Wpisy archiwalne w kategorii

z Maćkiem

Dystans całkowity:6116.52 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:278:24
Średnia prędkość:21.92 km/h
Maksymalna prędkość:83.95 km/h
Liczba aktywności:70
Średnio na aktywność:87.38 km i 4h 05m
Więcej statystyk

Jesienna dolina Popradu

Niedziela, 24 października 2010 · Komentarze(4)


Zakończyć sezon (po raz trzeci chyba) czas zacząć!
Ruszamy o 8 rano podniesieni na duchu prognozami wiatro - pogodowymi. Początek mozolnie, aż do zjazdu z Ropskiej, gdzie halny na plecach pozwala osiągnąć astronomiczne prędkości, jak na zjazd w stronę Grybowa - aż 75-77 km/h.


Grybów i niszczycielska rzeka Biała.

Nawrót na południe i zaczyna się orka do Berestu - toczymy się w zakresie 20-24 km/h - pod górę i wiatr ;). Leśne serpentyny znakomicie jadą się Maćkowi, ja jestem natomiast nieco znużony jazdą - nawet nie podejmuję sprintu ;). Zjazd z Krzyżówki do Krynicy beznadziejny, rzuca nami po całej jezdni. Na dole przerwa na msze ;).



Słońce wychodzi na dobre, wiatr też - początkowe km doliną Popradu nie są łatwe - do Muszyny urywa nam głowy, potem zmieniamy chyba nieco kierunek i jakby nieco lepiej ;).

Dolina, będzie łatwo, z górki - tak pewnie myślą Ci którzy tamtędy nie jechali - niestety są tam liczne hopki szczególnie na początku i dość długi podjazd przed Żegiestowem, który obok rejonu Piwnicznej i Rytra jest najpiękniejszym miejscem tego regionu. Sam Żegiestów jest położony na wysokim brzegu rzeki, budynki są wkomponowane w stok, wygląda to genialnie - szczególnie ten kościółek:



Od tego momentu mamy cały czas w plecy, skończyły się dziwne podmuchy w twarz (mając jednocześnie w plecy...). Trzymamy bezproblemowo 30-37 km/h i droga upływa bardzo przyjemnie na podziwianiu wyniosłych wzgórz w jesiennej szacie.


Nad Popradem, gdzieś przed Piwniczną.


A tu Maciej.

Sama Piwniczna urokliwa, chociaż wolę Krynicę. Podjeżdżamy do darmowego ujęcia Piwniczanki i napełniamy bidony (tzn. ja napełniam, bo mój towarzysz to chyba jakiś gatunek wielbłąda, nic nie pije). Stajemy także na "obiad", który przechodzi do historii chyba na stałe.


Mostek do centrum Piwnicznej z okolic pijalni.


pół dużej bagietki + 2 plasterki polędwicy sopockiej + 2 plasterki sera edamskiego + pół laski kiełbasy wiejskiej :D

Trochę nam tu schodzi, ale to nic, bo od tego momentu halny centralnie w plecy! Po zmianach poniżej 40 km/h schodzimy jedynie na niektórych hopkach, dwa razy dajemy ognia i bez jakichś większych problemów pęka 50 km/h. Do 60 km/h trochę już byłby problem ;p.

Tutaj dopiero są widoki! Słońce za Żegiestowem, nieco przykryte chmurami teraz daje, że tak powiem ognia na maksa i wzgórza prezentują się cudownie.


Osiedle Słoneczny Stok za Piwniczną - Zdrój.


Nasz kumpel, Poprad.

Kolejnym pięknym miejscem jest Rytro, tutaj widziane ze szczytu hopki przed mostem:






Nawet sam most jest bardzo ładny ;).



Aż do Sącza tempo bardzo wysokie, potem mały wyścig z kolesiami na mtb, kilka nerwowych sytuacji w samym mieście no i dojazd do Cieniawy, czyli coś czego nie lubimy. Sama góra też łatwo się nie daje - oj ostatkiem sił, ale poniżej 11-12 km/h na najstromszej końcówce nie schodzimy. Na zjeździe nieco odżywamy. Pod Ropską ja nadaję tempo, kusi mnie sprint, bo siły jakby wracają, ale daje sobie spokój i razem docieramy na szczyt - zjazd niebezpieczny - boczny wiatr i nosi po całym pasie. W Ropie miła niespodzianka - wiatr zmienił kierunek z południowego na zachodni, wskutek czego mamy teraz do domu z wiatrem ;).

