zimny wieczór

Środa, 25 maja 2011 · Komentarze(0)
Kategoria do 50 km
Załatwić z kolegą pewną sprawę.
Wieczory jeszcze bardzo chłodne.

dookoła jeziora

Wtorek, 24 maja 2011 · Komentarze(0)
Kategoria >80 km/h, do 50 km


Krótka, acz treściwa runda z Wojtkiem dookoła pięknej Klimkówki. Tempo mocne, pod Bielankę zostaje, ale wjeżdżam równym tempem. Z Kunkowej do Uścia to samo. Na zjeździe rozprowadza mnie Wojtek, ale dociągam do 80 km/h i odpuszczam, bo mocno zaciąga z boku i w twarz, a troszkę się tam pod koniec nierówno robi. Jeszcze trzeba się trochę nauczyć jeździć na większej korbie - inaczej trzeba te biegi zmieniać żeby to dało mocny efekt, ale już było fajnie.

Hopki nad jeziorem, pomimo moich obaw wchodzą miło. Wojtek gubi mnie na początku, ale dojeżdżam go na ostatniej. Łosie - Bielanka w wykańczającym słońcu i stamtąd już szybko do Gorlic, chociaż puszczam koło w paru miejscach - forma jeszcze nie ta żeby an trekingu za szosą pod 50 km/h wyrabiać.

Dzięki :).

Nie ma zdjęć to będzie nuta - jedna z moich ulubionych queenu.

"/>

ostra setka

Niedziela, 22 maja 2011 · Komentarze(4)
Towarzystwo doborowe, bo aż we czwórkę jedziemy. Ja, Maciek, Arkiem i Wojtkiem. Wiedzieliśmy już na starcie, że tempo będzie mocne, bo bracia G mają po 3,5 i 2,5 tys. km, a my z Maćkiem z 1,5 tys razem ;).



Ropska jak zawsze na początku przytyka - Wojtek odrywa się bez problemu, ładnie goni go Maciek. Na zjeździe rozprowadzam ja, piękny dywan zrobili z Ropskiej, tylko na halny w jesieni poczekać i być może jeszcze więcej tu wyciągniemy jak podczas pamiętnej wycieczki Doliną Popradu. Dalej ciągniemy pod Ptaszkową, oczywiście Wojtek królował na podjeździe i to chyba na każdym dzisiaj. Zjazd z powrotem do Grybowa i przerwa dopiero w Bereście. Mocne tempo, bez zmian dyktuje Wojtek. Podjazd przez Kotów stromy, zjazd kręty, gdzieś pod koniec pada vmax.


Końcówka podjazdu.


Wojtek


Arek


Początek zjazdu.

Pod Krzyżówkę trochę odcina prąd, ale jakoś się wtaczam, przerwa na banana i od tego momentu jedzie się znacznie lepiej.


Widoki z Krzyżówki.

Serpentyny w Bereście, jak zwykle magia - gonimy z Maćkiem braci, którzy mieli tyle przewagi co stworzyli na podjeździe. W Bereście prawie ich mamy, ale wypłaszcza się i dopiero we Florynce jesteśmy w stanie ich dognać (na postoju ;p). Dobrą decyzją okazuje się Wawrzka - stroma, konkretna, ale krótka i pusta w porównaniu do Ropskiej.


Łatwy początek.


I na szczycie.

Stamtąd zjeżdżamy - znowu Wojtek na hopce tworzy przewagę i utrzymuje ją do końca zjazdu - rozmijamy się nieco we trójkę lecimy skrótem omijając główną i spotykamy się dopiero na Grosarze w Gorlicach.

Dzięki było ekstra trzeba to powtórzyć, zwłaszcza jak będziemy w lepszej formie ;p

klik

wio

Czwartek, 19 maja 2011 · Komentarze(2)
Kategoria >50 km, z Maćkiem
No i wolność - wreszcie można jeździć. Ruszamy o 7 na trasę z Maciejem:



Cała trasa pod zmienny wiatr, hopki nad jeziorem nawet weszły, ale od tej strony znaczniej łatwiej, zjazdy dziś na luzie. Dziury w Smerekowcu mijamy przez Zdynię. Magura ładnie wchodzi - gubię towarzysza na najbardziej stromym fragmencie przed pierwszą serpentyną. Do Gorlic niestety pod wiatr, no ale jakoś przepychamy. Na koniec jeszcze do Glinika i z powrotem.

