Udało się wrócić było pięknie, widoki nieziemska, pogoda niesamowicie niepolska, zero komarów - widzieliśmy prawie wszystko co było do zobaczenia - oprócz morza i absolutnej północy kraju, ale o tym w miarę dodawania wpisów - enjoy!
Szykując się na najgorsze, byłem mocno zaskoczony wstając rano - bezchmurne niebo. W takich warunkach zdobycie Mont Ventoux woj. świętokrzyskiego, czyli Św. Krzyża stało się faktem.
Piękne lasy sosnowe po drodze.
Szczyt w delikatnych chmurach.
Niestety, żeby wjechać asfaltem musiałem nadrobić sporo km, sam podjazd nietrudny chyba z 10 km od Nowej Słupi praktycznie cały czas pod górę, ze zmiennym nachyleniem, finał w lesie. Trudniejszy był za to fragment dojazdowy we wsi Szklana Huta.
Na podjeździe.
Na górze pustki, taras widokowy mam za darmo, z pięknym widokiem na charakterystyczne gołoborze:
Jest i przekaźnik pokaźnych rozmiarów:
Sam klasztor nie zachwyca, bardziej podoba mi się dzwonnica:
Dalej śmigam urokliwą dróżką na Lechów, polecam ten skrót i decyduje się na Szydłów na skrzyżowaniu w Rakowie.
Brama Krakowska w Szydłowie:
oraz wspaniale zachowane mury miejskie:
Szlak św. Jakuba?
Dalej droga leci dość szybko, pomijając dwie ucieczki przed tirem na pobocze ;/. W Staszkówce wyjeżdża po mnie Maciek i razem dociągamy do domu. W końcowej fazie trasy problemy z nadgarstkami - jutro kupuję rogi!
W końcu naszedł czas na odwiedziny kuzynki w Starachowicach, i tym razem bezpośrednio z Gorlic ;). Sakwy załadowane do połowy, spokojne tempo i jakoś dojechałem. Zaskoczyło mnie nieco podjazdy w Świętokrzyskim - długie, ale niezbyt strome. Dziś myknąłem przez Staszkówkę - mały ruch, a na dziurach już dywanik piękny ;).
Kusił dzisiaj troszkę Święty Krzyż, ale już mi się nie chciał o po 180 km dokładać, kolejnych 20 czy 30.
O dziwo nie zmoczyło mnie, a przecież mamy lipcopad ;).
Na zjazdach spokojnie, bo z przodu mało klocków zostało.
Przed Ciężkowicami.
W świętokrzyskim pełno bagien, stawów i innego szajsu dobrego dla komarów.
Za dużo zabawy na bikemap.net nie będzie dziś ekg! Na początek trzy kopce, nawet nawet poszło, za to od wodociągów ledwo się wtoczyłem - rzeczywiście jest tam stromiej. Jadąc śladem stromizn poszedł Bieśnik - a jak już wjechałem to miło by było sprawdzić jak się wjeżdża z drugiej strony. Już asfalt zaczyna pękać, jak oni to budują... Dalej podjazd z Bystrej do Woli Łużańskiej - tu już trochę miałem dość - i poszukiwanie podjazdu do Stróżówki - również maskara. Szkoda, że nie wziąłem aparatu, bo piękne światło było. Na koniec ciepły deszczyk letni i do domu.
W końcu jazda, i to z tych nieco dłuższych - dziś główny cel Kurevskie Sedlo - zdobyta po raz trzeci z Maciejem, Arkiem, wujkiem.
Dziś byłem jak Niballi na Giro: pod górę odpadałem i grzałem jak głupi na zjazdach. Z Wawrzki 70 km/h pękło, potem do Krzyżówki spokojnie i na górę wtaczam się jakąś chwilę za resztą. Niestety okazało się, że bateria w aparacie padła więc nici ze zdjęć ;/. Do Tylicza cały czas miło w dół i pod Muszynkę razem z Maciejem. Zjazd piękny chociaż pod wiatr, 80 km/h pęka, szkoda że nie wiało w odwrotną stronę. Baredjov - Zborov kryzisik, ale jakoś mija i wjeżdżamy na granicę, skąd wieje już centralnie w plecy i lecimy pięknie (ze sprintem na prostej z Koniecznej 58 km/h). Na zjeździe z Magury, po pięknym rozprowadzeniu 76 km/h - wynik niezły, ale brakło chyba sił na więcej.
...czyli w końcu się ruszyłem. Nie ma co opisywać za bardzo, ulubiona trasa Konieczna i nazad z wiatrem, pod wiatr, jak na 2 tyg. niejeżdżenia jest nieźle.
Wczoraj trzeba było chłopakom odmówić jazdy i skoczyć z Maćkiem żeby się rozkręcić, a nie zajechać ;).
.... zastanych mięśni po dwóch tygodniach niejeżdżenia... Razem z Arkiem po okolicznych górkach. Ogólny brak sił i niewesoło... Towarzysz zostawił mnie dziś pod Wawrzkę i Brunary. Z Ropskiej minimalnie za daleko go wypuszczam i nie udaje się dociągnąć w dół do tych 80 km/h, znowu 78,5 tylko.
Ciekawa sytuacja w Stróżach - przed wiaduktem na nasz (mój) widok płoszy się lis z martwą kurą w pysku - niecodzienny widok.