Dzięki xD

klik

"najpierw będzie pod górę, a potem podjazd"

Sobota, 2 października 2010 · Komentarze(2)


Chyba przyszedł dzień, aby przypieczętować (dla niektórych udany, dla niektórych mniej) sezon rowerowy 2010. Jeżeli mówimy już o pieczętowaniu, to trzeba taka pieczęć dobrze zapamiętać. Co jak co, ale tą trasę dobrze zapamiętamy :).

Od razu mocne uderzenie - Wawrzka - stromo, ale ładnie wchodzi. Liczyłem z góry na mgliste widoczki, ale nieco się zawiodłem:




Chełm.

Przed Banicą jak się okazuje, jakaś sprytna rzeka postanowiła zerwać dwa mosty. Jeszcze sprytniejszy Maciek postanawia się zabawić na mokro. Jego oponki nie wytrzymują bestialskiego dotyku glonów na betonowych płytach i ląduje w wodzie. Druga przeprawa jest już znacznie ostrożniejsza.


Przefrunę?


Szczęśliwy pływak ;)


Nie zauważyłem znaku i przeze mnie zawalił się most... ;p

A to już drugi przejazd:


W Banicy atakujemy podjazd na cmentarz (dobre 20%, jak te karawany tam wjeżdżają?), a potem podjazd do Czyrnej (właściwie ściankę wspinaczkową - troszkę łagodniej).


Cerkiew ze ścianki :).

Z grzbietu roztacza się piękny widok na najwyższy szczyt Beskidu Niskiego, Lackową, widać też, u jej podnóża, bielące się ściany cerkwi w Izbach - prawdziwe odludzie, tam drogi się po prostu kończą :).



Za chwilę rozpoczynamy podjazd pod Piorun (743 m.n.p.m.). 2 km długości, nachylenie znaczne - z trudnością jadę 9-9,5 km/h. Zjazd w stronę Mochnaczki taki sobie - ledwie 71,4 km/h. Jakby mało było stromych podjazdów (dotychczas wszystkie bardzo strome) zdobywamy w bólach ścianę pod stadninę Jakubik (nachylenie nawiązuje miejscami do Krzyża w Ropicy). Zjazd dostarcza adrenaliny, sporo leśnych zakręcików i lądujemy na początku podjazdu do Tylicza ;p.


Spojrzenie wstecz do Krynicy.

Ciasne serpentyny, ale na szczęście i w końcu trochę łagodniej. Zjazd beznadziejny. Podjazd z Muszynki na Kurovske Sedlo łatwiutki, płaściutki. Pierwszy km w dół bardzo szybki i stromy - ponad 76 km/h, potem już masakra - 6 km łagodnego zjazdu, ale wiatr taki, że do 45 km/h muszę dokręcać ;/.

Do Bardejova totalne zamulanie, przerwa nie pomaga, dopiero jedyny czynny sklep w Zborovie ratuje załogę, bo perspektywa 10 km podjazdu do granicy + zamulanie na maksa nie była kojąca. Na granicy kolejna przerwa i w końcu przypływ sił. Stąd już całkiem ładnym tempem docieramy do Gorlic.

Trasa bardzo męcząca, dużo podjazdów, w tym kilka bardzo stromych. Pogoda marna, chory od tego będę, ale jak zwykle było warto ;)

Dzięki xD

I na koniec:


Przed Zborovem.


Z przerwy w Koniecznej ;).

???

Co się odwlecze to nie uciecze

Niedziela, 26 września 2010 · Komentarze(3)
Doszło do historycznego spotkanie na szczycie, przy podejściu nr 2. Razem z Maćkiem wyciągnęliśmy Arka na małe przetoczenie się ;).