Dzięki

"/>

sweet home Izby

Środa, 11 maja 2011 · Komentarze(5)
Kategoria >50 km
[*] Wouter Weylandt [*]

Z powodu tego wypadku zrezygnowałem z jazdy przez Uście, chociaż warunki były dobre na dużą prędkość, ale jakoś nie miałem nastroju do szaleństw.

Trasa:


Podążyłem do moich ulubionych Izb, dojeżdżając jednak do Ropy zdecydowałem sprawdzić podjazd wiodący na Suchy Wierch. Nachylenie masakryczne, prawie 2 km, nie wiem ile mogło być - czy 20 czy 30 %, nie mam czym zmierzyć, ale umęczyłem się niewąsko - jeden z najgorszych jakie w życiu podjeżdżałem.


To ta cienka linia, ponad tym domem z lewej.


Początek mordęgi.


Trochę wyżej.


Spojrzenie wstecz na Chełm, Ropę i podjazd do Wawrzki, którym potem jechałem.




Widok na Ropską Górę, z tej perspektywy jest większa niż mi się wydawało ;).


Widok na Maślaną ze szczytu podjazdu.



Zjazd nielepszy, pełno syfu na asfalcie, podjazd do Wawrzki wydaje mi się łatwy przy tym co przed chwilę się wytaczałem.



Aż do Izb pomaga mi wiatr, i ciężki odcinek w górę rzeki mija na podziwianiu widoków. Mosty naprawiają, chociaż asfalt jeszcze niewylany.




To był pierwszy widok uwieczniony przeze mnie jako HDR, rok temu, dziś nieco lepiej to wyszło.

Izby:







W Banicy oczywiście piekielna ścianka nad cerkwią:


Jeśli tego zdjęcia nie pokazują podjazd w Ropie jest jeszcze bardziej stromy.


Jeden z moich ulubionych widoków - Lackowa, Banica i Izby ;).


Czemu ten dom ktoś tu zbudował :(! Swoją drogą ładne ma widoki z okna...

Dalsza trasa już łatwiejsza. Przed Berestem stawiam świeczkę nad licznikiem Mateusza i śmigam na Berest. Stamtąd ciągły wiatr do Grybowa, ale jest w dół, więc jakoś to przepycham. Ropska też jakoś wchodzi, na zjeździe boczny wiatr, próba złożenia kończy się, nie nie wyłożeniem, a rozłożeniem do pozycji normalnej. Na dole robią mostek. Droga przez Ropicę - męka - wiatr + debile na drogach, ale byłem zbyt zmęczony żeby dzwonić na 112. Następnym razem - no mercy - niech się nauczą co to metr przy wyprzedzaniu.


klik

krótkie odprężenie

Wtorek, 3 maja 2011 · Komentarze(2)
Kategoria >50 km, z Maćkiem
Jeszcze tylko matury i już zupełnie sezon się zacznie, tymczasem łatwa trasa na jakieś rozkręcenie i odprężenie przed jutrem (nie wiem czemu matura to egzamin dojrzałości - nawet niedojrzałe osoby mogą go dobrze zdać :P)



Traskę machnąłem razem z Maćkiem. Generalnie pod wiatr, albo czołowy albo boczny - tylko od Folusza, ostatnie 20 km, prawie cały czas z wiaterkiem.

Nieprzyjemna sytuacja w Skołyszynie, jakaś paniusia prawie potrąca Maćka Skodą i jeszcze jej się coś nie podoba - miało to miejsce na wysokości wysepki - z drugiej strony dziury po kolana, a ona się pcha, bo myśli, że wszystko wolno, a rowerzysta nic nie znaczy.

Za Dębowcem w końcu wychodzi słońce i towarzyszy, aż do końca.

Jasło - vśr 30 km/h
Folusz - vśr 27 km/h
Gorlice - vśr 28 km/h

Syfilis

Sobota, 16 kwietnia 2011 · Komentarze(3)
Kategoria >50 km, >70 km/h
Trasa standardowa, klasyczna i tym podobne określenia.



Syfilisem można nazwać łatanie dziur na Magurze - lepiej było jak ich nie łatali i sobie były. Teraz droga w obie strony zapaprana żwirem - nie polecam serpentyn z czymś takim.

Droga na odcinku Gładyszów - Smerekowiec jeszcze bardziej dziurawa o ile to w ogóle możliwe.

Od Uścia pod wiatr, hopki nad jeziorem jakoś weszły. Ogólnie jechało się nawet nawet, chociaż Od Ropy nogi jak z waty. I jeszcze jakiś czas tak pozostanie.

