Cerkiew po drodze.


Szczyt szutrowo - kamienistego podjazdu.

Dzięki xD

Dystans wycieczki + dojazd, gdzieś z tygodnia (8,22 km).

Krzywa

Środa, 6 października 2010 · Komentarze(2)
Kategoria >50 km


Runda pod wiatr i bez wiatru w okolice Magury z Arkiem. Pod koniec Pętnej odcina mi prąd, ale jakoś się w sobie zbieram, Arek musiał chwilę zaczekać. W Krzywej odrodzenie, pod Magurę podjeżdża mi się za to bardzo dobrze, na koniec sprint i jest po sprawie. Na szczycie dołącza do nas brat Arka i po zmianach niestety, bez wiatru docieramy do domu ;).

Pare kadrów z Krzywej:




Z ostatniego wypadu na Górę Cmentarną

Co się odwlecze to nie uciecze

Niedziela, 26 września 2010 · Komentarze(3)
Doszło do historycznego spotkanie na szczycie, przy podejściu nr 2. Razem z Maćkiem wyciągnęliśmy Arka na małe przetoczenie się ;).



Bez większych kłopotów ruszamy z Grosaru, mocnym tempem zdobywamy Bielankę, przed szczytem Maciek próbuje zrobić ze mnie bałwana i wykorzystać to przy ataku, ale wykrywam nikczemny podstęp i sam ruszam. Idziemy łeb w łeb i nagle hamulec bo dziura po pachy na mojej drodze. Zjazd do Leszczyn dosyć odważnie, hamulec tylko w newralgicznych punktach. Mam wrażenie, że asfalt nieco się pogorszył ostatnio... Podjazd nad Kunkową spokojnie, zjazd w sumie też, bo ognia dajemy z Maćkiem dopiero na długiej prostej. Niestety przed nią musimy zahamować na zakręcie bo wyskakuje BMW. Mijam na pełnej piździe Arka i znów za wcześnie przestaję dokręcać z uwagi na zakręt. A prawda jest taka, że zwalniać nie trzeba w ogóle i dziś o tym się przekonałem. Dalsza jazda - mocno po zmianach - Magura razem i ogień do Gorlic. Z Magury pewnie koło 75 km/h, wyprzedzamy jakiś dobry samochód, który nawet nie stara się nas gonić... Dziwnie tak :D. Ciągniemy z Maćkiem 38-53 km/h, była moc.
W Gorlicach niecodzienna sytuacja - spod szpitala wyjeżdża karetka, a my but za nią. Pod Dukatem lecimy prosto za nią, z pominięciem wysepki, na światłach wszystkie samochody usuwają się przed nami (karetka ominęła zator statoilem) :D. Dobrze, że nie dostaliśmy mandatu za nielegalne wykorzystanie koguta :D.

Dzięki panowie xD

VIII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca: Ogień o poranku

Niedziela, 19 września 2010 · Komentarze(3)
Po wczorajszej nocce, która zleciała na grach rozmowach w pokoju nr 13, ciężko było się zerwać przed 6. Śniadanie i po 3 km od razu mocny akcent, czyli przełęcz Hałbowska. Ruszamy we trzech: ja, Maciej i Mateusz - nutella. Poniższe zdjęcie powinno wyjaśnić przyczynę takiego przezwiska:


Jeszcze w Kotaniu.

Od razu idzie mocne tempo, pierwszy km (nachylenie 3,3%) lecimy ponad 20 km/h, na drugim na czoło wychodzi Maciek i prowadzi przez następne, coraz stromsze (6,7% i 8%), cały czas koło 14-16 km/h. Na końcowych zakrętach staje i zostawia nas kilkanaście metrów, oj dziś nie było siły na niego ;). Zjazd do Kątów beznadziejny, ciężko 60 km/h wykręcić. W Żmigrodzie przychodzi czas ma różaniec i pamiątkowe zdjęcia. Wpada też dudek i Monika ;).






Godło na dzwonnicy kościoła.

Potem masakryczny odcinek główną na Jasło - jazda jeden za drugim, hamowanie pod górę i w dół, szczęśliwi wszyscy dojechali w jednym kawałku. Podjazd do sanktuarium razem z pieszą i rozkładamy się na naszej górce koło kalwarii ;). W połowie mszy dojeżdża Patryk.


Z Ewką i Kasią. Przepraszam za mój karygodny negliż.




I zaczyna się...


Więcej grzechów nie pamiętam...


maleńki odpuścik...


W czasie komunii nasza górka opustoszała, chyba się wszyscy ładnie wyspowiadali ;p...

