Wpisy archiwalne w kategorii

>50 km

Dystans całkowity:3954.62 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:166:23
Średnia prędkość:23.77 km/h
Maksymalna prędkość:89.02 km/h
Liczba aktywności:57
Średnio na aktywność:69.38 km i 2h 55m
Więcej statystyk

Jesień w Beskidzie Niskim

Sobota, 31 października 2009 · Komentarze(7)
Kategoria >50 km, >70 km/h

Vmax z poprzedniej wycieczki - ostro było :D.

Dziś chciałem zaliczyć dwa najszybsze zjazdy w okolicy, czyli Oderne + Czarna. Plany jednak z różnych przyczyn zmieniły się i zamiast z Kingą pojechałem sam :(.

Przez całą trasę duże górki, jesiennie kolory zapierają dech w piersi ;). Obadałem nieznaną mi drogę, z Bielanki do Nowicy - w połowie asfalt i w połowie nawet dość przyjemny szuter. Ciekawy moment przeżyłem w Nowicy, gdy chciałem pojechać przez dwa grzbiety do Odernego i zjechać najszybszym zjazdem w okolicy do Uścia. Na samym początku zauważyłem dwa koniki - jeden pasł się na trawie, drugi na asfalcie ;/. Droga wąska, a nie wiem jak się taki kuń może zachować więc wolałem się wycofać. Długi podjazd pod Przełęcz Małastwoską dał w kość. Na hopce tuż przed znakiem "gmina Uście Gorlickie" ustanawiam rekord prędkości tej wycieczki - 73,48 km/h - nie wiedziałem, że tyle można tu wycisnąć - zwykle prędkości zamykały się w około 65 km/h.

Musiałem zrezygnować z Czarnej, innym razem i mam nadzieje w towarzystwie :). Dwa ostatnie podjazdy - Oderne i Leszczyny - Bielanka wycisnęły ze mnie siły, ciężko się jedzie, nawet w tak malowniczej scenerii - tu najbardziej brakowało mi aparatu.

Dwa spore zjazdy Kunkowa i Bielanka - wyszły słabo, myślałem, że na którymś z nich pojadę szybciej dzisiaj. Bielanka jest niebezpieczna ze względu na wyboje i ostry zakręt na końcu, Kunkowa jest okej, ale dzisiaj brakło chyba sił.

W sumie na 15 km zrobiłem ponad 40 zdjęć - nie jest źle, ale ta rozładowana bateria mnie dobiła ;/.




Dwujęzyczne, polskie i łemkowskie tablice.




Bielanka.



Na tym zdjęciu początek podjazdu w Bielance ;).


Tamtędy jeszcze nie jechałem :D.










Nowica.

Na koniec panoramy:


Widok z podjazdu w Bielance na północ.


Widok ze szczytu podjazdu z Łosia :)

Niewiele więcej zdjęć tutaj ;).

Zapraszam również tutaj - trochę zdjęć jesienno - pierwszolistopadowych klimatów z wypadu z kumplem na okoliczne cmentarze i do parku ;).

Znowu ten cholerny but... ;/

Piątek, 23 października 2009 · Komentarze(6)
W końcu znalazł się czas, aby coś pojeździć :). Z braku jazdy miało być lajtowo i krótko, a wyszło nawet fajnie, chociaż zakończenie najgorsze z możliwych ;/.

Ale od początku. Najpierw wpadłem na pomysł podjechania na Krzyż w Ropicy. Największa piła podjazd w okolicy, ponad 20%, jak nie coś pod 30 %. Weszło prawie bez stawania, ciężko niesamowicie, najbardziej stromy fragment, na dwójce na stojąco. Prawie, bo zatrzymałem się, widząc małą żmiję na drodze. Nie żebym się bał, ale zdjęcie wypadało zrobić ;). Oczywiście bezpieczna odległość + zoom i są jakieś tam zdjęcia. Bardziej się bała stukotu butów, nie wiem czy zwracał uwagę na aparat. W każdym razie była maleńka, respekt zachowałem :D. Na Krzyżu niedługo, bo wiało okrutnie. W sumie jesień już nie tak ładna jak niedawno (to pewnie przez pogodę). Kolorowe liście na drzewach bez słońca to nie to samo...