Tartak w Uściu Gorlickim:



Pierwsze śliwki robaczywki

Sobota, 2 kwietnia 2011 · Komentarze(7)
Kategoria >50 km
Tytuł miał być na początku: "Matura to bzdura", no ale ostatecznie po dzisiejszych jazach postanowiłem go zmienić ;). Trasa została nie zrealizowana, ze 120 km zrobiło się 80, bo i tak tych 120 bym nie zrobił.



Forma jak się okazuje denna, dodatkowo niezwykle strome podjazdy do Bruśnika i do Jamnej skłoniły mnie do skrócenia trasy i wcześniejszego powrotu. Teraz wszystko mnie boli, a zwłaszcza plecy, które chyba przyzwyczajają się do niższej pozycji :D. Podjazd pod przekaźnik, po serpentynach ze Zborowic jadąc z powrotem z trzema przystankami... Oj ta matura to bzdura...
Po zmianie asfaltu w Zborowicach na serpentynach chyba stromiej, a na pewno lepiej, w zakręty można 40-50 km/h wchodzić ;).

Pare migawek z trasy:


Bruśnik hop do góry.


Przed finałową ścianką Bruśnika.


A oto i ona.



Podjazd do Jamnej w tym stylu co ten powyżej - stromo, stromo i wcale niekrótko.


Wracając do Kąśnych.


Kąśna Dolna

Do zobaczenia może za tydzień :).

Poszli

Niedziela, 13 marca 2011 · Komentarze(5)
Kategoria do 50 km, z Maćkiem
W końcu udało się zacząć sezon, w którym od razy dodam, do maja wiele jazdy pewnie nie będzie (matura). Rower po pewnych zmianach, głównie w napędzie, forma nawet nawet, oddechowo świetnie (treningi na basenie), mięśnie już nie tak dobrze, ale myślę, że rozjeżdżę to i jakoś będzie.



Dzisiaj krótka wycieczka z Maćkiem wioskami do Biecza. Spokojnie jechaliśmy, bo on na swojej zimówce nie mógł za mną nadążyć. Oczywiście żeby nie było za pięknie to przy zjeździe z Rozboju wyprzedzanie na żyletki + podmuch w stronę auta, nie ma jak tak. Ogólnie wiatr masakryczny ;).


W Bieczu.


Maciej na swoim traktorze


Nowy łańcuszek Shimano LX.


Takaż kasetka.


Okazyjnie kupiona stalowa, trzyrzędowa Sora (52/42/30), z powodu awarii dziwnego pochodzenia, a mianowicie podczas serwisu przedsezonowego zauważyliśmy podejrzany brak zęba w mojej 48 i spadła mi ta oto korba (ramiona, tarcze i nawet support).

Podsumowanie sezonu 2010

Piątek, 31 grudnia 2010 · Komentarze(7)
Rok 2010 dobiegł końca. Oj, wiele się w nim działo – tu jest miejsca na wydarzenia związane z jazdą na rowerze. Oczekiwania na ten sezon były duże – wyprawa z prawdziwego zdarzenia, z 7-8 tys. km, większe prędkości, zwyżka formy… Co z tego udało się osiągnąć?




W marcu udało się zacząć jeździć, były to jednak pierwsze podrygi – tylko 180 km udało się wykręcić, czyli wręcz symbolicznie. Największą niespodzianką był tu nowy rekord prędkości – 83,16 km/h – zupełnie nieoczekiwany na początku sezonu.






Kwiecień przywitał wietrzną pogodą. W tym jednak roku udało się już coś wykręcić w kwietniu – ponad 500 km. Widoczna była też znacznie wyższa forma – średnie były wyższe wtedy niż u szczytu sezonu poprzedniego. Pewnej niedzieli pękła też pierwsza setka tego sezonu.


I tutaj kolejne zaskoczenie – vmax podczas jednej z wycieczek sięga prawie 84 km/h.




Maj to chyba najlepszy miesiąc tego sezonu, biorąc pod uwagę zupełny brak czasu (przygotowania do centralnego etapu olimpiady z historii) i progress w stosunku do maja roku poprzedniego. Co prawda to tylko 800 km, ale było kilka niezapomnianych wycieczek, zarówno pod względem widokowym, jak i prędkościowym.


Mokry zjazd z Krzyżówki. Podczas tego niezapomnianego wypadu poznaliśmy Rafała


Magura podczas mglistej setki przez Kurovskie Sedlo.