Bez większych kłopotów ruszamy z Grosaru, mocnym tempem zdobywamy Bielankę, przed szczytem Maciek próbuje zrobić ze mnie bałwana i wykorzystać to przy ataku, ale wykrywam nikczemny podstęp i sam ruszam. Idziemy łeb w łeb i nagle hamulec bo dziura po pachy na mojej drodze. Zjazd do Leszczyn dosyć odważnie, hamulec tylko w newralgicznych punktach. Mam wrażenie, że asfalt nieco się pogorszył ostatnio... Podjazd nad Kunkową spokojnie, zjazd w sumie też, bo ognia dajemy z Maćkiem dopiero na długiej prostej. Niestety przed nią musimy zahamować na zakręcie bo wyskakuje BMW. Mijam na pełnej piździe Arka i znów za wcześnie przestaję dokręcać z uwagi na zakręt. A prawda jest taka, że zwalniać nie trzeba w ogóle i dziś o tym się przekonałem. Dalsza jazda - mocno po zmianach - Magura razem i ogień do Gorlic. Z Magury pewnie koło 75 km/h, wyprzedzamy jakiś dobry samochód, który nawet nie stara się nas gonić... Dziwnie tak :D. Ciągniemy z Maćkiem 38-53 km/h, była moc.
W Gorlicach niecodzienna sytuacja - spod szpitala wyjeżdża karetka, a my but za nią. Pod Dukatem lecimy prosto za nią, z pominięciem wysepki, na światłach wszystkie samochody usuwają się przed nami (karetka ominęła zator statoilem) :D. Dobrze, że nie dostaliśmy mandatu za nielegalne wykorzystanie koguta :D.

Dzięki panowie xD

VIII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca: Ogień o poranku

Niedziela, 19 września 2010 · Komentarze(3)
Po wczorajszej nocce, która zleciała na grach rozmowach w pokoju nr 13, ciężko było się zerwać przed 6. Śniadanie i po 3 km od razu mocny akcent, czyli przełęcz Hałbowska. Ruszamy we trzech: ja, Maciej i Mateusz - nutella. Poniższe zdjęcie powinno wyjaśnić przyczynę takiego przezwiska:


Jeszcze w Kotaniu.

Od razu idzie mocne tempo, pierwszy km (nachylenie 3,3%) lecimy ponad 20 km/h, na drugim na czoło wychodzi Maciek i prowadzi przez następne, coraz stromsze (6,7% i 8%), cały czas koło 14-16 km/h. Na końcowych zakrętach staje i zostawia nas kilkanaście metrów, oj dziś nie było siły na niego ;). Zjazd do Kątów beznadziejny, ciężko 60 km/h wykręcić. W Żmigrodzie przychodzi czas ma różaniec i pamiątkowe zdjęcia. Wpada też dudek i Monika ;).






Godło na dzwonnicy kościoła.

Potem masakryczny odcinek główną na Jasło - jazda jeden za drugim, hamowanie pod górę i w dół, szczęśliwi wszyscy dojechali w jednym kawałku. Podjazd do sanktuarium razem z pieszą i rozkładamy się na naszej górce koło kalwarii ;). W połowie mszy dojeżdża Patryk.


Z Ewką i Kasią. Przepraszam za mój karygodny negliż.




I zaczyna się...


Więcej grzechów nie pamiętam...


maleńki odpuścik...


W czasie komunii nasza górka opustoszała, chyba się wszyscy ładnie wyspowiadali ;p...

Dojazd do Gorlic to osobna historia, ale z ciekawszych momentów, nie udał się kawał na Rozboju, tylko jedna osoba się nabrała, a to za mało o TRZY ;p!

Co mogę napisać? Było tak jak przed rokiem, SUPER! Spotkanie z nowymi, jak i znanymi już sprzed roku ludźmi, to jest to! Piękne widoki, odludne miejsca... Możliwość bycia bliżej Boga, robiąc to co lubię. Podziękowania należą się zwłaszcza Patrykowi i dziewczynom przygotowującym codziennie przez te 4 dni jedzenie, zupełnie za darmo :). Do zobaczenia za rok!

Jeśli kogoś mój opis "natchnie", aby spróbować za rok, zapraszam na:
stronę pielgrzymki (nowa, lepsza jest w budowie).
lub na konto na facebooku.

Dzięki xD



Więcej zdjęć na picassie.

< Dzień poprzedni

VIII Górska Pielgrzymka Rowerowa z Rzeszowa do Dębowca: Spodziewana niespodzianka

Sobota, 18 września 2010 · Komentarze(0)
Czekałem na ten dzień, nie ze względu na asfalt, który w 70% jest dziś gorzej niż tragiczny, ale na możliwość przejechania odcinka Krempna - Grab. Cóż za widoki, cóż za cisza i spokój, cóż za dziury!