Zjazd masakryczny - miałem tu kiedyś wypadek (żwir na zakręcie). Nie dość, że wąsko to w lesie i nic nie widać. A na koniec zakręt ciasny jak toitoi (mam na myśli przy prędkości, jaką można by uzyskać, gdyby się rozpędzić na ile zjazd pozwala, czyli podejrzewam, że grubo ponad 80 km/h). Klamki do spodu, a i tak dochodziłem do 40 km/h. Troszkę nie wiedziałem co ze sobą zrobić - chciałem pojechać do Bystrej, ale droga zablokowana, a ja się tam przez jakieś błoto pchać nie będę :D. Bez celu pojechałem do Zagórzan a potem do Moszczenicy, chcąc sprawdzić ta drogę, jechałem nią tylko raz. I tu wpadłem na pomysł pętli przez Ciężkowice. Miałem niewiele czasu - 2 godziny, ale obliczyłem, że zdążę na basen na 18,45. Na odcinku do Staszkówki asfalt niezły, potem kiepski i potem znów okej. Zaskoczyło mnie to, gdyż kiedyś był znacznie gorszy. Brak światła powodował, że zdjęcia wychodziły niezbyt ciekawe ;/. Nie stawałem nawet w Ciężkowicach, tylko śmigam dalej bo czas goni. Podjazd w Zborowicach obfociłem jak się tylko dało, strasznie mi się te serpentyny podobają, jechałem nimi nawet nocą :D. Potem zjazd w Sędziszowej mocno, choć na zmęczeniu - 74,85 km/h. Myślę sobie - będzie co wpisać w vmax na bikestats - prędkość niezła, w stosunku do sprzętu. Wtaczam się powoli na kolejny podjeździk, a tu milutka niespodzianka - od strony Bobowej jedzie laweta na kilknaście aut (nie wiem jak to dobrze opisać - ciężarówka z naczepą - wchodzą na samochody, ta była pusta). Siadam na koło, a, że z tego miejsca droga do Łużnej opada dosyć miło - przez chyba 3 minuty jade ponad 70 km/h, osiągając przez pare sekund nawet 80 km/. Niestety, byłem w niejako szoku takiego prezentu w postaci takiego pojazdu w takim miejscu, że nie złożyłem się za odjeżdżającą ciężarówką i odjechała ;p. Może mogłem szybciej pedałować? Po za tym nigdy nie musiałem się składać za pojazdami... Nieważne! Jest w końcu ta 80 i trzeba się cieszyć. Łużną przejeżdżam wolno, jadę o jednym bananie. I to by było na tyle ;).

Niestety to był żart. W Moszczenicy zjebał mi się but ;/! Po raz trzeci ten sam ;/. Daje do reklamacji, bo już mam tego dość. Za tyle pieniędzy się psuje po 3 miesiącach trzy razy, a śrubki zastępcze nie pomagają ;/. Zepsuło to całą wycieczkę, ale po za tym było naprawdę przyjemnie ;).


Początek właściwego podjazdu pod Krzyż, zdjęcie nie oddaje stromizny.



Żmija ;).


Gorlice.


Brzózki w jesiennych kolorach ;).


Kapliczka przed Ciężkowicami.


Widok z drogi W Staszkówce - sąsiedni grzbiet.


Druga serpentyna widziana z pierwszej :).



click for more

Ustawka szosowców

Niedziela, 4 października 2009 · Komentarze(1)
Kategoria >50 km, z Tomkiem
Dostaliśmy cynk, że każdej niedzieli na Grosarze zbierają się okoliczni szosowcy :). Trzeba było odwiedzić towarzystwo. Zebrało się nas aż siedmiu, Daniel niestety nie dojechał na czas.