Trzy razy udało się przekroczyć średnią 29 km/h po dość dużych górach, a co sobotnie setki z Maciejem stały się niemal tradycją ;). No i zabójczy vmax, dotychczas niezagrożony nawet przez chwilę – 89,02 km/h! A mogło być wtedy 90 km/h – pęknięcie tej bariery to na pewno jeden z celów na sezon następny.




Oczekiwany czerwiec (wakacje i koniec przygotowań do olimpiady) okazał się nie być tym czym być miał. Powódź i ogólne załamanie pogody uniemożliwiło przekroczenie spodziewanego tysiąca, a wizja pierwszej dwusetki tego sezonu oddalała się z wolna… Zaczęło się od kolejnej osiemdziesiątki – z tą różnicą, że ta pękła na luzie – aż strach pomyśleć co by było gdybym nie pofolgował ;). No i niezapomniana trasa Vabec – Leśnica. Chociaż wycieczka samotna, widoki długo pozostaną mi w pamięci. Deszczowa końcówka również ;).








Naszedł wreszcie czas, który miał być ukoronowaniem wcześniejszych treningów – lipiec. Wyprawa nad morze na tandemach – niecodzienna sprawa trzeba przyznać. Niestety to był mój błąd, że się w to wplątałem, bo nic się koniec końców nie odbyło, kolega też zdezerterował i żadna wyprawa się nie odbyła… Niemniej jednak miesiąc i tak świetny – wypad w Bieszczady udał się wyśmienicie, te chwile zostaną w mojej pamięci na zawsze ;).


Przełęcz chyba Wyżna ;).



Wypad na Słowację niestety deszczowy, chociaż drugi raz w tym sezonie ocieram się o trzysetkę (aczkolwiek było to już w sierpniu).




Początek sierpnia bardzo obiecujący – pierwsze dwa dni to ponad 400 km i widoki na dalsze wojaże. Wielkim sukcesem jest także zorganizowanie wyjazdu na Przehybę – najtrudniejszy podjazd na jakim gościłem dotychczas.


Pod zamkiem Krasna Horka, w czasie rekordowej wycieczki – 288 km, po sporych górach ze średnią 25 km/h.

Niestety miesiąc ten okazał się paradoksalnie najgorszy – groźny wypadek – skutki na szczęście niegroźne, tylko obręcz do wyrzucenia. Do tego dochodzi wyjazd do Niemiec i kolarstwo cierpi. Dobrze, że chociaż NRD zwiedziłem ;).


Brama Brandenburska.


Pałac Sanssouci w Poczdamie.




Wrzesień to Górska Rowerowa Pielgrzymka z Rzeszowa do Dębowca + 3 razy ponad 80 km/h. Z tego miejsca zapraszam gorąco wszystkich na tą pielgrzymkę, bo naprawdę warto! Można powiedzieć, że nic więcej się nie udało się wykręcić i tylko połowa km z września zeszłego roku ~530 km.


Dzika róża gdzieś na trasie tegorocznej pielgrzymki ;).




Październik to wielki powrót sobotnich setek z Maciejem. Były to zakończenia sezonu w pięknym stylu, dolina Popradu o tej porze roku cudowna. Km niewiele, bo i czasu niewiele – klasa maturalna się zaczęła. Udało się za to poznać Arka ;).






O listopadzie nie ma co mówić – ostatnie podrygi, a grudzień to już podziękowania, życzenia, podsumowania ;p.




Trochę statystyk:

Wszystkie km: 5678 km
Średnia: 24,8 km/h

Setki: 17
Dwusetki: 3
Trzysetki: miała być, ale zawsze coś tam stawało na przeszkodzie – niechęć dokręcania kilku km, guma w piwnicy i takie tam…

Powyżej 70 km/h: 29
Powyżej 80 km/h: 10

Najwięcej km w miesiącu: lipiec

Sezon oceniam jako nieudany w wielu punktach, tym bardziej, że niewiele mniej zrobiłem rok wcześniej i to jeżdżąc na bardzo słabym sprzęcie przez większość sezonu. Najgorszy był brak wyprawy i osiągnięcia większej liczby km przez cały rok. Dlatego planów na sezon następny nie robię, bo lubią się one nie spełniać, zobaczymy w trakcie roku jak to się wszystko rozwinie. Jedynym założeniem jest nie zrobić wyników gorszych niż w roku poprzednim ;).
Zapraszam do mojej galerii - wiele nieopublikowanych zdjęć dla ciekawych - może w fotografii w przyszłym roku uda się zrobić małą niespodziankę ;).

A tymczasem szczęśliwego Nowego Roku!