Rano pod salą, która w nocy przestała stać dla mnie otworem rozdzielamy się, tradycyjnie po mszy i śniadaniu z grupą górską i ruszamy w trasę.


Kinia z górskiej ;).

Po wczorajszym ciężkim dniu niektórzy z górskiej postanowili odpocząć nieco na szosowej, tak jak uczyniła, to (ta po lewej) Asia ;).



Mijamy kawałek szosy do Barwinka i lecimy między dziurami do Polan przez Mszanę. Długi, łagodny podjazd umilają piękne widoki:



Na szczycie następuje długa przerwa, bo część osób chce skoczyć do Olchowca, gdzie jest cerkiew, która jest warta zobaczenia, ze względu na mostek do niej prowadzący ;p. Ja tam już byłem w zeszłym roku, więc szkoda kół na taki asfalt.


Na szczycie.

Zjazd to po prostu poezja. Po 300 m przypominam sobie o kasku zostawionym na szczycie, więc but na górę. 500 m dywanu i dziura na dziurze. A potem do Krempnej znów dywan. Ktoś miał naprawdę zabawne poczucie humoru...



Tu wpada spodziewany (tylko przeze mnie) Maciej, który podejmuje próbę dojechania do końca razem z nami ;).
Tam następuje kolejna długa uczta pod sklepem i życiowa decyzja. Prosto na Kotań 1,5 km, ew. 15 gładkim asfalcikiem, czy długi podjazd przez Żydowskie, po dziurskach po kolana z przepięknymi widokami. Wybór raczej oczywisty ;). Co ciekawe miejscowości Żydowskie wcale nie ma, choć na mapach figuruje. Wg. wikipedii praktycznie zaludniona, żadnych domów się nie mija.

I właśnie za to lubię tą drogę. Ni żywego ducha, ni samochodu, nic... I ten pokryty już jesiennymi liśćmi asfalt. Asfalt, który sprawia wrażenia, jakby się wtapiał całkowicie w krajobraz. Te dziury... Tak jakby drogowcy od razu je tu położyli - nie jestem w stanie sobie wyobrazić w tym miejscu dywanu.


Przyjaciel spod sklepu.


Asia omija liście (czyli dziury pod nimi ukryte).


Nawierzchnia sprawia wrażenie nieco zaniedbanej...






Chyba jedyny podjazd pokonany w miarę razem ;P.









Najpiękniejszy odcinek całej pielgrzymki jak dla mnie... Ale i bardzo gumowy, w sumie dwie:



Końcowa ścianka z widokiem na przełęcz Beskid.

Na dole, pod sklepem, dla chętnych jest podjazd na przełęcz Beskid - stroma, dywanowa ścianka na granicę. Ruszamy w składzie ja, Maciek i Domi. Zjazd rozgrywam taktycznie i wyciągam prawie 84 km/h. Nasza kobieta pobija swój rekord - 73 km/h, jest moc. Dalszy odcinek w dół doliny rzeki pokonujemy całą grupą ;).


Dziki Zachód w Grabiu.


Arcydzieło w dziedzinie produkcji mostków szosowych.


Zachód w Kotaniu.

Dzisiejszy dzień zdecydowanie najlepszy - goście, goście, piękne widoki, zwłaszcza druga część dnia, ogień z Beskidu, gumy w lesie i POGODA ;p!

Dzięki xD



< Dzień poprzedni Dzień następny >

Wyprawa w nieznane...

Wtorek, 7 września 2010 · Komentarze(3)
... czyli, krótka przejażdżka po drogach, o których bikemap.net - owi się nawet nie śniło...

Kwiatonowice tak jak chciałem mocno, było w trupa, ale trup to był po zatrzymaniu...
Krótka wizyta w Sitnicy :).
Piękny zjazd (vmax bez pedałowania, złożony praktycznie do połowy - pierwszy raz tamtędy jechałem...) w akompaniamencie pięknego zachodu słońca... :).



A całość z Maciejem.

Dzięki xD

Nie ma tragedii

Piątek, 3 września 2010 · Komentarze(1)
Kategoria do 50 km, z Maćkiem

Wspomnienie z końca wakacji - tydzień w byłym NRD... :)

Forma spadła, ale tragedii nie ma... Na razie ;)

Zamkowa(w trupa) + Bystra + podjazd pod Bieśnik i powrót do Ropicy, gdzie ustawiłem się z Maćkiem. Razem ruszamy na zwiedzanie Kobylanki, Krygu i Libuszy.