Od początku mocno, ale z wiatrem więc nie było źle. Do Biecza ciągnęliśmy razem z kolegą na Kellysie :). Nawrót biecką autostradą i przez miasto do Korczyny - tu zaczęło ostro wiać po twarzy. Pierwszy podjazd - mocne tempo, i zostałem parenaście metrów z tyłu. Tomek daje rade... Potem to już pagóreczki w Wójtowej, Lipinkach, Kobylance, w tym podjazd na Rozbój - ciężko było z nimi na podjazdach. W końcu rozjeżdżamy się do domów, ja zostaje jeszcze raz w tyle, z powodu zmęczenia i systemu zmieniania prowadzącego, do którego nie byłem przyzwyczajony. W sumie ponad 45 km bez stawania, mocnym tempem - do tego doszło i może przed wszystkim to, że w tygodniu nie ma czasu jeździć i forma znika w oczach.

Za tydzień będzie lepiej (może) :)

Dzięki xD


Na Grosarze w oczekiwaniu na pozostałych :)


W Klęczanach.

VII Górska Pielgrzymka rowerowa z Rzeszowa do Dębowca 2009: Odpustowe zabawy

Niedziela, 20 września 2009 · Komentarze(0)
Pobudka przed 6 i wyjazd o 7. Na sam początek Przełęcz Hałbowska, około połowy podjazdu staje na pedałki i finisz ;). Zjazd ciekawy, po serpentynach, ale niezbyt szybki, do 70 km/h raczej dość bardzo trudno. A tu niespodzianka! Pod górę pedali dudek. Cóż za spotkanie! Niby wiedziałem o tym, ale w trakcie wyjazdu "pielgrzymkowy" nastrój wybił mi to z głowy. Dalej toczymy się wolnym tempem aż do Dębowca i tam zdjęcia grupowe, rozmowy etc., w oczekiwaniu na bliźniaczą pielgrzymkę pieszą. Potem 1:1 i toczymy się przed nimi do sanktuarium i tam uczestniczymy w dłuugiej mszy odpustowej z niestety niezbyt ciekawym kazaniem.

Potem czeka nas 6 - osobowy powrót do Gorlic. Kinga proponuje przyjemną traskę przez Osobnicę i tamtędy też jedziemy, w końcu docierając do Gorlic ;).

Dzięki wielkie, naprawdę było z a j e b i ś c i e!
;*** :)


Rankiem...

Zjeżdżając z Hałbowskiej...


Spodziewana niespodzianka :) Tomek


To było śmiganie xD.


Małe a cieszy :D.


Gruppenfoto :D.


Ciekawy patent


5 minut później xD.


Odpustowa panorama :).



< Dzień poprzedni

VII Górska Pielgrzymka rowerowa z Rzeszowa do Dębowca 2009: Zjazdowe rozczarowanie

Sobota, 19 września 2009 · Komentarze(1)
Ciężko było się zerwać po nocy spędzonej np. w piekarni, ale dało rady. Na początek pagórki do Tylawy, a stamtąd tragicznym asfaltem terenowym do Mszany, gdzie niegdyś spotkaliśmy z Maciejem dudka wracając z Sanoka. Tam dłuuga przerwa z możliwością odwiedzenia Olchowca i ponoć wartej zobaczenia cerkiewki. Ja byłem bardzo chętny ;). Znowu asfalt terenowy, na końcowy km położyli dywanik jedynie. W sumie cerkiew szału nie robiła, za to robiła przemiły mostek obok niej, z kamiennym łukiem i ogólnie był genialny. Potem 3,4 km pod górę czego to się dla cerkwi nie robi ;). Na górze pierwszy ;). Potem tragedyczny zjazd asfaltem terenowym, z ciekawszych rzeczy rozpędzony na kilometrowym dywaniku wpadam na sztywnym w te dziury. Nieźle potrząsło ;). W Krempnej następowała decyzja czy jechać 3 km na nocleg czy 30 km piękną drogą przez Grab. Proste i jasne - pniemy się pod 12 km podjazdu ;). Wcześniej otrzymałem informacje o ściance w Grabie, z której można ostro pocisnąć - nie trzeba było długo zachęcać. Sam podjazd tragiczny nawierzchniowo, stromizna żadna ;). Zjazd szutrowy, dwaj prowadzący na góralach zaszaleli w dół, ja wolałem oszczędzać sprzęt. Spod sklepu ruszamy na granicę na pusto, w grupie chętnych osób- rzeczywiście - prosty stromy dywan i do tego bez wyjazdów, szeroki nic tylko pruć. Na górze chwila przerwy i but w dół. Zanim dojechałem do finałowe ścianki już czułem, że lipa. Wiatr w twarz i poczułem mięśnie rozgrzane nieustannym butowaniem pod wszelkie górki. 74 km/h i mega rozczarowanie ;(. Nawet kolarz na full carbonie wyciągnął ledwie 79 km/h.
Z tego miejsca ruszała dynamiczna grupa. Dwaj prowadzący na wypasionych góralach i paru śmiałków na tempo +35 km/h. Dla mnie to nie było jakieś super niewiadomoco, no ale niektórzy nie wytrzymali, ostatecznie dojechaliśmy we czterech, dałem dwie mocne zmiany ;). Potem jeszcze krótka przejażdżka - full carbon - pięknie się to niesie, aż żal było z rąk wypuszczać ;).