Dojazd do Gorlic to osobna historia, ale z ciekawszych momentów, nie udał się kawał na Rozboju, tylko jedna osoba się nabrała, a to za mało o TRZY ;p!

Co mogę napisać? Było tak jak przed rokiem, SUPER! Spotkanie z nowymi, jak i znanymi już sprzed roku ludźmi, to jest to! Piękne widoki, odludne miejsca... Możliwość bycia bliżej Boga, robiąc to co lubię. Podziękowania należą się zwłaszcza Patrykowi i dziewczynom przygotowującym codziennie przez te 4 dni jedzenie, zupełnie za darmo :). Do zobaczenia za rok!

Jeśli kogoś mój opis "natchnie", aby spróbować za rok, zapraszam na:
stronę pielgrzymki (nowa, lepsza jest w budowie).
lub na konto na facebooku.

Dzięki xD



Więcej zdjęć na picassie.

< Dzień poprzedni

VIII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca: Spodziewana niespodzianka

Sobota, 18 września 2010 · Komentarze(0)
Czekałem na ten dzień, nie ze względu na asfalt, który w 70% jest dziś gorzej niż tragiczny, ale na możliwość przejechania odcinka Krempna - Grab. Cóż za widoki, cóż za cisza i spokój, cóż za dziury!

Rano pod salą, która w nocy przestała stać dla mnie otworem rozdzielamy się, tradycyjnie po mszy i śniadaniu z grupą górską i ruszamy w trasę.


Kinia z górskiej ;).

Po wczorajszym ciężkim dniu niektórzy z górskiej postanowili odpocząć nieco na szosowej, tak jak uczyniła, to (ta po lewej) Asia ;).



Mijamy kawałek szosy do Barwinka i lecimy między dziurami do Polan przez Mszanę. Długi, łagodny podjazd umilają piękne widoki:



Na szczycie następuje długa przerwa, bo część osób chce skoczyć do Olchowca, gdzie jest cerkiew, która jest warta zobaczenia, ze względu na mostek do niej prowadzący ;p. Ja tam już byłem w zeszłym roku, więc szkoda kół na taki asfalt.


Na szczycie.

Zjazd to po prostu poezja. Po 300 m przypominam sobie o kasku zostawionym na szczycie, więc but na górę. 500 m dywanu i dziura na dziurze. A potem do Krempnej znów dywan. Ktoś miał naprawdę zabawne poczucie humoru...



Tu wpada spodziewany (tylko przeze mnie) Maciej, który podejmuje próbę dojechania do końca razem z nami ;).
Tam następuje kolejna długa uczta pod sklepem i życiowa decyzja. Prosto na Kotań 1,5 km, ew. 15 gładkim asfalcikiem, czy długi podjazd przez Żydowskie, po dziurskach po kolana z przepięknymi widokami. Wybór raczej oczywisty ;). Co ciekawe miejscowości Żydowskie wcale nie ma, choć na mapach figuruje. Wg. wikipedii praktycznie zaludniona, żadnych domów się nie mija.

I właśnie za to lubię tą drogę. Ni żywego ducha, ni samochodu, nic... I ten pokryty już jesiennymi liśćmi asfalt. Asfalt, który sprawia wrażenia, jakby się wtapiał całkowicie w krajobraz. Te dziury... Tak jakby drogowcy od razu je tu położyli - nie jestem w stanie sobie wyobrazić w tym miejscu dywanu.


Przyjaciel spod sklepu.


Asia omija liście (czyli dziury pod nimi ukryte).


Nawierzchnia sprawia wrażenie nieco zaniedbanej...






Chyba jedyny podjazd pokonany w miarę razem ;P.









Najpiękniejszy odcinek całej pielgrzymki jak dla mnie... Ale i bardzo gumowy, w sumie dwie:



Końcowa ścianka z widokiem na przełęcz Beskid.

Na dole, pod sklepem, dla chętnych jest podjazd na przełęcz Beskid - stroma, dywanowa ścianka na granicę. Ruszamy w składzie ja, Maciek i Domi. Zjazd rozgrywam taktycznie i wyciągam prawie 84 km/h. Nasza kobieta pobija swój rekord - 73 km/h, jest moc. Dalszy odcinek w dół doliny rzeki pokonujemy całą grupą ;).


Dziki Zachód w Grabiu.


Arcydzieło w dziedzinie produkcji mostków szosowych.


Zachód w Kotaniu.

Dzisiejszy dzień zdecydowanie najlepszy - goście, goście, piękne widoki, zwłaszcza druga część dnia, ogień z Beskidu, gumy w lesie i POGODA ;p!

Dzięki xD



< Dzień poprzedni Dzień następny >