Z Rozboju dzisiejszy vmax - prawie 67 km/h.

Nocny rekord

Wtorek, 20 lipca 2010 · Komentarze(2)


Niestety z powodu nieuleczonej awarii dętki nie ruszam po 4 z Maciejem, ale dopiero koło 10, po wymianie gumy. Idzie świetnie, w Lipnicy Murowanej, po 70 km, średnia ponad 31 km/h. Dość długi podjazd do Muchówki i zaraz toczę się hopkami do Nowego Wiśnicza. Tam zwiedzam obejście zamku, kilka fotek i w drogę.









Do Bochni ekstra zjazd, ponad 75 km/h ;). Udaje mi się trafić na objazd ruchliwej czwórki, przez Kłaj. Jazda przez Niepołomice i Igołomską to męka, pomimo, że poniżej 30 km/h nie schodzę. Ruch, frezowane koleiny - w pewnych miejscach asfalt wyglądał jakby nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić, w którą stronę by się wygiąć ;). I w tym miejscu - mieszkańcy ulicy Igołomskiej - pozdro dla Was! Spotkanie z Maćkiem i Domi na rynku. Do Krakowa docieram ze średnią 29 km/h, ładnie noga podawała. Wizyta w kilku sklepach i ruszamy na Wieliczkę, rezygnując z przebijania się przez miasto, światła i Nową Hutę. Okazuje się to być dobrym wyborem. Minimalny ruch, chłód, jedzie się świetnie.


Zachód przed Niepołomicami.

Postój w Bochni, jazda ze zmianami, szybko docieramy do Zakliczyna, gdzie robimy kolejny postój. Coraz bardziej zbliżamy się zarówno do północy i do Sitnicy. W końcu cali i zdrowi dojeżdżamy do celu. Zjazd po zakrętach do Moszczenicy w miłej mgle, potem już ogień do domu. Na ostatnim skrzyżowaniu bliskie spotkanie z panami pałami, uratowały nas sekundy (jechaliśmy na czerwonym, na szczęście chyba nie widzieli). Do domu wchodzę 2.10 ;).

Dzięki xD

Włóczykijstwo

Piątek, 16 lipca 2010 · Komentarze(0)
... czyli zwiedzanie pobliskich wsi - od Kobylanki, prze Lipinki i Wójtową, aż po Głęboką i Grudnę Kępską. Krótka wizyta na betonach w Korczynie, w Libuszy na starym moście kolejowym. Na koniec Zagórzany z pięknym zachodem + Moszcznica z następna jego fazą ;). Odwożąc Aniasza, zasiedziałem się u kumpeli do 23, nie ma to jak niespodziewane spotkania :D.

Dzięki xD!


Zagórzany...


I nad rzeczką...


A to już Moszczenica...


Na szczycie podjazdu, już w Gorlicach, pod cmentarz wojskowy, niebo wprost płonie ;)

Bieszczady 2010 - Podsumowanie

Wtorek, 13 lipca 2010 · Komentarze(2)
Co dobre szybko się kończy - 5 dni z super ludźmi, dzięki, oby więcej takich wyjazdów! Było wszystko - i rower, i kajaki, i chlapanie, i chodzenie, co kto lubi ;). Pięknie widoki, niezapomniane przygody, ciężka dupa z sakwami, sezam, obiad za 14 zł, 6 - osobowa załoga trójki ;D.

Trochę statystyk rowerowych:

Wszystkie km: 383,05 km
Cały czas: 18h 25 min
Poziom duszności w namiocie: b.wysoki
Średnia prędkość: niska ;p
Podjazdy: 3850 m
Wrażenia: zajebiste
Widoki: często gęsto piękne
Vmax: 70,73 km/h
Zdjęcia: na blogu więkoszośc moich (zwłaszcza krajobrazy) i trochę Maćka.

Przemyślenia:
- sakwy dają w dupsko
- Bieszczady są ładniejsze wczesną wiosną albo jesienią, ale ładnie było i tak
- więcej wyjazdów większą grupą
- więcej sezamu ;p.
- potrzebna większa karta niż 2 gb

Tyle, dzięki xD!

< Dzień poprzedni