Opuszczając Bieszczady... :)



Wypad do Olchowca ;).


Podjazd do Grabu.


:)



Full carbon...


:)



< Dzień poprzedni Dzień następny >

VII Górska Pielgrzymka rowerowa z Rzeszowa do Dębowca 2009: Bieszczadzkie łąki

Piątek, 18 września 2009 · Komentarze(0)
Dzisiejszy dzień zapowiadał dłuższą jazdę. Ruszyliśmy po 8, leśną drogą w kierunku szosy. Oj tu podjazd był wymagający, ładny %, na finiszu zwycięstwo ;). Następnie długo po płaskim lub lekko pod górę i drugi większy podjazd, nie umywający się jednak do wczorajszych. Dalej wkroczyliśmy w bieszczadzkie łąki - długie i strome hopki wśród morza traw i odległych wzgórz rozerwały grupę. Gdzieś pomyliliśmy drogę, to znowu zdjęcia na wielkiej kopie siana... Było ciekawie ;). Na rozjeździe w Szczawnym czekał mnie zawód - mijaliśmy dokładnie po lewej górę, którą straszyłem dziewczyny przez ostatnie dwa dni, a jednocześnie miejsce które chciałem odwiedzić po raz kolejny, wielka szkoda, podjazd naprawdę ciekawy - i w lesie i w polu, serpentyny, cerkiew, ogólnie full tunning :D. Kolejne km leciały szybko, bo tylko spore hopki w kierunku Jaślisk, bez jakichś długich podjazdów. Dzień bardzo ładny widokowo ;).


Bikerki :D


Mniej więcej w takiej pozycji pokonywałem zjazdy xD. Kosztowało to trochę roboty, czyli licznik na mostek i lampka na linki xD.


Między tymi drzewami jechaliśmy :).


Miły uśmiech i od razu 5 km/h więcej na liczniku ;p.

Dynamiczna grupa zostaje z tylu zabawić się na sianie xD.


Bieszczadzkie łąki ;).


Postój w Rzepedzi :D.


W piekarni w Jaśliskach :D.



< Dzień poprzedni Dzień następny >

VII Górska Pielgrzymka rowerowa z Rzeszowa do Dębowca 2009: Potrójna premia górska

Czwartek, 17 września 2009 · Komentarze(2)
Ruszamy mozolnie rano spod Parafii Motki Bożej Saletyńskiej w Rzeszowie i już pierwsze kilometry zapowiadają charakter jazdy na pielgrzymce: po płaskim się ledwo toczymy, a na długim, aczkolwiek płaskim podjeździe do Przylasek jedziemy prawie z taką samą prędkością jak wcześniej. Tam następuje pierwszy postój i wstępne ustalenia co do jazdy i krótka modlitwa. W końcu jestem na pielgrzymce ;). Dalej kolejna górka w Straszydle, nieco stromsza, ale też cudów nie ma. Po każdym większym podjeździe długa przerwa pod sklepem. Ja to rozumiem bo jedziemy z naprawdę różnymi rowerzystami i pod względem sprzętowym i kondycyjno - wiekowym, ale przerwy były nieco za długie. Nie było za ciepło i pod rozgrzewce marzłem i musiałem ubierać kurtkę. Na leśnej górce za Kąkolówką zapowiedź kolejnych premii górskich, czyli hop na stojąco i kto pierwszy na górze. Tym razem ja ;). Za mną wtoczył się "kolega z niebieskiego Treka", jak się okazało nie był to najlepszy rower tej pielgrzymki, choć takie wrażenie robił. Oczywiście na szczycie przerwa i najkrótszy postój mieli paradoksalnie najwolniejsi... Ruszamy dalej i zatrzymujemy się na niemal godzinną przerwę pod sklepem, ponoć przed 5 - kilometrowym podjazdem. Niektórzy ruszają wcześniej, ja zabieram się z większością peletonu na końcu. Nadal ogień do góry, wyprzedzam towarzystwo i czekam lekko za szczytem razem z szosowcami, którzy wyjechali spod sklepu nieco wcześniej. Ten podjazd pokazał już zacny %, ale widziałem przyjemniejsze ;). Zjazd do Brzozowa pełen zdradliwych zakrętów i dziur, na serpentynie ledwo mijam się z autobusem, biorącym zakręt po całości. Pod willę Jezuitów w Orzechówce zaliczamy ostrą ściankę, na okrzyk pana ze starej kolarki z różową owijką: "Wyrzucać bidony" czołową grupą ruszamy do finiszu na obiad. 1st place :D.


Wyjazd spod kościoła ;).


Pantani ;).


W lasku w Podlasku ;).


Przewodniczący Ząbek i kleryk Kuba na kole i pielgrzymi :D.


Oczojebna kolarka :D.


Jazda na jednym kole + pedałowanie jednym spd, czyli sztuczki cyrkowe Ząbka :D.



Naprawdę zakręcone serpentyny :D.


Pokój dziewczyn...



< Dzień poprzedni Dzień następny >

Zabawy z kolarką czyli Beskid Niski z Yeti

Środa, 9 września 2009 · Komentarze(5)
Kategoria >50 km, sprint, >70 km/h
Ładna pogoda = rower.

Szybki telefon i jedziemy z na zaplanowaną przez Mateusza trasę. Od początku mocne tempo, jak dla mnie szczególnie pod górki. Do Ropy prawie 34 km/h. Szybko przemykamy drogą wzdłuż Klimkówki, na zjeździe do Uścia vmax. Na drodze do Wysowej skręcamy mordując długi podjazd w kierunku Śnietnicy. Dalej jedziemy do Banicy bardzo dziurawą drogą, tzw. asfalt terenowy, od tego momentu jednak nawierzchnia jest znakomita. Do Czyrnej krótka, ale niesamowicie stroma ścianka na szczycie, której podziwiamy panoramę Beskidu Niskiego, z Lackową, najwyższym szczytem po polskiej stronie. Na zjeździe do Piorunki mój towarzysz gubi licznik i niestety pomimo długich poszukiwań zguba nie odnajduje się ;(. Ale on jeszcze wróci! Od Berestu droga praktycznie cały czas opada, tempo szybkie, cały czas powyżej 40 km/h, nierzadko powyżej 50 km/h. Na jednej prostej rozgrywam sprint, rozprowadzany do około 48 km/h, wyskakuje zza pleców i dobijam do 58,7 km/h :D Nowy rekord na płaskim (tam akurat było ;p). Po zdobyciu Ropskiej bez przygód, tylko w Ropicy policja mnie łapie z powodu braku świateł. Mówię im, że zgubiłem i pokazuje pusty uchwyt - skutkuje - każą tylko jechać chodnikiem ;).


Yeti na podjeździe pod Klimkówkę.



W Czyrnej same atrakcje: jest cerkiew, jest i ścianka wspinaczkowa ;).




Beskid Niski - Widać Izby, a to takie duże i zielone to najwyższy szczyt pasma - Lackowa ;p.


Pastuszek się nudził i wyrzeźbił rodziców ;p.


Zachód na Ropskiej.


Mniej więcej ;p.

Dzięki xD


Z okna za dnia ;p


A to w nocy z balkonu ;p

click for more

O suchym pysku

Środa, 2 września 2009 · Komentarze(1)
Kategoria >50 km, >70 km/h
Hmm... Mia być krótka przejażdżka ;p.

Na początek zaatakowałem Bystrą i jej podjazdy. Najpierw ulica Zamkowa (jeszcze Gorlice), zjazd Bystrą (66 km/h) i podjazd pod Bystrą 2 :D. Na szczycie obczaiłem zjazd w inne strony, jednak zdawały się zbyt kręte do pociśnięcia i wybrałem zjazd Bystrą 2. Nastawiałem się oczywiście na nowy rekord vmax. Tak też się stało. 77,76 km/h. Czuję, żę 80 km/h z tej góry jest osiągalne, muszę bardziej się złożyć docisnąć albo złapać wiatr. Powróciłem do Gorlic tą samą drogą i zaliczyłem jeszcze podjazd koło Cmentarnej (strrrromy! :D) i zjechałem pod Kogutka. Stamtąd pojechałem sobie na początku bez celu w stronę Folusza. W czasie jazdy, w okolicy Krygu stwierdziłem, że jak się zepnę to trasa Folusz - Jasło - Gorlice jest osiągalna. Pomknąłem bardzo przyjemną drogą (bo cały czas lekko w dół ;p) i po niedługim czasie osiągnąłem Jasło i jakoś dotoczyłem się do Gorlic. Nie szło od Biecza, bo miałem litr wody, a nic do jedzenie, ani kasy żeby kupić ;/. To mój rekord bez zaopatrzenia, ale nie zamierzam go poprawiać :).

Gorlice - Bystra - Gorlice - Stróżówka - Gorlice - Bednarka - Folusz - Dębowiec - Jasło - Biecz - Gorlice


Niby - panorama z Zamkowej.


Na Golgocie ;).


Panorama - "Przed próbą osiągnięcia prędkości naddźwiękowej" xD.


A to już po ;).


Za krzyżówką w Foluszu.

click for more

Sitnickie kotlety

Wtorek, 28 lipca 2009 · Komentarze(2)
Ostatnio mam dziwny zwyczaj stołowania się wszędzie tylko nie w domu ;)

Domi z Maćkiem wracali z Rzeszowa z nowymi butami, więc miła sprawa wyjechać i tak też zrobiłem. Do Jasła średnia 32 km/h i po nieśpiesznym spotkaniu jedziemy w stronę Biecza. Tempo nieco niższe, z uwagi na sakwy i takie tam różne, ale co tam, przecież nie to się liczy. Przed czy już nawet w, skręcamy do Sitnicy, bo tam właśnie mieszka Dominika ;)
"Chodźcie na taras! Kawa czy herbata?"
Wyszło, że kotlety ;p
Smaczne bardzo, podziękowania dla kucharki, ktokolwiek to był xD
Zasiedzieliśmy się strasznie, a Domi pewnie chciała iść spać więc ruszamy i od początku ostre tempo do Gorlic. Po mieście 40-50 km/h na liczniku. Jest moc xD

Jeden jedyny minus - wyrwało śrubkę w bloku ;/ Miejmy nadzieję, że będą taką mieli w Rowexie. Jak nie pozostaje tylko tokarka Maćka :)

Dzięki za super towarzystwo i świetnie spędzony czas :))
I dzięki tobie, wietrze, żeś sobie dał na wstrzymanie choć raz ;)


Przekąska po kotletach. Maciek i Domi



Nowe SPD Dominiki ;) Świetne.


"Czekajcie! Jeszcze trzy dania!"